Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Interpol sprawdzał prezesa PZU

Treść

Nie jest wcale przesądzone, czy prezes Netzel uzyska zgodę Komisji Nadzoru Finansowego na pełnienie funkcji szefa PZU. Zadecydują o tym wyniki "prześwietlenia" prezesa przez Interpol oraz ocena jego kompetencji w zakresie prowadzenia zakładu ubezpieczeń. Nieoficjalnie mówi się, że Jaromira Netzela zastąpi Włodzimierz Soiński, który już raz był rekomendowany przez PiS na stanowisko prezesa PZU.
Za tydzień, 19 grudnia, Komisja Nadzoru Finansowego podejmie decyzję, czy prezes PZU Jaromir Netzel może pełnić funkcję szefa tej największej polskiej instytucji ubezpieczeniowej, tzn. czy daje gwarancję prawidłowego zarządzania zakładem ubezpieczeń. Ustawowy termin na wyrażenie zgody upłynął już 6 grudnia, wtedy jednak KNF tylko zapoznała się z materiałami na temat Netzela przesłanymi przez różne instytucje. Oficjalnym powodem odłożenia decyzji był brak stanowiska Prokuratury Krajowej. Jednak według naszych informacji powód był inny: Komisja miała wystąpić dodatkowo o sprawdzenie prezesa przez Interpol. Prześwietlenie, jakiemu najprawdopodobniej poddany został adwokat z Gdańska, ma związek z doniesieniami prasy tuż po jego nominacji na prezesa, iż był jakoby zamieszany w wyprowadzenie pieniędzy pomorskiej spółki Drob-Kartel. Informacji o wystąpieniu KNF do Interpolu nikt nie chce oficjalnie potwierdzić.
- Na dzisiaj nie możemy potwierdzić tych informacji - powiedział Piotr Matczuk z biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości. Na pytanie, czy może im zaprzeczyć - uchylił się od odpowiedzi.
Nasi informatorzy związani z KNF są zdania, że prześwietlanie kandydata na prezesa przez Interpol jest praktyką niespotykaną dotychczas w działalności organów nadzoru.
- Może to świadczyć o chęci "utrącenia" prezesa - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Sam Netzel jest przekonany, że wkrótce nastąpi atak, którego celem będzie pozbawienie go funkcji prezesa.
- Gdy idzie walka o 25-30 miliardów, to każdy sposób jest dobry. Może nagle znajdą w moim gabinecie narkotyki? - mówi z ironią. - Nie jestem przyspawany do stołka. Jeśli stracę zaufanie premiera i ministra, odejdę - zapowiada.
Po atakach prasowych Jaromir Netzel (na zdjęciu) publicznie zaprzeczył oskarżeniom o udział w aferze Drob-Kartelu. Wystąpił także przeciwko dziennikowi "Rzeczpospolita" i jej redaktorowi do prokuratury z zarzutem pomówienia. Oprócz tego w opublikowanym na łamach prasy płatnym ogłoszeniu oskarżył dziennikarza "Rzeczpospolitej" o związki ze służbami specjalnymi i działania lobbystyczne na zamówienie pewnych grup interesu, za co ten z kolei podał prezesa do sądu.
Komu zależy na jego usunięciu? Po ostatnim walnym zgromadzeniu akcjonariuszy prezes Netzel stał się wrogiem numer jeden dla Eureko BV, mniejszościowego akcjonariusza PZU. To właśnie on przekazał na WZA informacje o nieprawidłowościach w PZU, w czasie gdy spółką zarządzał poprzedni zarząd w porozumieniu z Eureko. On także doprowadził do faktycznego wycofania przedstawicieli holenderskiej spółki z zarządzania firmą. Jednak taktyka eskalacji konfliktu akcjonariuszy, realizowana w porozumieniu ze Skarbem Państwa, przyniosła skutki odwrotne od oczekiwanych: negocjacje z Eureko zakończyły się fiaskiem, a belgijski sąd utrzymał w mocy niekorzystne dla Polski orzeczenie arbitrażowe w sprawie PZU.
Wprawdzie autorem dotychczasowej taktyki był minister skarbu, ale za jej niepowodzenie może odpowiedzieć prezes. Tym bardziej że na horyzoncie ponownie pojawiła się postać Włodzimierza Soińskiego, byłego kandydata PiS na stanowisko prezesa PZU. Tydzień temu list do premiera skierował dyr. Mieczysław Gil z Agencji Rozwoju Przemysłu. Prosi w nim o spotkanie i interwencję w sprawie Soińskiego, wieloletniego dyrektora i byłego członka zarządu PZU, któremu Skarb Państwa zawdzięcza ujawnienie zamiaru przejęcia kontroli nad PZU przez mniejszościowego akcjonariusza - Eureko BV. Soiński, doktor ekonomii i wybitny ekspert w dziedzinie ubezpieczeń, pod rządami prezesa Netzela stracił stanowisko. Jest obecnie "pracownikiem bez etatu", a prezes grozi mu zwolnieniem z pracy.
- Nie może tak być, że PiS karze ludzi, którzy dali dowody lojalności wobec interesów państwa. Taki człowiek powinien zostać co najmniej doradcą prezesa, zwłaszcza że obecny prezes nie ma doświadczenia w dziedzinie ubezpieczeń - twierdzi Gil.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2006-12-13

Autor: wa