Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Historia Marii Callas

Treść

Franco Zeffirelli w filmie "Callas Forever", opowiadając o Marii Callas jako kobiecie i wielkiej artystce, nie robi z tego jednak kolejnej ckliwej historii o kopciuszku, który stał się wielką operową diwą. Bardziej interesuje go walka, jaką musiała stoczyć Maria Kalergopoulos, by stać się wielką i podziwianą primadonną Marią Callas. Oczywiście w swojej opowieści dla ilustracji poszczególnych obrazów wykorzystuje jej nagrania.
Album ze ścieżką dźwiękową z filmu nie zawiera niczego z dorobku Marii Callas, czego byśmy już wcześniej nie poznali. Wykorzystane nagrania obejmują te partie, w których Callas odnosiła największe sukcesy na światowych scenach. Z jednym wyjątkiem, nagrania fragmentów "Carmen" Bizeta, partii, której Callas nigdy nie śpiewała na scenie. Wszystkie nagrania ról scenicznych pochodzą z lat 1954-64, czyli okresu kiedy Maria Callas była w swojej najlepszej wokalnej formie.
Płytę otwiera aria "Un bel di vedremo" z "Madame Butterfly" Pucciniego, nagrania dokonano pod batutą Tulio Serafina. Od razu możemy docenić jej niezwykłe aktorstwo wokalne. Callas bez trudu przekonuje nas o swojej wielkiej miłości do Pinkertona. Jej spokojne prowadzony głos ujmuje pełną paletą barw i nastroju. Pozostając przy Puccinim, możemy podziwiać słynną kreację tytułowej Toski. Są to fragmenty II aktu ze słynną arią "Vissi d'arte, vissi d'amore", w tej scenie towarzyszy artystce Tito Gobbi jako Scarpia. Jakież jest tutaj bogactwo emocji. Callas swobodnie wędruje od spokojnej rezygnacji do wybuchów pełnych gniewu i dramatycznych tonów. "Vissi d'arte" w jej wykonaniu jest skargą kobiety doprowadzonej na skraj rozpaczy. W duecie ze Scarpią nadaje głosowi delikatne drżenie i pozory uległości, by w scenie zabójstwa zachwycić dramatyzmem śpiewu. Z kolei lekka aria "O mia bambina cara" z "Gianniego Schicchi" ujmuje lekkością i finezją prowadzenia frazy. Wreszcie Bellini i wielka aria Normy "Casta diva", bodaj największa z jej scenicznych kreacji. To wspaniały popis wokalnej wirtuozerii przepełnionej liryzmem i właściwą ekspresją. W "Libiamo" z "Traviaty" głos Callas i di Stefano bez trudu góruje nad całością ansamblu. Na koniec zostawiłem sobie omówienie "Carmen", partii, z którą Callas zmierzyła się jedynie w nagraniu i na estradzie koncertowej. Nagrania dokonano w 1964 r., czyli już w momencie kiedy wielka diwa zaczęła miewać spore kłopoty z głosem, co niestety w tym nagraniu już słychać.
Jednym słowem kolejna płyta wielkiej diwy i kolejna okazja do spotkania z jej wielką sztuką.
Adam Czopek
Nasz Dziennik 26-02-2003

Autor: DW