Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Irakijczycy wybierali parlament

Treść

W Iraku odbyły się wczoraj wybory parlamentarne, które mają wyłonić pierwszy od upadku Saddama Husajna stały parlament i rząd. Wyborom towarzyszyły zaostrzone środki bezpieczeństwa. Chociaż w kraju doszło do wielu zamachów i incydentów, przebieg wyborów uznano za stosunkowo spokojny. Ostateczne rezultaty mogą być znane dopiero za 2-3 tygodnie.
Kilka eksplozji wstrząsnęło śródmieściem Bagdadu z samego rana, gdy otwierano lokale wyborcze. W pobliżu silnie strzeżonej enklawy rządowej odłamki granatu moździerzowego lekko raniły dwóch cywilów i amerykańskiego żołnierza. W Tal Afar na północy kraju taki granat zabił cywila koło punktu głosowania, a w Mosulu od bomby zginął strażnik strzegący szpitala niedaleko lokalu wyborczego. Jednak akty przemocy nie odstraszyły Irakijczyków. Przed lokalami wyborczymi tworzyły się kolejki i w części obwodów głosowanie przedłużono z tego powodu o godzinę.
Uprawnionych do głosowania było ponad 15 mln spośród 27 mln Irakijczyków. O 275 mandatów ubiegało się 19 koalicji i przeszło 200 partii, które zgłosiły ogółem około 7 tys. kandydatów. W odróżnieniu od wyborów styczniowych arabscy sunnici (do 20 proc. Irakijczyków), którzy wtedy prawie nie głosowali, teraz zrozumieli swój błąd i zapowiedzieli pójście do urn, by zapewnić sobie reprezentację w parlamencie. Zmniejszy to automatycznie pulę mandatów partii szyickich. Ostateczne rezultaty mogą być znane dopiero za 2-3 tygodnie, bo 45 mandatów zostanie rozdzielonych według skomplikowanej metody dopiero po obliczeniu wyników w prowincjach.
Irakijczycy głosowali wczoraj po raz trzeci w tym roku. W styczniu wybrali tymczasowy parlament, a w październiku zatwierdzili w referendum napisaną przez niego stałą konstytucję państwa. Wczorajsze wybory kończą formalnie okres budowy struktur demokratycznych w Iraku.
W Waszyngtonie Biały Dom wyraził zadowolenie z powodu "historycznego dnia" w Iraku, podkreślając w komunikacie wysoką frekwencję i "stosunkowo niewielkie" natężenie przemocy. W Brukseli szef dyplomacji brytyjskiej Jack Straw oświadczył w imieniu UE, że Irak może teraz "oczekiwać lepszej przyszłości". Zadowolona jest także Rosja, która wyraziła "gotowość ścisłej współpracy z nowym rządem Iraku i udzielenia kompleksowej pomocy w procesie normalizacji".
Liczny udział arabskiej mniejszości sunnickiej w wyborach uradował Amerykanów, bo może oznaczać, że społeczność ta odsunie się od rebeliantów, w większości sunnitów, i opór partyzantów zacznie słabnąć. Pozwoli to zmniejszyć liczebność wojsk amerykańskich w Iraku. W środę Bush, broniąc swojej decyzji o wkroczeniu do Iraku, oświadczył, że Amerykanie pozostaną w tym kraju "aż do osiągnięcia zwycięstwa".
KWM, PAP

"Nasz Dziennik" 2005-12-16

Autor: ab