Irlandzkie "tak" dla Lizbony
Treść
Zdecydowaną większością głosów w powtórzonym po 16 miesiącach ogólnokrajowym referendum Irlandczycy powiedzieli Lizbonie "tak". Aż 67,1 proc. Irlandczyków głosowało za przyjęciem tego dokumentu, zaś przeciwnych było 32,9 proc. obywateli tego kraju. Ostatnio wyjątkowo niepopularny w swojej ojczyźnie premier Brian Cowen w związku z wynikiem głosowania zebrał szerokie pochwały od polityków z całej Europy. Jak podkreślano w mediach, zarówno irlandzkie władze, jak i reprezentanci Brukseli odetchnęli z ulgą po ogłoszeniu wyników.
- Irlandczycy przemówili jasnym i donośnym głosem - powiedział tuż po ogłoszeniu wyników premier Cowen. - To dobry dzień dla Irlandii i dla całej Europy - dodał. Jak zauważono, w obozie zwycięskim nie doszło do ekstatycznego wybuchu radości, lecz do głębokiego westchnienia i poczucia ulgi. Pierwszy z gratulacjami wystąpił przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso, stwierdzając, że jest to wspaniały dzień dla całej Europy. Dodał, iż jest przekonany, że pozostałe kraje, które jeszcze traktatu nie ratyfikowały, czyli Polska i Czechy, zrobią to jak najszybciej. Także premier Donald Tusk "popędzał" prezydenta Lecha Kaczyńskiego do podpisania dokumentu, przypominając, iż Paweł Wypych z prezydenckiej kancelarii obiecał, iż jeśli Irlandia ratyfikuje traktat lizboński, wówczas głowa naszego państwa też go podpisze. Podobny problem prounijni politycy mają w Czechach, gdzie Vaclav Klaus zapowiedział, iż nie złoży podpisu pod traktatem, dopóki Trybunał Konstytucyjny nie orzeknie o jego zgodności z czeską ustawą zasadniczą.
Także pełniąca prezydencję w UE Szwecja pogratulowała Irlandii przyjęcia traktatu. - W końcu będziemy mogli wcisnąć przycisk dla lepszej kooperacji Europy, który to daje nam traktat lizboński - powiedział minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt. Gratulacje i słowa ulgi, że nie doszło do powtórzenia zeszłorocznego rezultatu, napływają z całej Europy. Prezydent Włoch Giorgio Napolitano oświadczył, iż przyjął wyniki z ulgą i satysfakcją. Rosja również wydaje się być zadowolona z ratyfikacji traktatu przez Dublin. Rzecznik prasowy rosyjskiego MSZ Andriej Niestierenko wyraził przekonanie, że da to dodatkowy impuls rozwojowi partnerstwa pomiędzy Rosją a Unią Europejską.
Przeciwnicy ratyfikacji wyrazili niezadowolenie z osiągniętego rezultatu, jednocześnie podkreślając swoje rozczarowanie z powodu odrzucenia wyników poprzedniego referendum. "Jesteśmy wyjątkowo zawiedzeni, że głos obywateli nie został wysłuchany za pierwszym razem" - głosi oświadczenie antylizbońskiej grupy Coir. Irlandia jest jedynym krajem członkowskim, w którym odbyło się referendum w kwestii przyjęcia traktatu.
Superpaństwo Europa to potwór Frankensteina
"A więc tak kończy się 1000 lat naszej historii" - głosi tytuł komentarza Petera Hitchensa dla internetowego wydania dziennika "Daily Mail". Autor zauważa, że przyjęcie traktatu lizbońskiego przez Irlandię jest kolejnym udanym krokiem w kierunku tworzenia superpaństwa, na którego czele stanie prezydent Europy. "Krytycy mówią, że traktat, który pozwoli instytucjom UE naśladować funkcje państw narodowych, jest największym zagrożeniem dla brytyjskiej suwerenności od czasu inwazji Wilhelma Zdobywcy w 1066 r." - czytamy w tekście Hitchensa. "Tak więc nowe Państwo Europejskie w końcu istnieje i samo nadało sobie życie, życie wprawdzie bardziej w rodzaju Frankensteina, nadal jednak życie" - dodaje.
Jak komentuje BBC, o tak silnej przewadze głosów na "tak" zadecydował przede wszystkim kiepski stan krajowej ekonomii w dobie kryzysu, a także "gwarancje" złożone przez Brukselę po ubiegłorocznym referendum. Według nich, Unia Europejska nie będzie mogła angażować się w kluczowe dla Irlandii obszary suwerenności, takie jak podatki, wojsko czy kwestie rodziny, jak np. aborcja. Z taką opinią zgadza się także irlandzki minister finansów Brian Lenihan. - Jesteśmy obecnie w trudnej sytuacji ekonomicznej i właśnie dokładnie to sprawiło, że ludzie głosowali na "tak" - powiedział.
Co zrobi Wielka Brytania?
Wyniki referendum postawiły także w trudnej sytuacji szefa brytyjskich konserwatystów Davida Camerona. Jak pisze "Daily Telegraph", Cameron będzie obecnie podlegał bardzo głębokim naciskom, aby sprecyzował swoją pozycję odnośnie do zapowiedzianego referendum na Wyspach. "Ostatniej nocy pan Cameron spotkał się z żądaniami ze strony eurosceptyków we własnej partii, a także zza granicy, aby złożył obietnicę, iż przeprowadzi referendum w Brytanii, jeśli zostanie premierem, nawet jeśli traktat będzie już ratyfikowany przez wszystkie państwa członkowskie" - czytamy w gazecie. Taki scenariusz jest wysoce prawdopodobny, ze względu na słowa Camerona, który stwierdził, że jego kraj dramatycznie potrzebuje radykalnych zmian, nowego przewodnictwa i nowego kierunku, w którym podąży. Według najnowszych sondaży, to właśnie Torysi przejmą w zaplanowanych na marzec 2010 roku wyborach władzę. Wówczas to właśnie Cameron byłby naturalnym kandydatem do objęcia teki szefa rządu. Może się okazać, że inna wyspa, nie zaś Irlandia, pokrzyżuje mocarstwowe plany brukselskich urzędników.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-10-05
Autor: wa