Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Inwestycji nie będzie

Treść

Przyszłoroczny budżet może okazać się zabójczy dla spółek z grupy Polskich Kolei Państwowych. Z założeń budżetu Ministerstwa Infrastruktury wynika, że całkowita kwota wydatków na kolej może wynieść nie więcej niż 473 mln zł, z czego 390 mln zł to środki na pokrycie kosztów biletów ulgowych. Na inwestycje pozostaje więc 83 mln zł, a trzeba pamiętać, że spółki z grupy PKP oszacowały koszt przyszłorocznych przedsięwzięć na około 3,2 mld zł.
Najważniejszą pozycją w przyszłorocznych planach są niewątpliwie inwestycje w linie kolejowe. Spółka zarządzająca infrastrukturą PKP Polskie Linie Kolejowe liczyła, że otrzyma z budżetu mniej więcej 1 mld złotych. W przyszłym roku planowano wydać na inwestycje ponad 3 mld zł. Na tę kwotę miały się składać w większej części dofinansowania z funduszy unijnych. Jednak żeby z nich skorzystać, spółka potrzebuje wkładu własnego, a więc owego miliarda. Jednak na planach może się skończyć, jeśli propozycje resortu zostaną przyjęte. W konsekwencji PLK będzie musiała zrezygnować z modernizacji niektórych linii. Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że są one w większości w bardzo złym stanie. Tradycyjnie skończy się na ograniczeniu prędkości pociągów. Nikt już widocznie w resorcie nie pamięta, że inwestycje i utrzymanie sieci PLK potrzebują co roku około 2 mld zł.
Nie lepiej wygląda sytuacja przewozów pasażerskich. Resort chce jedynie pokryć wydatki związane z honorowaniem ulg ustawowych, a więc w kwocie 390 mln zł. Nie będzie oczekiwanych dopłat do przewozów międzywojewódzkich. Przewozy pasażerskie są dotowane przez samorządy wojewódzkie, ale nie pokrywają one deficytu przewozów międzywojewódzkich. Spółka może również zapomnieć o dotacji na modernizację i zakup nowego taboru pasażerskiego.
Plany odchodzącej lewicowej ekipy krytykują eksperci. - Po raz kolejny się okazuje, że obietnice, które wielokrotnie składał rząd premiera Marka Belki, odnośnie do pomocy dla kolei i jej rozwoju jako środka transportu przyjaznego środowisku są kłamstwem i grą polityczną prowadzoną w tym celu, żeby w okresie protestów kolejarzy uspokoić nastroje i odłożyć o kilka miesięcy potwierdzenie wiadomości, że PKP znowu pieniędzy nie dostanie - mówi Józef Dąbrowski, przewodniczący Komisji Transportu i Łączności w Sejmie poprzedniej kadencji. - Cyfry mówią same za siebie. Zamiast miliarda na projekty, które już zostały przewidziane do realizacji po to, żeby choćby z Warszawy do Gdańska nie jechać 4,5 godziny tylko krócej, czy też by połączenia pomiędzy stolicą a milionową aglomeracją łódzką były realizowane szybciej, znowu powstanie pytanie, które linie zamknąć i ilu ludzi zwolnić. Przy takiej sytuacji finansowej kolej nie będzie mogła funkcjonować tak jak mogłaby, gdyby model inwestycyjny z użyciem naszych pieniędzy i pieniędzy Unii Europejskiej mógł być zrealizowany - dodaje Dąbrowski. Według niego, jest to konsekwencja polityki prowadzonej od wielu lat, stawiającej nie na rozwój kolei, a za wszelką cenę na transport drogowy i budowę autostrad. Dąbrowski przypomniał, że przed wieloma laty podstawowe cementownie zostały sprzedane obcym inwestorom, a dzisiaj zakłady te oczekują realizacji tych inwestycji, które im wtedy obiecano.
Robert Popielewicz



Promocja degrengolady
Brak środków na inwestycje i przewozy międzywojewódzkie jest sprzeczny z rządową strategią przyjętą w lutym. Strategią, która nawet na papierze nie wyglądała dobrze. Jednak obecne plany resortu są jeszcze gorsze. Wysiłek zarządów kolejowych spółek pójdzie na marne. Kto skorzysta z oferowanych przez PKP promocji, jeśli z powodu degradacji linii będzie musiał z miesiąca na miesiąc jechać coraz dłużej? Gdy powiemy, że polskie koleje są w stanie zapaści, nie będzie to przesadą. Jednak cięcia w dofinansowywaniu ich powodują, że koleje zbliżają się do całkowitego upadku. Nawet przewozy towarowe, które jeszcze przynoszą spore zyski, będą miały ogromny problem, bo po czym pojadą, jak torowiska się kompletnie rozsypią?
Robert Popielewicz

"Nasz Dziennik" 2005-09-05

Autor: ab