Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Homoideologia w kalifornijskich szkołach

Treść

Władze jednego z dystryktów w stanie Kalifornia zdecydowały o wprowadzeniu do szkół podstawowych nowego programu nauczania. Obejmuje on obligatoryjne zajęcia o homoseksualizmie i transseksualizmie od najmłodszych klas. Oznacza to, że już nawet pięcioletnie dzieci będę obowiązkowo chodziły na zajęcia, na których te dewiacje będzie się nazywało "całkowicie normalną orientacją". Pomysł wywołał zrozumiałe oburzenie rodziców.

Związek Szkół w dystrykcie Alameda przedstawił przyszłoroczny program nauczania, który - jak się zaznacza - będzie opierał się przede wszystkim na zwalczaniu przemocy, wzbudzaniu szacunku oraz akceptacji. Przewiduje on także co najmniej jedną 45-minutową lekcję rocznie poświęconą tzw. zagadnieniom LGBT, czyli społeczności lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów. Zajęcia te będą obejmowały wszystkie roczniki dzieci, od przedszkola począwszy aż po piątą klasę szkoły podstawowej. Przy czym tematy dla przedszkolaków będą poruszały szkodliwość żartów z osób homoseksualnych, zaś najstarszy rocznik szkoły będzie zajmował się studiowaniem "stereotypów dotyczących orientacji". Z kolei materiał dla uczniów w drugiej klasie to czytanie książki o parze... homoseksualnych pingwinów, które próbują założyć rodzinę. Tytuł tej jakże "wybitnej" pozycji to "Bo do tanga trzeba trojga" ("And Tango Makes Three"). Protestujący rodzice z dystryktu Alameda, obejmującego przedmieścia San Francisco i Oakland, twierdzą, że taki program jest zdecydowanie nieprzystosowany do wieku dzieci. Podkreślają jednocześnie, że takie kwestie najlepiej rozwiązywać w domu rodzinnym. To jednak, co oburza szczególnie, to fakt, iż nie będzie można wypisać swoich dzieci z tego typu zajęć. - Jestem przekonana, że dzieci w tym wieku są zdecydowanie zbyt młode, aby zrozumieć, czym są tego typu sprawy - podkreśla Alaina Stewart, matka trojga dzieci ze szkoły podstawowej w Alameda. - To kwestie, które są często trudne dla dorosłych, a na siłę wpycha się je dzieciom - dodaje. Jeden z ojców zaś zauważa, że taka polityka jest pogwałceniem pierwszej poprawki do amerykańskiej konstytucji, gdyż łamie prawo tych, którzy nie popierają homoseksualizmu ze względu na swoje przekonania religijne.
Kirsten Vital, kierownik Związku Szkół w Alameda, odpowiada, że wprowadzenie takich zajęć jest konieczne, bo... uczniowie obrzucali się wyzwiskami. Jak dodaje, charakter tych inwektyw był bezpośrednio powiązany z homoseksualizmem. Rodzice jednak twierdzą, że obowiązkowa homoedukacja z pewnością problemu nie zlikwiduje. Dodają, że nauczyciele powinni reagować na takie wypadki natychmiast i bardziej odpowiednio, a nie poprzez wprowadzanie propagandowych pogadanek. Argumentacja rodziców nie przemawia do szkolnych władz.
Zdaniem prawników, takie zachowanie władz szkolnych pokazuje, jak silny wpływ wywiera na nie lobby gejowskie. Jak podkreśla Karen England ze stowarzyszenia prawników Capitol Resource Institute, to bardzo dziwne, iż w prawie istnieje aż pięć kategorii, które chroni prawo antydyskryminacyjne, jednakże program nauczania skupiać się ma jedynie na tzw. orientacji seksualnej. Ponadto, jak dodaje, komitet układający ten program celowo wykluczył z niego kwestie religijne. - Propaganda została przepchnięta - dodaje England. Według raportu przygotowanego przez to stowarzyszenie na jednym ze spotkań komitetu szkolnego aż 90 proc. rodziców opowiedziało się przeciwko wprowadzeniu nowego programu. Co ciekawe, do głosu dopuszczono wówczas jedynie tych, którzy z kurtuazją wypowiadali się o programie, nazywając go "potrzebnym". Kiedy rodzice, którzy chcieli wyrazić swój sprzeciw, próbowali dojść do głosu, byli natychmiast wygwizdywani i zagłuszani przez grupkę gejowskich aktywistów. Jeden z nich usiłował nawet zaatakować kobietę, która głośno wyrażała swoją niechęć do zachowań homoseksualnych, na szczęście szybko został powstrzymany przez zgromadzonych na zebraniu ojców. - Chcecie, abym powierzył swoje dzieci osobom, które podejmują takie kroki?! - komentował zdenerwowany ojciec. Jak dodał, w tym samym czasie został nazwany bigotem i faszystą za to, że stwierdził, iż nie zgadza się na taką indoktrynację swoich dzieci. Obecni na zebraniu aktywiści gejowscy odgrażają się, że taki program to dopiero początek, "pierwszy krok" w ich szkolnej ekspansji.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-06-22

Autor: wa