Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Inko", pamiętamy!

Treść

Danka Siedzikówna ps. "Inka", sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", umierała przed plutonem egzekucyjnym w pawilonie śmierci gdańskiego więzienia 28 sierpnia 1946 roku. Przed plutonem, ale nie z rąk plutonu, bo nawet żołnierze ze specjalnej jednostki KBW w Gdańsku nie chcieli zabijać 17-letniej dziewczyny, która przed salwą krzyknęła głośno "Niech żyje Polska!". Potwierdzili to niezależnie od siebie dwaj świadkowie relacjonujący po latach egzekucję gdańskiemu IPN: ksiądz Marian Prusak, spowiednik "Inki", oraz ówczesny zastępca dyrektora gdańskiego więzienia przy ulicy Kurkowej Alojzy Nowicki, który poinformował, że do "Inki strzelało 10 żołnierzy, każdy miał 10 sztuk amunicji w bębnie pepeszy. Wobec niepowodzenia egzekucji, choć wystrzelono 100 kul z odległości kilku kroków (!), do słaniającej się dziewczyny podszedł oficer UB i z bliska strzelił jej w głowę. Zanim to zrobił, "Inka" zdążyła jeszcze krzyknąć: "Niech żyje major 'Łupaszko!'". Ksiądz Prusak wspominał egzekucję "Inki" i jej towarzysza niedoli ppor. Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" do końca swojego życia jako wydarzenie traumatyczne, niezapomniane: "Poprowadzono mnie do celi, w której na śmierć czekała młoda, szczupła dziewczyna w letniej sukience. Przyjęła mnie nadzwyczaj spokojnie, wyspowiadała się [...]. Poprowadzono mnie schodami, jakby do piwnicy. Oni już tam byli [...]. Miałem krzyż, dałem go do pocałowania. Chciano im zawiązać oczy, nie pozwolili [...]. Prokurator odczytał uzasadnienie wyroku i poinformował, że nie było ułaskawienia. Jego ostatnie słowa brzmiały: 'Po zdrajcach narodu polskiego, ognia!'. W tym momencie skazani krzyknęli, jakby się wcześniej umówili: 'Niech żyje Polska!'. Potem salwa i osunęli się na ziemię [...]. Nie mogłem na to patrzeć, ale pamiętam, że obydwoje po tej salwie żyli. Wtedy podszedł oficer i dobił ich strzałami w głowę [...]. Śmierć 'Inki' i 'Zagończyka' przeżyłem jak śmierć kogoś bliskiego"... Są ludzie, przed którymi pochylają się po latach nawet ich wrogowie. Ludzie, których nie można zbrukać. Do nich należy "Inka". Wzrusza jej młodość i niewinność, bo przecież zamordowano ją za udział w walce z sowietyzacją Polski, za walkę o niepodległy byt państwa polskiego. Skazali ją ludzie, którzy uznali, że "trzeba iść z prądem". "Prąd" wyznaczały stacjonujące w Polsce dywizje sowieckie. Jeden z "sędziów" był w czasie wojny funkcjonariuszem niemieckiej policji! Teraz służył drugiemu okupantowi. Nie tyle sądził, co wykonywał instrukcje placówki UB, ulokowanej w pawilonie V (dla więźniów politycznych) więzienia przy Kurkowej. "Ławnikiem" w tym "procesie" był prosty chłopak z kaszubskiej wsi, rówieśnik "Inki", któremu "władza ludowa" wytłumaczyła, że właśnie został "wyzwolony społecznie" i teraz może się odegrać na "reakcji". A "Inka" była bez wątpienia "reakcjonistką". Wychowana w szacunku dla tradycji polskiej walki o niepodległy byt narodowy, ilustrowanej dobitnie historią rodzin ojca i matki, reagowała na to, co się wokół niej działo: na gwałty sowieckie, na rodzącą się na jej oczach dyktaturę dawnych funków KPP, służących śmiertelnemu wrogowi Polski, za którą przecież oddali życie jej rodzice: mama zamordowana przez gestapo za przynależność do siatki terenowej AK i ojciec wywieziony w głąb Związku Sowieckiego jeszcze w lutym 1940 roku. Trzecim "sędzią" był przedwojenny absolwent prawa polskiej uczelni (!). Nędza ludzka niejedno miała wówczas oblicze! Był wiecznie niezadowolony, słał pisma do swych przełożonych, zachowane do dziś w archiwum IPN, w których użalał się nad niedocenianiem jego służby! Kiedy po latach umarł, powieszono w publicznym miejscu tabliczkę pamiątkową, sławiącą jego zasługi dla "praworządności socjalistycznej". "Inkę" skazano na zapomnienie. Miało temu służyć najpierw pogrzebanie jej ciała w nieznanym do dziś miejscu, potem niegodziwe publikacje, w których była przedstawiana jako zbrodniarka zasługująca na śmierć. Ale Bóg pomieszał te plany i po latach Danka pokazała się nam w świetle prawdy. Wielką zasługą "Naszego Dziennika" było przypomnienie jej postaci w numerze na Boże Narodzenie 2001 roku. To była pierwsza obszerna publikacja ukazująca życie i okoliczności śmierci dzielnej sanitariuszki. Reszty dopełniła telewizja. Na Scenie Faktu zobaczyliśmy znakomity spektakl "Inka 1946", reżyserowany przez Natalię Koryncką-Gruz, i wzruszającą kreację młodej krakowskiej aktorki Karoliny Kominek-Skuratowicz jako "Inki". Ten spektakl obejrzały miliony ludzi w Polsce. "Inka" powróciła do zbiorowej pamięci i wyobraźni Polaków. Niech w niej pozostanie na zawsze! Od czasu emisji spektaklu gdański IPN otrzymał wiele listów, telefonów i wiadomości e-mail z prośbą o dostarczenie materiałów służących edukacji patriotycznej dotyczącej postaci Danki Siedzikówny. Drużyny harcerskie przyjęły jej imię (pierwsza była drużyna żeńska z Sokółki), inne przygotowują się do tego. Możliwe, że jedno z gimnazjów w Ostrołęce przyjmie ją za patronkę szkoły. To byłaby wielka rzecz! Przed śmiercią Danka wysłała z więzienia gryps do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, u których spędziła ostatnią noc przed aresztowaniem. Na końcu tego grypsu napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba"... Nie ma ważniejszego przesłania wychowawczego dla młodzieży niż to, że człowiek w każdych okolicznościach powinien zachować się "jak trzeba". Polska potrzebuje ludzi dzielnych i wiernych zasadom. Ich brak kładzie się cieniem na ostatnie lata historii naszego kraju. Będę miał okazję mówić dziś o tym ostrołęckim gimnazjalistom. "Inko" - pamiętamy! Pomodlimy się dziś do Pana Boga, by polska młodzież była tak dzielna jak Ty, by zawsze zachowywała się "jak trzeba". Odwiedzimy miejsca pamięci poświęcone Tobie: memoriał przy kościele w rodzinnej Narewce, tablicę pamiątkową w sławnej gdańskiej świątyni - bazylice NMP, Twój symboliczny grób na cmentarzu garnizonowym w Gdańsku przy ulicy Giełguda, kamienny obelisk w Sopocie, przy skwerze sanitariuszki "Inki". A jeśli będziemy z dala od tych miejsc, pomodlimy się w głębi serca za polską młodzież i za Naród, który do wroga "strzela brylantami". Piotr Szubarczyk IPN Gdańsk "Nasz Dziennik" 2008-09-03

Autor: wa