Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Izrael czyni z cywilów zakładników

Treść

Z dr. Adamem Bieńkiem z Zakładu Arabistyki Instytutu Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Łukasz Sianożęcki

Z całego świata napływają słowa potępienia i apele o zaprzestanie bombardowań Strefy Gazy. Jednak wszystkich zastanawia możliwa reakcja głównego sojusznika Izraela - Stanów Zjednoczonych...
- USA już zadeklarowały poparcie dla działań Izraela, co jest całkowicie zrozumiałe. Drugim krajem, który wyraził takie poparcie, a co bardzo mnie zaskoczyło, są Czechy. Jednakże Stany Zjednoczone nie podejmą żadnych innych działań, gdyż znajdują się w "stanie zawieszenia" pomiędzy jedną prezydenturą a drugą. Z pewnością George Bush z całą mocą wspiera Izrael, gdyż zawsze tak robił. Barack Obama zaś jest wielką niewiadomą. Ciężko rozszyfrować jego poglądy na politykę zagraniczną. Wszelkie jego deklaracje na ten temat w trakcie kampanii prezydenckiej były bardzo ambiwalentne. Z jednej strony wiadomo, że był wychowywany przez muzułmanina, co jednak wcale nie musi rzutować na jego obecne opinie. Jeśli chodzi o inne kraje, to powiedzmy sobie szczerze, że bez poparcia USA niewiele można zrobić. Izrael zwraca uwagę tylko i wyłącznie na reakcje w Waszyngtonie. Na pewno nie przejmie się deklaracjami krajów arabskich. Media wszakże dość intensywnie komentowały wystąpienie prezydenta Iranu Mahmuda Ahmedineżada. On bardzo dużo mówi, jednakże jest zupełnie niegroźnym politykiem. Wpisuje się tym samym w tę bardzo kwiecistą retorykę charakterystyczną dla Bliskiego Wschodu. Toteż żadnych poważnych reakcji czy działań nie należy się spodziewać. Można więc to już teraz uznać za porażkę rozmów pokojowych, procesu stabilizacyjnego, a przede wszystkim porażkę ludności cywilnej, która ucierpi najbardziej.

Wspomniał Pan o prezydencie Iranu. Chciałbym zapytać o reakcję innych krajów arabskich. Indonezyjscy muzułmanie zapowiedzieli bowiem wysłanie na teren Palestyny swoich bojówek. Czy myśli Pan, że mogą te zapowiedzi wcielić w życie? Czy pójdą za nimi inne kraje?
- Myślę, że władze poszczególnych krajów nie będą oficjalnie składać tak daleko idących deklaracji. W Indonezji była to bowiem Jami'at-i Islami, organizacja luźno powiązana z Al-Kaidą, ale oni wysyłają swoje bojówki, gdzie tylko mogą, a ich jedynym głośnym zamachem był zamach na Bali. Nawet jeśli znajdą się ochotnicy z innych krajów, to nie będzie im się łatwo dostać do Strefy Gazy. Jest ona kontrolowana od strony zarówno lądu, jak i powietrza oraz morza przez wojska izraelskie. Ta kontrola oznacza dalsze poszerzanie statusu getta dla tej części Palestyny. Jest to zamknięta enklawa, gdzie ludzie nie mają pracy, wody, jedzenia, elektryczności czy dostępu do podstawowej opieki medycznej.

W Pana opinii izraelskie naloty są rzeczywiście interwencją mającą na celu walkę z terroryzmem? A może jest inny cel tych akcji?
- Jest to zwyczajna demonstracja siły. Zwalczanie terroryzmu na Bliskim Wschodzie w taki sposób nigdy się nie udawało. Hamas co prawda sprowokował te starcia, lecz odpowiedź Izraela jest niewspółmierna do ataku Arabów. Przy tym należy podkreślić, że to nie cały Hamas zaatakował państwo żydowskie, lecz jedno z wchodzących w jego skład ugrupowań. Nie jest to bowiem partia jednolita, a raczej luźna konfederacja grup ekstremistycznych. Ponadto myślę, że naloty bombowe są wyjątkowo nieskutecznym orężem w takiej walce. Jedyne, co by mogło zadziałać, to zorganizowana akcja lądowa, która miałaby służyć opanowaniu ważnych obiektów na terenie Strefy Gazy. Bombardowanie - jak wiadomo - nie jest precyzyjne, a przy tym uderza głównie w ludność cywilną. Tak naprawdę Izrael w ten sposób czyni z ludności cywilnej zakładników konfliktu, który rozgrywa się na linii z jednej strony kompleksu militarno-zbrojeniowego w Izraelu, a z drugiej ekstremistów z Hamasu. Oczywiście Hamasowi te naloty nie zaszkodzą, a wręcz przeciwnie, spowodują większy nabór ochotników do ich oddziałów wojskowych. Zdecydowanie ucierpi jednak ludność cywilna, która w Strefie Gazy już teraz znajduje się w sytuacji krytycznej. Przy tym należy zwrócić uwagę na fakt, iż media podały wiele nieprawdziwych informacji na ten temat. Na przykład powołując się na egipskiego ministra spraw zagranicznych Abdoula Gheita, stwierdza się, jakoby żołnierze Hamasu nie pozwalali rannym Palestyńczykom ewakuować się do Egiptu. Jest to oczywiście nieprawda, ponieważ granicę egipsko-palestyńską kontrolują Izraelczycy, więc to z nimi należy rozmawiać na ten temat. Gdyby była ona kontrolowana przez Hamas, to przecież mieszkańcy Autonomii nie musieliby robić kilkusetmetrowych tuneli podziemnych, aby dostać się na teren sąsiedniego kraju. Tunele te zresztą, jak podała izraelska armia, także były celem bombardowań.

Czy może dojść do ofensywy lądowej Izraela?
- Nie wiem, czy do niej dojdzie, ale uważam, że jest to jedyny środek, aby Izrael mógł doprowadzić do jakiegokolwiek tymczasowego rozstrzygnięcia. Atak skierowany przeciwko instytucjom rządowym, administracyjnym siedzibom Hamasu oznaczałby konieczność opanowania całego miasta. Byłaby to z pewnością bardzo długotrwała walka.

Gdyby Izraelowi udało się spacyfikować Strefę Gazy, to zająłby się jej administrowaniem, co teraz robi Hamas?
- W takim wypadku Izrael nie będzie miał wyjścia i ze względu na opinię międzynarodową będzie musiał coś zrobić. Po ewentualnym opanowaniu Gazy, w które, szczerze mówiąc, powątpiewam, zwróci się o pomoc do organizacji humanitarnych, do Unii Europejskiej i USA. Będzie próbował przerzucić, jak zwykle zresztą, odpowiedzialność na barki innych.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-12-30

Autor: wa