Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Irlandia - Polska w Dublinie

Treść

Dzisiejszy mecz z Irlandią w Dublinie, choć tylko towarzyski, ma dla Leo Beenhakkera ogromne znaczenie. Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski nie ukrywa, iż stanowi on jeden z najważniejszych etapów przygotowań do czekającego jego podopiecznych wiosną przyszłego roku starcia z Irlandią Północną o punkty eliminacji do mistrzostw świata. Z tego powodu nie eksperymentował ze składem, powołał graczy sprawdzonych w boju, z jednym tylko wyjątkiem. Prowadzący gospodarzy Giovanni Trapattoni wyszedł z innego założenia i postanowił sprawdzić dublerów. Kto na tym wyjdzie lepiej? Mecze towarzyskie zawsze są doskonałą okazją do przetestowania nowych wariantów taktycznych, ustawień, pomysłów na grę, a przede wszystkim do przyjrzenia się piłkarzom aspirującym do występów w narodowych barwach. Beenhakker tym razem jednak uznał, iż nie ma czasu i miejsca na sprawdziany i eksperymenty i powołał zawodników od dawna stanowiących trzon naszej reprezentacji. Dlaczego? - Bo spotkanie będzie najważniejszym punktem przygotowań do meczu z Irlandią Północną - wyjaśnił. Holender ma świadomość, że wiosną mogą się rozstrzygnąć losy awansu Polaków na mistrzostwa świata, a co za tym idzie - i jego przyszłość. Przegrywając w fatalny sposób ze Słowacją, Biało-Czerwoni bardzo skomplikowali sobie życie i mocno zastopowali marsz na mundial w RPA. Gdyby wygrali, a na kilka chwil przed końcem przecież prowadzili, byliby liderami swojej grupy i mieli wszystkie atuty w ręku. Dziś są tylko jednym z zespołów z szansami na awans, przed którym na dodatek dwa ciężkie, wyjazdowe rewanże ze Słowenią i Czechami. Wcześniej - bo 28 marca - nasi zmierzą się na wyjeździe z Irlandią Północną, 1 kwietnia na własnym stadionie podejmą San Marino. W obu tych meczach muszą zdobyć komplet punktów i Leo o tym dobrze wie. Stąd takie, a nie inne powołania. Z podstawowych graczy Beenhakker nie wysłał zaproszenia jedynie do Artura Boruca, ale bramkarz Celticu Glasgow już wcześniej zaplanował operację kolana, stąd jego nieobecność była i usprawiedliwiona, i spodziewana. Ba, obecnie wydaje się, że po kompromitującej wpadce w Bratysławie Boruc stracił miejsce w pierwszej jedenastce na rzecz Łukasza Fabiańskiego, który w Dublinie wyjdzie na boisko. Selekcjoner chciał popracować z najlepszymi, ale nie do końca będzie mu to dane. Uraz, a konkretnie naciągnięcie mięśnia dwugłowego, wyeliminował Michała Żewłakowa, podobna kontuzja uniemożliwiła występ Rafałowi Murawskiemu, a przeziębienie zmogło Euzebiusza Smolarka. Cała trójka nie zagra w dzisiejszym meczu. W ich miejsce Beenhakker powołał trzech zawodników Lecha: Bartosza Bosackiego, Tomasza Bandrowskiego i Sławomira Peszkę. Tym samym liczba poznaniaków w kadrze wzrosła aż do pięciu (oprócz tej trójki do Dublina przyjechali Robert Lewandowski i Grzegorz Wojtkowiak). Co ciekawe, kilkanaście dni temu prowadzący "Kolejorza" Franciszek Smuda poprosił Holendra, by ten pozwolił odpocząć zmęczonym trudami sezonu lechitom i nie zabierał ich na daleką wyprawę do Irlandii. Leo polskiemu koledze po fachu nie poszedł (do końca) na rękę, ale obiecał, iż poznaniacy zagrają co najwyżej po 45 minut. Obaj panowie porozmawiali ze sobą i ustalili, iż takie rozwiązanie będzie z korzyścią dla obu stron - reprezentacji i Lecha. Peszko, który "skorzystał" z choroby Smolarka, stał się zresztą dzięki temu jedynym debiutantem w narodowej drużynie. Dzięki powołaniu aż pięciu piłkarzy ze stolicy Wielkopolski, bodaj po raz pierwszy za kadencji Beenhakkera, w kadrze na ważny mecz znalazło się więcej zawodników z ligi polskiej niż występujących na co dzień zagranicą. Aż chciałoby się wierzyć, iż przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w rosnącym poziomie naszej ekstraklasy, a nie w ciągłych kłopotach "stranieri", ale byłoby to zbyt piękne. Tak czy owak, losy awansu mogą leżeć w rękach Roberta Lewandowskiego, wracającego do wielkiej formy Łukasza Garguły (GKS Bełchatów) i przede wszystkim Pawła Brożka (Wisła Kraków), co dla polskiej ligi jest na pewno czynnikiem nobilitującym. Dzisiejszy rywal Biało-Czerwonych znajduje się w podobnej sytuacji co nasi. Także walczy o awans do mistrzostw świata, co jest głównym zadaniem postawionym przed legendarnym włoskim szkoleniowcem. Sam Trapattoni o tym wie, ale nie zamierza rezygnować ze sprawdzania kandydatów do gry w pierwszej jedenastce. - Chciałbym, by budowany przeze mnie zespół stanowił mieszankę rutyny z młodością, dlatego daję szansę mniej doświadczonym piłkarzom - mówi. Stąd na boisku powinno pojawić się kilku dublerów i zawodników niemających za sobą bogatej reprezentacyjnej kariery. Zmartwieniem Włocha będzie nieobecność dwóch liderów drużyny, kontuzjowanych Aidena McGeady'ego z Celticu Glasgow i Robbiego Keane'a z Liverpoolu. Polska i Irlandia zmierzą się dziś na piłkarskiej murawie po raz 23. Bilans dotychczasowych spotkań jest korzystny dla naszych, którzy wygrywali dziewięć razy, ośmiokrotnie padł remis, a pięć meczów przyniosło sukces rywalom. Ostatni pojedynek odbył się w kwietniu 2004 roku w Bydgoszczy i zakończył wynikiem 0:0. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-11-19

Autor: wa