Irak spływa krwią
Treść
Do kolejnych krwawych zamachów doszło wczoraj w Iraku. W serii ataków bombowych zginęło wczoraj w tym kraju co najmniej 58 Irakijczyków. Rosnąca liczba ataków i ofiar obnaża całkowitą bezradność działań podejmowanych przez Amerykanów i popierany przez nich rząd premiera Nuriego al-Malikiego.
Najwięcej ofiar pochłonęła eksplozja bomby pułapki zdetonowanej przez rebeliantów koło miasta Bajdżi, gdy obok przejeżdżał autobus wypełniony żołnierzami irackimi. Bomba zabiła co najmniej 24 osoby. Po zamachu wprowadzono w Bajdżi godzinę policyjną.
Kilka godzin później samochód wyładowany materiałem wybuchowym wyleciał w powietrze koło banku w modnej niegdyś szyickiej dzielnicy Karrada w centrum Bagdadu, zabijając co najmniej 14 osób i raniąc 37.
Podpułkownik policji Abbas Mohammed Salman powiedział, że rebelianci rozmyślnie wybrali wtorek na dzień zamachu, gdyż pierwszego dnia każdego miesiąca w banku w Karradzie pobierają wynagrodzenie funkcjonariusze irackich sił bezpieczeństwa. Wśród zabitych oprócz 8 cywilów jest 3 żołnierzy i 3 komandosów, a wśród rannych - 13 cywilów, 17 żołnierzy, 5 komandosów i 2 policjantów drogówki.
Jak zwykle w dniu wypłaty budynek banku był otoczony kordonem sił bezpieczeństwa. Rozmieszczono go jednak tak, że choć zamachowcy zaparkowali samochód pułapkę poza kordonem, w wyniku eksplozji zginęło i zostało rannych wielu klientów banku, w tym osoby starsze, które przyszły po emerytury. W innych atakach zginęło 20 Irakijczyków.
Ostatnie akty przemocy podkopują zaufanie Irakijczyków do rządu premiera Malikiego, który zapowiadał, że poskromi rebelię i wygasi przemoc na tle wyznaniowym. Wobec przemocy bezradne są także Stany Zjednoczone. Chociaż Waszyngton zwiększa liczbę swoich żołnierzy w Bagdadzie, stan bezpieczeństwa w stolicy jest katastrofalny. Wobec ruchu oporu bezradne są także tworzone przez Amerykanów siły irackie.
Zachodnie agencje zwracają uwagę, że liczba zabitych w Iraku żołnierzy USA malała trzeci miesiąc z rzędu i w lipcu osiągnęła jeden z najniższych poziomów od początku trzyletniej wojny. Przemoc wzrosła jednak tak bardzo, że dziennie ginie przeciętnie 100 Irakijczyków, a Pentagon uznał za konieczne zwiększyć w Iraku liczebność wojsk amerykańskich. W zeszłym tygodniu wzmocniono kontyngent amerykański, przedłużając o cztery miesiące pobyt przeszło 3500 żołnierzy, którzy mieli wrócić do kraju po rocznym pobycie w Iraku. Posunięcie to wskazuje, że w najbliższym czasie nie zanosi się tam na znaczną redukcję wojsk amerykańskich.
Z szacunków ekspertów wynika, że najwięcej ofiar pochłaniają zamachy bombowe rebeliantów sunnickich na irackie siły bezpieczeństwa, zdominowane przez szyitów i Kurdów, i na szyickich cywilów, a także skrytobójcze ataki szyickich "szwadronów śmierci" na sunnitów.
Wojna w Iraku budzi coraz większy sprzeciw w społeczeństwie amerykańskim, co usiłują wykorzystać liderzy Partii Demokratycznej w Kongresie. Zaapelowali oni do prezydenta Busha, aby przed końcem roku zaczął wycofywać wojska USA i "przeszedł do bardziej ograniczonej misji" w tym kraju. Demokraci spierali się dotychczas między sobą, czy zażądać kalendarza wycofania wojsk USA. Teraz chcą zaprezentować jednolity front w sprawie konfliktu irackiego. Konflikt ten osłabił popularność Busha i może dać im szansę na odzyskanie większości w Izbie Reprezentantów lub Senacie w listopadowych wyborach do Kongresu USA.
PS, PAP
"Nasz Dziennik" 2006-08-02
Autor: wa