Irlandzki prztyczek w unijny nos
Treść
W ponurych nastrojach już od czwartkowego wieczoru byli wszyscy zwolennicy traktatu lizbońskiego w Irlandii. Kiedy się okazało, że frekwencja w referendum mającym zadecydować o ratyfikacji tego dokumentu nie przekroczyła 50 proc., bardzo prawdopodobne stało się to, iż Irlandczycy powiedzieli stanowcze "nie" unijnemu traktatowi. Wczorajszy ranek tylko pogłębił te nastroje, gdyż pierwsze nieoficjalne wyniki potwierdziły te przypuszczenia. Radość wybuchła za to w obozie eurosceptyków, kiedy we wczesnych godzinach popołudniowych podano oficjalne wyniki z większości okręgów. Ponad 53 proc. Irlandczyków nie chce traktatu reformującego z Lizbony!
Mieszkańcy Irlandii odrzucili zdecydowaną większością głosów w czwartkowym referendum traktat reformujący Unię Europejską. Przeciwko jego przyjęciu opowiedziało się 53,4 proc. głosujących (862 415 osób). Za traktatem lizbońskim głosowało 46,6 proc. (752 451 osób). Frekwencja wyborcza wyniosła 53,13 procent. Do głosowania uprawnionych było 3 051 278 Irlandczyków. Głosów nieważnych oddano 6171. W niektórych okręgach stolicy kraju, Dublina, przewaga głosów na "nie" wyniosła nawet 70 procent.
Jeszcze przed upublicznieniem oficjalnych wyników komentatorzy - opierając się jedynie na wstępnych danych - oceniali, że zwolennicy traktatu ponieśli dotkliwą porażkę, gdyż tak wielka przewaga nie powinna ulec roztrwonieniu. Nawet przedstawiciele partii rządzącej, która prowadziła tak intensywną kampanię na rzecz poparcia traktatu z Lizbony, przyznawali, że referendum nie ułożyło się po ich myśli. - Z tego, co słyszę, nie wygląda to dobrze - powiedział irlandzki minister ds. europejskich Dick Roche. - Jednak wciąż trzymam kciuki, może wyjdzie to na dobre - dodał. Jako pierwszy, jeszcze przed ukazaniem się końcowych rezultatów, "smutną" wieść dla narodu przekazał minister sprawiedliwości Dermot Ahern. - Wiele wskazuje na to, że będzie to głosowanie na "nie" - powiedział, z nieukrywanym żalem, minister. Ahern był jedną z czołowych postaci kampanii nawołującej do popierania unijnego dokumentu.
Zupełnie odmienne nastroje panują w obozie sympatyków akcji "Głosuj - NIE". - Jesteśmy bardzo, bardzo szczęśliwi - powiedziała w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" irlandzka europarlamentarzystka Kathy Sinnot. - Myślę, że nasi obywatele także są szczęśliwi. Dla nich był to jak najbardziej proeuropejski wybór, gdyż podkreślający zwycięstwo jednej z największych wartości naszego kontynentu, czyli demokracji - dodała. Europejscy liderzy od początku twierdzili, że nie mają przygotowanego planu "B", jeśli Irlandia opowie się przeciwko dokumentowi. - Jeśli Irlandczycy zdecydują się odrzucić traktat lizboński, zwyczajnie nie będzie czegoś takiego jak traktat lizboński - powiedział premier Francji Fran ois Fillon. Z taką opinią zgadza się także Sinnot. - Wynik głosowania oznacza, że traktat przepadł. Znaczy to także, że jeśli Bruksela chce traktatu, to musi wrócić do początku i napisać dokument od nowa.
Należy stworzyć taką umowę, którą zaakceptują przede wszystkim obywatele. Taką, która będzie dobra dla Irlandii, dla Polski i dla każdego spośród 27 krajów członkowskich - stwierdziła posłanka Sinnot. Zauważyła przy tym, że aby tego typu dokument był naprawdę demokratyczny, obywatele wszystkich krajów muszą mieć możliwość kontrolowania procesu jego legislacji, dopiero wówczas będzie można powiedzieć, że wszystkie kraje Wspólnoty świadomie przystają na taki dokument.
Pomimo stanowczego "nie" Irlandii przewodniczący Komisji Europejskiej José Barroso opowiedział się za kontynuowaniem ratyfikacji traktatu lizbońskiego w kolejnych krajach UE.
- Premier Irlandii Brian Cowen powiedział, że traktat z Lizbony nie jest martwy. Ja wierzę, że jest on żywy - mówił Barroso. Zapowiedział, iż decyzję o dalszym rozwoju sytuacji w związku z wynikami referendum powinni podjąć przywódcy państw UE na przyszłotygodniowym brukselskim szczycie.
- Poproszę irlandzkiego premiera, aby wyjaśnił powody odrzucenia traktatu przez irlandzki naród - powiedział Janez Jansza, premier Słowenii, która sprawuje obecnie przewodnictwo w UE.
W innym duchu wypowiedział się jedynie prezydent Czech Vaclav Klaus, który nie kryje zadowolenia z wyników referendum. - Tylko w jednym jedynym państwie UE politycy umożliwili obywatelom wyrażenie ich poglądu. Wynik jest chyba dla wszystkich jasnym przesłaniem. Jest zwycięstwem wolności i rozumu nad sztucznymi elitarystycznymi projektami i europejską biurokracją - uważa Klaus.
Polski minister obrony narodowej Bogdan Klich powiedział, że jeśli wyniki referendum potwierdzą się, Irlandia powinna powtórzyć głosowanie. - Krytycznie oceniam suwerenną decyzję Irlandii, jeśli się ona potwierdzi - powiedział Klich. Dodał, że należy szybko wypracować takie mechanizmy, które pozwolą przekonać Irlandczyków do traktatu, i szybko przeprowadzić ponowne referendum.
- Ile razy obywatele mają odrzucać ten prawny bubel, by to dotarło do wszystkich jego zwolenników - retorycznie pyta Sinnott. - To już trzeci raz, jak traktat ewidentnie przegrywa w krajowych referendach. Odrzucili go już przecież Francuzi, potem Holendrzy, dziś uczynili to Irlandczycy - przypomina historię konstytucji, dziś zwanej traktatem, irlandzka europoseł. - Już raz powinien wystarczyć, by przemówić do rozsądku, a nie trzy. Kiedy liderzy wreszcie zaczną nas słuchać? - zakończyła.
Z tą opinią zgadza się całkowicie polski europoseł Konrad Szymański. - Traktat musi trafić do kosza, gdyż nie widzę żadnych możliwości, aby go poddawać ponownemu głosowaniu lub też przepychać bocznymi drzwiami - podsumował parlamentarzysta.
- Upada traktat, który zakładał zwiększenie kompetencji Unii wobec państw narodowych bez żadnego realnego zwiększenia solidarności w jej działaniach. Decyzja Irlandii jest dla Polski podwójnie korzystna: potwierdza pozycję naszego kraju w Unii - uważa lider Prawicy Rzeczypospolitej Marek Jurek.
W pamięci pozostają do dziś słowa z debaty w polskim Sejmie, w której premier Donald Tusk - już po podpisaniu traktatu reformującego - przyznał, że nie czytał tego dokumentu. Rodzi się więc pytanie, kto wykazuje się większą odpowiedzialnością, czy ci, którzy czytając traktat, nie zrozumiawszy go, głosują na "nie", czy ci, którzy w ogóle nie czytając dokumentu, całym sercem nawołują do popierania go?
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2008-06-14
Autor: wa