Hiszpanie nie wiedzą, jakoby popierali Buzka
Treść
Wygląda na to, że w propagandzie sukcesu rząd Donalda Tuska nieco się zagalopował. Hiszpanie dementują eksploatowaną przez PO na użytek polskich mediów informację, jakoby porozumieli się z Warszawą w sprawie poparcia Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego. Podkreślają, że bardzo sobie cenią "Dżersi" Buzka, ale argumentacja Berlusconiego, lobbującego za Mariem Mauro, jest godna uwagi.
Mimo że szef gabinetu premiera Sławomir Nowak stwierdził w jednym z wywiadów, iż Jerzego Buzka jako kandydata na fotel przewodniczącego Parlamentu Europejskiego popiera także Hiszpania, wiele wskazuje na to, że była to jedynie pijarowska zagrywka. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego z hiszpańskiej Partido Popular Alejo Vidal-Quadras zdementował tę informację. Mówi, że jego ugrupowanie jeszcze nawet nie zastanawiało się nad taką decyzją. A gdzie dopiero mowa o poparciu. I mimo że szanują posła Buzka, to nie wyrazili oficjalnego poparcia dla jego kandydatury.
Sławomir Nowak po tym, jak poparcie dla Buzka wyraził prezydent Francji Nicolas Sarkozy, stwierdził, że takie samo zdanie ma cała "koalicja południowa", czyli Grecy, Hiszpanie i Portugalczycy. Dodał, że to wsparcie dla byłego polskiego premiera jest tak wysokie, iż może obyć się bez głosowania wewnątrz Europejskiej Partii Ludowej nad wyłonieniem jej kandydata na przewodniczącego PE. Jednak jak się okazuje, albo szef kancelarii premiera nieco się zagalopował, albo celowo wprowadził opinię publiczną w błąd. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Alejo Vidal-Quadras z frakcji Europejskiej Partii Ludowej indagowany o poparcie dla Buzka mocno się zdziwił, słysząc, że jego partia zaakceptowała już polskiego kandydata. Stwierdził, że te informacje nie są prawdziwe, gdyż decyzji zwyczajnie jeszcze nie ma. - Zapytałem: "Drogi Alejo, czy to prawda, że twoja partia poparła kandydaturę naszego rodaka Jerzego Buzka". Na co odparł mi, że bardzo szanuje Buzka, podobnie jak Maria Mauro, ale takiej decyzji jeszcze nie ma. I nie zapadnie ona w najbliższym tygodniu - relacjonuje rozmowę z Vidal-Quadrasem poseł Ryszard Czarnecki. Wygląda na to, że do Hiszpanów przemawiają bardziej argumenty Włochów. Brany pod uwagę jest fakt, że przedstawiciel Italii nigdy jeszcze nie był szefem PE ani nie przewodniczył frakcji chadeckiej. - Tak więc wbrew temu, co mówi minister Nowak, Hiszpania nas nie poparła. Miejmy oczywiście nadzieję, że poprze. Życzę, aby pan minister był prorokiem, jednak z całą pewnością jego słowa nie opisują rzeczywistości - dodaje. Szef gabinetu premiera Sławomir Nowak nie mógł odnieść się do swoich wcześniejszych słów, gdyż jak wyjaśnili nam jego współpracownicy, "w tym tygodniu nie kontaktuje się z mediami". Jeśli jednakże uznać "proroctwa" ministra za trafne, wówczas polski kandydat uzyskałby głosy co najmniej 150 z 264 europosłów frakcji EPL, zaś jego kontrkandydata obecnie popiera zaledwie 51 przedstawicieli tego ugrupowania.
Co sprawiło, że minister Sławomir Nowak z takim przekonaniem mówił o prawie pewnym fotelu przewodniczącego PE dla Jerzego Buzka? Stwierdził, że Platforma jest w posiadaniu propozycji, których jej oponenci nie będą mogli odrzucić. - Mamy nadzieję znaleźć z naszymi włoskimi przyjaciółmi takie rozwiązanie, które usatysfakcjonuje Włochów i wycofają swego kandydata Maria Mauro - tłumaczył Nowak. Co mogłoby zainteresować posłów z Italii w zamian za oddanie tej prestiżowej funkcji? Wydaje się, że najbardziej prawdopodobne będzie przekazanie im fotela szefa Grupy EPP (Europejskiej Partii Ludowej). Ta pozycja, choć dużo mniej eksponowana niż przewodniczenie Parlamentowi, jest dużo bardziej wpływowa. Konferencja przewodniczących Parlamentu Europejskiego, czyli właśnie grupa szefów poszczególnych frakcji, jest bowiem swoistym ciałem wykonawczym tego organu i w największym stopniu decyduje o jego pracach. Kilkakrotnie stało się tak, że konferencja przewodniczących doprowadzała do obalenia inicjatyw wprowadzanych przez ówczesną prezydencję. Wydaje się jednak, że to rozwiązanie może nie satysfakcjonować Włochów i wyciągną oni rękę po jeszcze więcej. A to oznacza, że polski rząd, dla którego obecnie priorytetem jest obsadzenie Jerzego Buzka w fotelu szefa PE, może zrezygnować z funkcji, które wiążą się ze sprawowaniem rzeczywistej władzy w strukturach UE. Wysoce prawdopodobne jest więc, że w zamian za dekoracyjne stanowisko, jakim jest przewodniczenie europarlamentowi, zrezygnujemy z funkcji wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej. Powszechnie przyjęte jest bowiem, iż stanowisko jednego z pięciu zastępców szefa KE przysługuje przedstawicielowi krajów tzw. nowej Unii. Jako najliczniejszy i aspirujący do najsilniejszego państwa regionu kraj teoretycznie nie powinniśmy mieć najmniejszych problemów z przeforsowaniem swojego kandydata w tej batalii. Przypomnijmy, że pięć lat temu to stanowisko wywalczyła dla Sliim Kallasa maleńka Estonia. Estończycy argumentowali wówczas, że taka funkcja należy się przedstawicielowi krajów bałtyckich, jako że niedawno należały one do Związku Sowieckiego. To, co ostatecznie przekonało europosłów do poparcia kandydata z Tallina, to dynamiczny rozwój, jakiego doświadczała ówcześnie Estonia. Jej wskaźniki gospodarcze znacznie przewyższały wtedy te w państwach Wspólnoty. Ponadto, jak podkreślali wówczas estońscy politycy, fakt, iż wiceprzewodniczący Komisji będzie się wywodził z państw byłego ZSRS, to dobry krok wizerunkowy.
Polski rząd jednak milczy w tej sprawie, zachowując się tak, jakby taka możliwość zupełnie nie istniała. - Wydaje się, że - podobnie jak gabinet premiera Belki - obecnie rządzący przesypiają tę samą sprawę. Nie widzę żadnych zabiegów w tym temacie - podkreśla Ryszard Czarnecki. Cały czas słyszymy jedynie o próbach walki o "jedną z ważnych tek gospodarczych". Analizując jednak wypowiedzi rządzących, można odnieść wrażenie, że i przejęcie tej funkcji wcale nie jest takie pewne. - Teka gospodarcza w Komisji tece nierówna. Początkowo słyszeliśmy, że zabiegamy o tę, którą mieli do tej pory Niemcy, czyli przemysł i przedsiębiorstwa. Dziś słyszymy, że chodzi o rynek wewnętrzny, czyli z każdym dniem spadamy w hierarchii ważności - dodaje europoseł PiS. Jak dodaje, dla niemieckiego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Guentera Verheugena teka przemysł i przedsiębiorstwa to było zdecydowanie za mało, a jej ponowne otrzymanie uznał za swoistą degradację.
Nie jest także prawdą głoszona przez rząd teza, jakoby posiadanie przez jakiś kraj funkcji przewodniczącego Parlamentu Europejskiego wykluczało sprawowanie ważnych funkcji w Komisji Europejskiej i innych instytucjach europejskich. Warto przypomnieć choćby kazus Hiszpanii, kraju demograficznie bardzo zbliżonego do Polski, kiedy to Josep Borrell Fontelles w latach 2004-2007 pełnił funkcję przewodniczącego PE. Jednocześnie przez pięć lat wysokim przedstawicielem do spraw zagranicznych Rady UE był Javier Solana. I w tym samym czasie bardzo ważną tekę komisji ds. gospodarczych i walutowych pełnił także Hiszpan Joaquin Almunia. Obecnie, pomimo zmiany na fotelu szefa PE, zarówno Almunia, jak i Solana nadal pełnią dwie bardzo ważne funkcje.
Wydaje się więc, że na "ołtarzu fotela dla Jerzego Buzka" polski rząd jest gotowy złożyć ważne i rzeczywiście wpływowe stanowiska w Brukseli. Jakie będą efekty tych zabiegów, przekonamy się już wkrótce. Jedynym pewnym scenariuszem jest ten, że bez względu na zakończenie wszelkich negocjacji i bez względu na otrzymane przez Polaków funkcje i teki, rząd premiera Tuska ogłosi sukces i wzmocnienie naszej pozycji w Europie. A jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze będzie można zrzucić to na PiS, bo nie chciało wzmocnić frakcji chadeckiej w PE i dlatego Buzek przepadł.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-06-24
Autor: wa