Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Izrael boi się końca kurateli USA

Treść

Izraelskich analityków coraz poważniej niepokoi słabnąca pozycja Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej spowodowana zarówno problemami wewnętrznymi, jak i błędną polityką międzynarodową. Profesor Jehuda Bauer na łamach wczorajszego wydania izraelskiego dziennika "Maariw" zastanawia się wręcz nad koniecznością znalezienia dla Tel Awiwu nowego sojusznika, który skutecznie strzegłby interesów Izraela na Bliskim Wschodzie.
Mocno zaniepokojony krachem amerykańskich planów wobec Iraku izraelski profesor historii zauważa, że potęga największego sojusznika Izraela nie będzie trwać wiecznie. Pośrednio przyznaje on, że wpływ żydowskiego lobby w USA ma swoje granice, a nastroje antywojenne Amerykanów w jego ocenie osiągnęły "zatrważający Tel Awiw pułap".
Bauer zwraca uwagę, że "zadłużenie zagraniczne USA osiąga, według różnych ocen, 7-8 bilionów dolarów, przy czym, od jednej trzeciej do jednej czwartej tej sumy Ameryka jest winna Chinom", dlatego "trudno wyobrazić sobie, że amerykański dług będzie rósł w sposób nieograniczony". Izraelski profesor historii obawia się, że spodziewane niezadowolenie warstwy najuboższych Amerykanów "okaże się na tyle silne, że odrzuci ona obecne władze". Bauer obawia się, że wyniesieni do władzy na fali niezadowolenia ludzie nie będą już tak otwarcie prowadzić na koszt amerykańskiego podatnika proizraelskiej polityki bliskowschodniej.
Według publicysty, "dalsze sztukowanie potęgi wojskowej USA również wydaje się niemożliwe". "Spośród pół miliona amerykańskich wojskowych 150 tys. skoncentrowano w Iraku, taka sama liczba żołnierzy i oficerów niezbędna jest dla zabezpieczenia rotacji. Prócz tego interesy narodowe wymagają obecności kontyngentów wojskowych również w innych licznych regionach planety" - pisze Bauer, dowodząc, że obecnie USA nie mogą sobie pozwolić na kolejną awanturę wojenną. "W Iraku przecież sytuacja dla Amerykanów stała się patowa: nie mogą go ani połknąć, ani wypluć" - ocenia publicysta.
Autor ostrzega, że wyłączne "poleganie na sojuszu z USA nie jest zbyt mądrą polityką". "Należy po cichu zająć się poszukiwaniem możliwych alternatyw" - postuluje izraelski historyk i zachęca do skierowania uwagi izraelskiej dyplomacji na Europę, mimo że jest ona "dość wrogo ustosunkowana wobec prezydenta USA George'a Busha" i przeżywa katastrofę demograficzną. "Dzisiaj mniejszość muzułmańska na Starym Świecie liczy 23 mln ludzi, a w perspektywie może się stać większością, zmiatając tradycyjne zachodnie wartości kulturalne" - pisze Bauer. Mimo to, jego zdaniem, Europa mogłaby się przydać, ponieważ "ciągle jest naturalnym sojusznikiem narodu żydowskiego i państwa Izrael".
Mimo że "w krótkiej perspektywie alians Izraela z USA okaże się efektywny", to jednak żydowscy politycy - w ocenie Bauera - "niestety, nie widzą dalej niż koniec własnego nosa". Nie przyjmują oni też do wiadomości sprawozdań m.in. o "zaznaczającym się braku poparcia narodu amerykańskiego wojny w Iraku ani, co najważniejsze - nieuchronnej utraty przez Stany Zjednoczone światowej hegemonii". Jej pierwszym przejawem mógłby się stać jednostronny odwrót USA z Iraku, który "zostałby przyjęty jako triumf radykalnego islamu i przyniósłby ciężką stratę dla pozycji Izraela". Zmartwiony tą perspektywą żydowski profesor historii obawia się również, że władze izraelskie "nie mają alternatywnego programu na wypadek nagłego zaostrzenia się kryzysu w USA", w efekcie którego nastąpiłoby wycofanie amerykańskich żołnierzy z Iraku i likwidacja dotacji dla Izraela.
Waldemar Moszkowski

"Nasz Dziennik" 2005-10-17

Autor: ab