Hutnicy i górnicy pójdą na bruk?
Treść
Ponad 2 tys. przedstawicieli związków zawodowych protestowało wczoraj w Kijowie na placu Niepodległości przeciwko zwolnieniom pracowników hut, kopalni węgla kamiennego i zakładów przemysłu chemicznego. Ukraińscy oligarchowie i rząd mają prawo obawiać się wybuchu protestów społecznych, bo wschodnich sąsiadów Polski także dotknął kryzys ekonomiczny, który grozi wysokim bezrobociem.
Demonstranci domagali się zagwarantowania robotnikom utrzymania stanowisk pracy. Inne postulaty dotyczyły podwyższenia minimalnej pensji, która teraz wynosi 605 hrywien, do wysokości minimum egzystencjonalnego, które wynosi 626 hrywien. To nieco ponad 100 dolarów, bo obecnie za 100 dolarów płaci się na Ukrainie 579 hrywien.
Obecny kryzys gospodarczy dotknął zwłaszcza ukraińskie hutnictwo, którego produkcja aż w 80 proc. jest zorientowana na eksport. Największe huty należą do ukraińskich oligarchów - Rinata Achmetowa, Witalija Hajduka i Sergiusza Taruty - którzy obawiają się, że problemy ich zakładów mogą wywołać na wschodniej Ukrainie falę protestów i zamieszek. Dlatego oligarchowie z Doniecka i Ługańska starają się protesty skierować do Kijowa, oskarżając o wywołanie kryzysu na Ukrainie rząd premier Julii Tymoszenko. Ale upadek hutnictwa i górnictwa, gdy miliony Ukraińców mogłyby pozostać bez pracy, spędza sen z powiek także władzom w Kijowie. Mogłoby to wywołać masowy zryw społeczny, którego skutki dziś trudno jest przewidzieć.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2008-11-19
Autor: wa