Integracja jest nieunikniona
Treść
Z prof. dr. hab. Wiesławem Olszewskim z Instytutu Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza rozmawia Anna Wiejak
Czy jest to już powstanie, czy jeszcze nie?
- To nie jest i nie będzie powstanie. Tybetańczycy nie mają realnej możliwości wzniecenia powstania. Mogą jedynie rozpocząć coś w rodzaju miniintifady. Na podstawie aktualnych informacji można wnioskować, że grupy opowiadające się za niepodległością usiłują wzniecić w Lhasie coś na kształt miniintifady.
Na czym miałaby ona polegać?
- Dokładnie na tym, na czym polega intifada - permanentne demonstracje, walki na kamienie itp. W dzisiejszym świecie stosowanie wobec demonstrantów broni palnej jest traktowane nagannie.
Jak w tej chwili wygląda sytuacja w Tybecie?
- Jest ona bardziej złożona, niż mogłoby się wydawać. Tybetańska elita, tzn. mówię o ludziach wykształconych, zdobywała wiedzę na uniwersytetach chińskich dla mniejszości etnicznych (w Yunnanie czy w Syczuanie), nie zaś za granicą. Dlatego też postępuje sinizacja elity tybetańskiej. Bardzo trudno jest to zrozumieć, ale jednak ideą elity w krajach dalekiego Wschodu, związaną z samorealizacją, jest zdobycie stanowisk w administracji rządowej. W systemie chińskim daje to bardzo rozległe i trwałe uprawnienia m.in. w systemie emerytalnym, które w Chinach wcale nie są tak powszechne, jak to się wydaje. Pracownik struktur rządowych ma zapewniony byt nie tylko teraz, ale i w przyszłości, a to nie jest bez znaczenia. Poza tym Tybetańczycy są kapitałowo słabi, więc nawet ich elita finansowa musi opierać swój rozwój na kontaktach z Chinami. Ja bym zatem nie uogólniał antychińskich wystąpień na skalę całego Tybetu. To są wystąpienia w Lhasie, i to wcale nie takiej dużej grupy, jak się przedstawia. To jeden aspekt. Drugi aspekt jest taki, że Dalajlama już kilka lat temu wyrzekł się walki o niepodległość i suwerenność Tybetu, a właściwie jest tutaj kurs na autonomię. Tymczasem Chiny nie znają koncepcji autonomii politycznej, tak że walka o autonomię może być przez Pekin rozumiana jako walka o to, aby kultura tybetańska była bardziej obecna, bardziej reprezentowana, bardziej uwzględniana. Poza tym należy pamiętać o tym, że ze względu na uruchomienie połączenia kolejowego z Tybetem dostęp do niego z Chin jest łatwy. Kiedyś był to region oddalony, gdzie niewiele inwestowano, gdzie to osadnictwo chińskie następowało relatywnie powoli. Teraz nabiera ono intensyfikacji. Należy brać pod uwagę również to, że parytet Tybetańczyków w Tybecie będzie się zmniejszał, ponieważ jest bardzo dużo etnicznych Chińczyków - to jest przeszło miliardowa populacja, a tzw. Chiny właściwe są skrajnie przeludnione, zwłaszcza miasta, zatem im więcej będzie w Tybecie inwestycji, tym liczniejszy napływ do Tybetu etnicznych Chińczyków. W przyszłości zmieni to w sposób diametralny stosunki narodowościowe w Tybecie na korzyść etnicznych Chińczyków. Procesu tego nie da się zatrzymać. Tym bardziej że Tybet z jednej strony zarabia na tych chińskich inwestycjach i stan życia się tam podwyższa, ale z drugiej strony ceną, jaką przyjdzie mu zapłacić, będzie postępująca integracja tego obszaru z Chinami.
Dlaczego akurat teraz?
- Wiąże się to w sposób ewidentny z olimpiadą. Zamieszki służyć mają wsparciu różnorakich grup emigracyjnych, aby zwrócić uwagę na sprawę Tybetu. Jest szansa na nagłośnienie. Poza tym Chiny są coraz bardziej otwarte. Możliwości podróżowania są tam wielkie, a to oznacza napływ cudzoziemców, co też stwarza możliwości nagłośnienia tej sprawy. Nie widzę jednak szans na uniezależnienie się Tybetu.
Czy można się spodziewać, że elita doprowadzi do uspokojenia nastrojów?
- Tak - grupa związana tak z administracją chińską, jak i powiązana z Chinami poprzez interesy. Kontakty poszczególnych regionów Chin z zagranicą są prowadzone poprzez rozmaite centrale, nie zaś bezpośrednio.
Czyli integracja jest nieunikniona.
- Tak, zwłaszcza po połączeniu Chin z Tybetem linią kolejową oraz następującym dalszym rozwojem komunikacji. Warto przy tym zwrócić uwagę na położenie geograficzne Tybetu - jedyne rzeczywiste linie komunikacyjne łączą ten obszar z Chinami. Można też mówić o nie najlepszej drodze do Nepalu. Innych dróg do świata zewnętrznego nie ma, bo na przeszkodzie stoją Himalaje.
Rozwój komunikacji prowadzi do dalszej integracji, ta z kolei zmniejsza możliwości na zaspokojenie aspiracji pewnej grupy Tybetańczyków, którzy występują przeciwko państwu chińskiemu. Na samorealizację polityczną Tybet nie ma żadnych szans, warto jednak mieć na uwadze, że ma za to ogromne szanse na samorealizację kulturową. Zainteresowanie Tybetem bowiem stale rośnie.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-03-17
Autor: wa