Instrument klasyczny
Treść
Rozmowa z Marcinem Dyllą - 27-letnim polskim gitarzystą, laureatem 15 pierwszych nagród na międzynarodowych konkursach gitarowych. Artysta występował w największych salach koncertowych Europy, współpracował z wieloma wybitnymi orkiestrami, ma na koncie znakomite recenzje. W 1989 r. nagrał płytę CD z polską muzyką gitarową.
Podejmował Pan naukę, mając już w swoim dorobku nagrody na konkursach, udział w prestiżowych koncertach.
- Jestem cały czas otwarty na pomysły innych ludzi. Gdy spodoba mi się czyjaś interpretacja, koncert, dowiaduję się, czy ta osoba prowadzi na przykład kursy mistrzowskie, czy może być moim profesorem. Jeśli tak, korzystam z tych możliwości.
Jakie walory gitary są dla Pana najważniejsze?
- Przy wysublimowanym brzmieniu, różnorodności barw, instrument ten niesie jednocześnie pewną drapieżność, duży ładunek emocji właściwych muzyce hiszpańskiej, hiszpańskiemu temperamentowi.
Jednak wszystkie walory gitary i muzyki na ten instrument ukazują się w pełni wtedy, gdy koncert odbywa się w kameralnej sali, z dobrą akustyką. Z własnego doświadczenia wiem, że duża sala nie sprzyja odbiorowi muzyki gitarowej, działa na niekorzyść tego instrumentu, nie można usłyszeć jego wszystkich niuansów, barw.
A co w repertuarze gitarowym szczególnie cenią słuchacze?
- Wydaje mi się, że w Polsce wytworzyła się publiczność gitarowa, która oczekuje czegoś, co już nie jest muzyką rozrywkową, a jest muzyką latynoamerykańską.
Jest też publiczność, która postrzega gitarę jako instrument klasyczny, na którym można zaprezentować podobny repertuar jak na fortepianie czy skrzypcach. Generalnie mój gust też jest zwrócony w tym kierunku. Dlatego na program, który gram obecnie - i grałem w Lublinie podczas XI Międzynarodowego Nieustającego Festiwalu Gitarowego - składają się cztery sonaty. Jestem przekonany, że repertuar taki nie nudzi publiczności, a jednocześnie gitara przestaje być tylko instrumentem folklorystycznym.
Jakie emocje towarzyszą Panu podczas konkursów?
- Nie postrzegam konkursu jako współzawodnictwa. Nie konkuruję z innymi osobami, ale z sobą samym. Wówczas dowiaduję się na przykład, że mój organizm jest zdolny wytrzymać takie obciążenie - a konkurs jest przecież większym stresem niż koncert.
Konkurs ma też wpływ na moją dalszą pracę. Może okazać się, że ćwiczyłem tylko motorycznie - moje palce doskonale znały więc utwór, ale podczas stresu na konkursie mówią "jesteśmy zdenerwowane - co teraz ma być?". Sytuacja taka nauczyła mnie, że trzeba zapisywać w pamięci kształt harmoniczny, melodyczny utworu, układać w głowie jego przebieg, panować nad formą, konstrukcją. Wówczas i interpretacja jest bardziej trafna.
Będzie Pan brał jeszcze udział w konkursach?
- Myślę, że przyszedł czas, aby się z nimi rozstać, choć plany oczywiście mogą się zmienić. Jestem zadowolony z liczby swoich koncertów i w tym, i w minionym roku. Zdaję sobie sprawę, że większość z nich to następstwa konkursów, ale mam nadzieję, że koncerty te zaowocują następnymi zaproszeniami.
Dziękuję za rozmowę.
Elżbieta Skrzypek
Nasz Dziennik 18-11-2003
Autor: DW