Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Inny Remarque

Treść

Gdy miałem 15-20 lat, rozczytywałem się w powieściach Ericha Marii Remarque'a. Nie byłem w tym odosobniony. Wszyscy prawie licealiści i studenci, których wtedy spotykałem, czytali to samo. Byliśmy tym pisarzem zauroczeni i zafascynowani.

Dyskutowaliśmy zawzięcie na prywatkach i przy ogniskach, w kawiarniach i na wycieczkach o tym, co Remarque nam proponował. Z obowiązku czytaliśmy "Na Zachodzie bez zmian", ale ta pacyfistyczna powieść nas mniej pociągała. Skupialiśmy swoją uwagę na "Drodze powrotnej", "Trzech towarzyszach", "Łuku triumfalnym", "Nocy w Lizbonie". Innych książek Remarque'a nie czytaliśmy. Chyba nie były wtedy jeszcze przetłumaczone na język polski.
Dlaczego byliśmy tak zakochani w tym niemieckim pisarzu?
Hilton Tims, jeden z jego biografów, nazwał go ostatnim romantykiem. Może pociągał nas ten jego romantyzm. Przedziwny to był jednak romantyzm, pełen rozpaczy, zagubienia, zwątpienia, negacji sensu życia i wielu wartości, skażony ateizmem, relatywizmem moralnym, w pewnej mierze cynizmem. Powieści Remarque'a jednak wbrew temu wszystkiemu emanowały jakąś wiarą w dobro, wiarą w wielkość człowieka, nadzieją, że można pięknie i wspaniale żyć.
Wszyscy dookoła powtarzali (i powtarzają do dziś), że Remarque był właśnie taki w wyniku przeżyć związanych z okropieństwem I wojny światowej. Tym chyba wtedy i my tłumaczyliśmy jego czarnowidztwo i wyjaśnialiśmy sobie jego przesłania bardziej optymistycznie.
Patrząc na to wszystko z perspektywy lat, dochodzę do wniosku, że twórczość Remarque'a uczyniła o wiele więcej złego niż dobrego w sercach i umysłach mojego pokolenia. Kilka dni temu zabrałem się do lektury pierwszej jego powieści pt. "Dom marzeń". Zaskoczyła mnie. To tak jakby napisał to inny człowiek. Jest ona pełna optymizmu, sentymentalna, a nawet ckliwa, pozbawiona żaru i buntu, jakie znajdowałem w jego innych powieściach, ale za to przepojona kultem do tradycyjnych wartości. Remarque napisał ją jako swoją pierwszą książkę w 1920 r., dziewięć lat przed "Na Zachodzie bez zmian", dwa lata po I wojnie. Czegoś tu nie rozumiem. Jeżeli ta druga książka zrodziła się z doświadczeń wojennego okrucieństwa i wyznaczyła charakter późniejszej twórczości pisarza, to dlaczego zaraz po wojnie, gdy przecież te doświadczenia powinny być bardziej żywe, nie widać ich w przemyśleniach pisarza i sposobie jego patrzenia na świat. A może, po prostu, popłynął on potem z prądem, popłynął tam, gdzie nakazali mu możni tego świata i za to został nagrodzony bogactwem i sławą.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2007-12-20

Autor: wa