Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Iran i Syria same nie zaatakują

Treść

Z dr. Adamem Bieńkiem, adiunktem w Zakładzie Arabistyki Instytutu Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Mariusz Bober

Jakie są, według Pana, przyczyny wybuchu obecnego konfliktu?
- Rządowi libańskiemu udało się doprowadzić środkami dyplomatycznymi do wycofania wojsk syryjskich z kraju. Natomiast nie był on w stanie rozwiązać problemu bojówek Hezbollahu działających na południu. Organizacja ta cieszy się bowiem ogromną popularnością wśród ludności, ponieważ nie jest to wyłącznie ugrupowanie zbrojne. Niesie ono także szeroko rozumianą pomoc dla zubożałej po wojnie domowej ludności. Odwet Izraela rozumiany jako uderzenia na bazy Hezbollahu mieści się w granicach zdrowego rozsądku. Natomiast jeśli w odwecie za akcje tej organizacji, nad którą Liban nie jest w stanie zapanować, Izrael dokonuje bombardowań, i to w dużej mierze ludności cywilnej, zaczyna to grozić eskalacją konfliktu.

Czy atak Izraela nie doprowadzi do powtórzenia wojny domowej sprzed ponad 20 lat?
- Obawiam się, że sytuacja może się powtórzyć, ale tylko częściowo. Libańczycy mają już bowiem za sobą doświadczenia długiej wojny domowej. Z wyjątkiem ekstremistów, już przestali patrzeć na siebie w kategoriach: szyita, sunnita, maronita. Ludność Libanu chce mieć wreszcie spokój. Dlatego akcja Izraela jest wyjątkowo perfidna. Jego wojska swymi atakami niszczą z trudem odbudowywaną infrastrukturę kraju. Kilkanaście zbombardowanych mostów oznacza absolutny paraliż komunikacyjny Libanu. Państwo żydowskie nie będzie mogło jednak teraz nikomu wmówić, że podejmuje chirurgiczne uderzenia, w sytuacji gdy niszczy przedmieścia i dzielnice mieszkalne.

Wielu obserwatorów ostrzega, że atak na Liban może wywołać regionalny konflikt.
- W najbliższych miesiącach prawdopodobnie nikt nie będzie w stanie powstrzymać radykalnych bojówek przed atakami na Izrael. Natomiast - jeśli jego władze nie sprowokują Syrii i Iranu - kraje te raczej nie włączą się do konfliktu. Będą jednak zapewne wysyłały spore ilości broni i pieniądze na finansowanie akcji Hezbollahu. Niestety - po ostatnich atakach - możemy ze strony Izraela spodziewać się wszystkiego.

Jaką rolę mogą spełnić siły międzynarodowe, jeśli rzeczywiście zostaną wysłane do Libanu?
- Obawiam się, że - przynajmniej na razie - coś, co się określa mianem wspólnoty międzynarodowej, jest kolosem na glinianych nogach. Podjęcie każdej akcji może trwać miesiącami, podczas gdy będzie ginęła ludność cywilna. Izrael ma bardzo silne poparcie USA, które na pewno zablokują każdą akcję w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a Unia Europejska jest takim klubem dyskusyjnym, który dużo mówi, ale nigdy jak dotąd nie potrafił przedsięwziąć żadnych radykalnych kroków.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2006-07-18

Autor: wa