Przejdź do treści
Przejdź do stopki

I po marzeniach

Treść

Polscy piłkarze nie wykorzystali ogromnej szansy na awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy. We Wrocławiu, w meczu, który musieli wygrać, przegrali 0:1 z Czechami i zajęli ostatnie miejsce w tabeli grupy A. To wielkie rozczarowanie, biorąc pod uwagę to, co przeżywaliśmy w ciągu kilku wcześniejszych dni. Sobotnie spotkanie było ostatnim Franciszka Smudy w roli selekcjonera. Z Euro, sensacyjnie, pożegnała się także Rosja, a do czołowej ósemki trafiła Grecja.

Piłka nożna to gra błędów. Nie da się ich uniknąć, sztuka polega na tym, aby popełnić jak najmniej. W 72. minucie meczu we Wrocławiu piłkę z polskiej połowy wyprowadzał Rafał Murawski. Pomocnik Lecha Poznań miał trochę swobody, nie był specjalnie zaciekle atakowany, ale się pomylił. Podał wprost do rywala, Czesi wyprowadzili błyskawiczną kontrę, Milan Baros dokładnie obsłużył Petra Jiracka, ten w dziecinny sposób ograł Marcina Wasilewskiego i płaskim strzałem pokonał Przemysława Tytonia. W ten sposób padł jedyny gol spotkania, gol, który dał awans naszym rywalom, a Biało-Czerwonych pozbawił złudzeń. Liczyliśmy na to, ba, byliśmy przekonani, że sobotni wieczór ułoży się inaczej. Że bramki zdobędą Polacy, przynajmniej o jedną więcej od Czechów. Stało się niestety inaczej.
Nasi reprezentanci doskonale wiedzieli, co muszą zrobić, by awansować. Potrzebowali zwycięstwa, nawet najskromniejszego, 1:0. Porażka, a także remis wyrzucały ich z turnieju. - Musimy zagrać lepiej niż z Rosją - przekonywał przed pierwszym gwizdkiem sędziego Franciszek Smuda. Dodawał, że widzi szansę na sukces. Wtórowali mu piłkarze. Atmosfera była podniosła, cały kraj wstrzymywał oddech i wierzył w historyczny awans. Polacy wyszli na boisko zdeterminowali i pełni energii. Rozpoczęli dobrze. Już w 2. minucie efektowną "przewrotką" próbował pokonać Petra Cecha Dariusz Dudka. Pomylił się o pół metra. W 6. min groźnie z rzutu wolnego przymierzył Ludovic Obraniak, metr obok słupka. 120 sekund później z ostrego kąta uderzył Jakub Błaszczykowski, lepszy okazał się Cech. W 10. min wydawało się, że gol wreszcie padnie: Błaszczykowski wypuścił Roberta Lewandowskiego, ten znalazł się na czystej pozycji, ale naciskany przez obrońcę nie trafił w światło bramki. Niedługo później groźnie z wolnego znów "huknął" Obraniak, Cech wybił piłkę, dobił ją Sebastian Boenisch, niecelnie. Polacy grali dobrze. Przeważali, atakowali Czechów już na ich połowie, nie pozwalali im rozwinąć skrzydeł. Stwarzali okazje. W 22. min pięknie z daleka uderzył Boenisch, zmuszając Cecha do wykazania się umiejętnościami. Za chwilę bramkarz rywali obronił "główkę" Marcina Wasilewskiego. Wymieniamy te sytuacje, by pokazać, że nasi mogli prowadzić 1:0, może nawet 2:0. Brakowało im jednak a to precyzji, a to odrobiny szczęścia. Wraz z upływem czasu gra się wyrównywała, a potem coraz groźniej atakowali Czesi. Przed przerwą próbowali zaskoczyć Tytonia Jaroslav Plasil i Vaclav Pilar, lecz nasz bramkarz zachował czujność. Remis 0:0 długo dawał awans Czechom. Wszystko się zmieniło, gdy w równolegle rozgrywanym meczu w Warszawie Grecja strzeliła gola Rosji. W tym momencie nasi południowi sąsiedzi też musieli zwyciężyć. Druga połowa starcia zapowiadała się zatem porywająco, bo obie strony musiały zaatakować. Nas to ucieszyło, bo liczyliśmy na szybkie kontry, błysk Lewandowskiego, Błaszczykowskiego. Kontr, jak się okazało, było zbyt mało, a błysk się nie pojawił. To Czesi pokazali, jak grać, gdy wygrana jest warunkiem koniecznym i jedynym pożądanym wynikiem. Tuż po przerwie ruszyli do ataków, z każdą minutą coraz groźniejszych. Smuda próbował coś zmienić, wpuścił na boisko Kamila Grosickiego. Potem wprowadził także Pawła Brożka i Adriana Mierzejewskiego, ale - uprzedzając fakty - żaden z nich nie wniósł ożywienia. Żaden nie wpłynął na jakość poczynań Biało-Czerwonych, z biegiem czasu gorszą. A Czesi parli do przodu. W 65. min wydawało się, że muszą strzelić gola, ale Tytoń w sobie tylko wiadomy sposób odbił uderzenie z pięciu metrów Tomasa Sivoka. Niedługo potem złapał mocny strzał Barosa. A w 72. min wydarzyło się nieszczęście. Błąd, kontra, spokój Jiracka i cisza na wrocławskim stadionie - oczywiście w sektorach zajmowanych przez Polaków. W czeskich wybuchła radość. Wynik 0:1 już się nie zmienił. Nasi oczywiście robili, co mogli, by doprowadzić choćby do remisu, ale w sobotę mogli niewiele. Ich akcje były nerwowe, chaotyczne, ani razu nie zagrozili już poważnie Cechowi. Nie mieli pomysłu, nie działała druga linia, brakowało lidera, Lewandowski praktycznie nie dostawał podań. Biało-Czerwoni przegrali najważniejszy mecz w XXI wieku. Po jednym spotkaniu bardzo dobrym w połowie (z Grecją) i jednym w całości (z Rosją) przytrafił się im występ słaby (poza początkowymi może 25 minutami). Niestety, był tym kluczowym. O wszystko. Euro (sportowo) dla nas się zakończyło, pozostały wspomnienia. I wielki żal, bo sukces był na wyciągnięcie ręki.

Piotr Skrobisz

Czechy – Polska 1:0 (0:0)
Bramki: Petr Jiracek (72.). Żółte kartki: David Limbersky, Jaroslav Plasil, Tomas Pekhart – Rafał Murawski, Eugen Polanski, Marcin Wasilewski, Jakub Błaszczykowski, Damien Perquis. Sędziował: Craig Thomson (Szkocja). Widzów: 41 480. Polska: Przemysław Tytoń – Łukasz Piszczek, Marcin Wasilewski, Damien Perquis, Sebastian Boenisch – Jakub Błaszczykowski, Dariusz Dudka, Eugen Polanski (56. Kamil Grosicki), Ludovic Obraniak (72. Paweł Brożek) – Rafał Murawski (73. Adrian Mierzejewski), Robert Lewandowski.

Grecja – Rosja 1:0 (1:0)
Bramki: Giorgos Karagounis (45.+2). Żółte kartki: Giorgos Karagounis, Jose Holebas – Aleksandr Aniukow, Jurij Żyrkow, Alan Dzagojew, Paweł Pogrebniak. Sędziował: Jonas Eriksson (Szwecja). Widzów: 55 614.

Nasz Dziennik Poniedziałek, 18 czerwca 2012, Nr 140 (4375)

Autor: au