Inicjatywa miłości pochodzi od Boga. Jest ona tak absolutna, iż nie można pytać, dlaczego Bóg umiłował...
Treść
My miłujemy, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: „Miłuję Boga”, a brata swego nienawidził, jest kłamcą. Albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy przykazanie od Niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego (1 J 4,19–21)
Komentarz do 1 J 4,19–21
Inicjatywa miłości pochodzi od Boga. Jest ona tak absolutna, iż nie można pytać, dlaczego Bóg umiłował. Żadne dobro w nas nie było powodem tego umiłowania – nie było w nas nic takiego, co mogło przyciągnąć miłość Boga. Jeżeli więc On nas umiłował to nie dlatego, że byliśmy tego godni, ale dlatego, że On jest miłością. Nie dlatego, że byliśmy dobrzy, ale tylko dlatego, że On jest dobry. Jeżeli On umiłował nas bez nas tylko dlatego, że On jest taki, to miłość Jego jest niezmienna. Jest nam raz na zawsze dana i nie będzie nigdy cofnięta, bo Bóg nie zmienia swych decyzji. Miłość Boga jest wierna, bo dary łaski i wezwania Boże są nieodwołalne (Rz 11,29). Możemy zamknąć jej drzwi, ale ona sama nie odejdzie: non te deseram neque derelinquam (nie opuszczę cię ani nie pozostawię; Hbr 13,5 Wlg). Wydaje się to rzeczą paradoksalną, a jednak jest to wielka prawda, że potępienie jest możliwe właśnie dlatego, że Bóg jest miłością. Gdyby był tylko wszechmocą, wziąłby nas przemocą do nieba, ale miłość z natury swej szanuje osobę, którą miłuje. Miłość nie forsuje wejścia, ale delikatnie puka do drzwi. I dlatego może być przyjęta tylko przez miłość. Można nią wzgardzić, można odrzucić i dlatego jest w niej i możliwość największego szczęścia, i ryzyko potępienia.
Mimo to świadomość, że Bóg nie wycofa nigdy swojego zaangażowania, daje słabemu człowiekowi, który tak często błądzi, mocne oparcie i możność powrotu oraz naprawy swojego życia w oparciu o tę wierną miłość, która zaangażowała się w jego życie, która go wzywa o każdej porze dnia przez całe jego życie. Dlatego wielkie znaczenie ma dla nas to, że On pierwszy umiłował.
Święty Jan mówi, że tylko dlatego my miłujemy, że On wyszedł z inicjatywą. To sugeruje, że nasza miłość, jako akt, jest przedłużeniem Jego miłości. To jakby dalszy ciąg tego samego działania w naszych sercach. Jeżeli zaś nasza miłość jest przedłużeniem Jego miłości, musi być ona również wierna, gdy ukocha, nieustępliwa i nie cofać się wobec niewdzięczności, zdrady, wszelkiego zła. Musi ona być w świecie przemieniającą mocą, aby świat wokół niej stawał się lepszy. Ma kochać jak miłość Boża, która nie miłuje stworzeń dlatego, że mają w sobie pewną dobroć, ale po prostu dlatego, że sama ma w sobie bezmiar dobroci. W pewnym stopniu i nasza miłość ma patrzeć na swój przedmiot i kochać go nie dlatego, że jest dobry, ale dlatego, że ona jest miłością. I jak Bóg, miłując, czyni stworzenia dobrymi, tak i w pewnym stopniu miłujący prawdziwą boską miłością człowiek czyni innych lepszymi. Podczas gdy słaba miłość ludzka zraża się złem i cofa się przed nim, miłość, która jest z Boga, zwycięża zło dobrem. Staraj się więc naśladować Boga w tym, że On nie czekał, aby miłować, i w tym, że Jego miłość nawet zły świat czyni dobrym.
Temat poruszony przez Apostoła w wersetach 20 i 21 już był przedmiotem rozważań w rozdziale 3. Jednak dla św. Jana nigdy dość, gdy chodzi o pouczanie o tej więzi, jaka istnieje między miłością Boga a miłością bratnią. Dziwna się może wydać ta argumentacja, że kto nie miłuje brata, którego widzi, jakże może miłować Boga, którego nie widzi, jakby chodziło o dwie osoby sobie równe, z których jedną widzimy, a drugiej nie widzimy. Wówczas jest rzeczą normalną, że jeśli nawet bliskość i widzialne przymioty danej osoby nie są zdolne wywołać w nas miłości, to tym bardziej jej nie wzbudzą, gdy ta osoba będzie niewidzialna. Jednak między człowiekiem a Bogiem dystans jest nieskończony. Zdaje się być rzeczą oczywistą, że można mieć upodobanie w Bogu, który jest doskonały, nawet Go nie widząc, a nie mieć zaś upodobania w człowieku, który jest pełen wad, nawet widząc go. Chciałoby się nawet powiedzieć, że to widzenie bynajmniej nie ułatwia miłowania, gdy chodzi o bliźniego, ale raczej utrudnia. Miłość bowiem natrafia na wiele przeszkód w różnych jego cechach fizycznych, psychicznych i moralnych, na które by nie natrafiała, gdybyśmy go nie musieli oglądać. Z tego powodu nieraz łatwiej kochać Australijczyka z Sydney niż sąsiada czy sąsiadkę z tej samej klatki schodowej.
Jeżeli więc ta zdumiewająca argumentacja św. Jana ma sens to jedynie dlatego, że drugi człowiek to naprawdę dla nas obraz Boga, który stał się uchwytny. Z tej perspektywy argument ma swą wartość i można go sformułować w ten sposób: Kto nie miłuje Boga wówczas, gdy przychodzi do niego w formie widzialnej i dotykalnej, ten tym bardziej nie będzie Go miłować w Jego niewidzialności. Argument ten więc ma sens jedynie wówczas, gdy się przyjmie, że naprawdę Bóg staje się widzialny i bliski w człowieku i że nasza czynna miłość może Go w bliźnim dosięgnąć. Sformułowanie Jana jest tu znowu bezwzględne. Wulgata tłumaczy je w formie pytania: Quomodo potest diligere?. Tekst grecki ma po prostu zaprzeczenie:
(nie może miłować). Jest to rzeczą niemożliwą, więc nie należy robić sobie iluzji. Kończąc ten urywek Apostoł pisze, że to złączenie miłości Boga z miłością człowieka jest przedmiotem szczególnej Bożej decyzji. Tak się Bogu spodobało, by człowiek nie szedł do Niego sam, ale w komunii ze swoimi braćmi. Nikt więc nie dojdzie do Boga sam. Nie możemy w naszej miłości oddzielać Boga od bliźniego, bo co Bóg złączył, człowiek niech się nie waży rozłączać (por. Mt 19,6b). Bóg zaś złączył się z człowiekiem definitywnie przez Wcielenie. Kto więc chciałby mieć Boga bez bliźniego, nie uznaje Wcielenia, a więc jest z ducha Antychrysta. Nas również Bóg tak z bliźnimi złączył, że nikt rozłączyć nie może. Taki jest sens tego przykazania, jakie otrzymaliśmy od Niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego.
Fragment z książki Komentarz do 1 Listu św. Jana. O autorze: Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. Był zawsze bliski mojemu sercu – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.
Źródło: ps-po.pl, 6 sierpnia 2018
Autor: mj