Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hipermarkety okradają państwo

Treść

Przytłaczająca większość skontrolowanych w ubiegłym roku sklepów wielkopowierzchniowych wykazała w swoich zeznaniach podatkowych straty. Nic dziwnego. Spółkom, które są ich właścicielami, mechanizm ten pozwala uniknąć płacenia podatków. Ta patologiczna sytuacja budzi uzasadnione podejrzenie, że mamy do czynienia z procederem wyprowadzania zysków za granicę. Możliwość taką stwarza system wzajemnych rozliczeń. W zderzeniu ze zjawiskiem transferu zysków do innych podmiotów, przeważnie zagranicznych, kontrola skarbowa okazuje się bezradna.
Spośród 17 wielkopowierzchniowych sklepów skontrolowanych przez urzędy skarbowe aż 12 wykazało w ubiegłym roku straty, i to mimo ogromnych obrotów, które według danych z 2001 r. w największych placówkach handlowych sięgnęły 500 mln zł. Wprawdzie w dziedzinie sprzedaży wszystkie badane super- i hipermarkety wykazywały zyski, ale na ich wynik finansowy ogromny wpływ wywarły koszty uzyskania przychodu. Czasem były one tak wysokie, że niektóre z obarczonych nimi spółek zaczęły deklarować "przejadanie" własnego kapitału. Trudno się temu dziwić - trzeba bowiem mieć na względzie, że nie był to pierwszy rok, w którym hiper- i supermarkety prowadziły w Polsce rzekomą działalność "non profit". Również we wcześniejszych latach przytłaczająca większość z nich wykazywała straty bilansowe i w związku z tym nie płaciła budżetowi ani grosza podatku dochodowego. Ta kuriozalna sytuacja budzi uzasadnione podejrzenie, że mamy do czynienia z procederem wyprowadzania zysków z handlu wielkopowierzchniowego do zagranicznych spółek, powiązanych z hipermarketami kapitałowo lub personalnie. Możliwość taką stwarza mechanizm wzajemnych rozliczeń.
Co składa się na owe koszty obciążające bilans spółki, które stawiają pod znakiem zapytania opłacalność działalności handlowej w Polsce?
Oprócz tzw. kosztów stałych (wynagrodzenia, amortyzacja, energia, czynsze) firmy wydawały pieniądze przede wszystkim na reklamę i marketing, spłatę zaciągniętych długów i średniookresowych kredytów, usługi doradcze, konsultingowe i menedżerskie.
Kontrola skarbowa, uruchomiona na podstawie uchwały Sejmu z 5 lipca ubiegłego roku, miała za zadanie szczególnie dokładnie zbadać transakcje zawierane przez sieci handlowe z podmiotami powiązanymi, tj. spółkami krajowymi lub zagranicznymi, które są z nimi związane kapitałowo, osobowo lub gospodarczo.
W toku kontroli ustalono, że wszystkie super- i hipermarkety miały w badanym okresie wysokie obroty, stosowały marże handlowe na poziomie od 15,5 do ponad 40 proc. i osiągały zyski ze sprzedaży. Mimo to tylko 5 z 17 skontrolowanych firm wykazało niewielki zysk brutto, reszta włożyła zysk z działalności handlowej w koszty lub rozliczyła go przy pomocy niedoboru w towarze (powołując się na kradzież towaru, zniszczenie, zepsucie) lub przez wykazanie innych strat.
Kontrolerzy skarbowi skorygowali rzekome straty w kontrolowanych firmach na kwotę 14,6 mln zł, naliczyli dodatkowe: ok. 1,5 mln zł podatku dochodowego oraz ok. 1 mln zł z tytułu niezapłaconego podatku VAT (w niektórych marketach stosowano niższe od wymaganych stawki tego podatku). Odzyskane przez budżet pieniądze są jednak kroplą w morzu, jeśli zestawić je z wartością obrotów w hipermarketach.
Do skontrolowania skarbówka wybrała 17 spółek zajmujących się handlem na terenie jedenastu województw. Ich dobór budzi pewne zdziwienie: pominięto większość najpopularniejszych ogólnopolskich sieci handlowych na rzecz kontroli w spółkach operujących na rynku lokalnym. Niemniej jednak wszystkie miały powiązania z innymi podmiotami w kraju i za granicą, z którymi zawierały różnorodne transakcje.
Czego dotyczyły te "interesy we własnym gronie"? Niektóre centra handlowe wynajmowały od firm powiązanych powierzchnię handlową, inne kupowały towary, zaciągały pożyczki, płaciły im też za usługi doradcze, marketingowe, szkoleniowe, często nawet nieudokumentowane. Niestety, kontrolerom skarbowym w większości wypadków nie udało się ustalić, czy w transakcjach między powiązanymi firmami prawidłowo naliczano ceny, czy też były one zawyżane lub zaniżane. To ostatnie wskazywałoby na transfer zysków z handlu do innych podmiotów, często zagranicznych. Służby kontrolne podległe ministrowi finansów w zderzeniu z "kreatywną księgowością" kontrolowanych spółek okazały się jednak bezradne. "Dokonanie oceny czy świadczenia między podmiotami powiązanymi na warunkach (...) odbiegających od ogólnie stosowanych norm w czasie i miejscu świadczenia uniemożliwiał rodzaj prowadzonej działalności" - napisał minister gospodarki, pracy i polityki społecznej Jerzy Hausner w materiale informacyjnym dla posłów, przesłanym do marszałka Sejmu Marka Borowskiego. Opinię tę oparł na sprawozdaniu pokontrolnym głównego inspektora kontroli skarbowej. W szczególności kontrolerzy nie znaleźli podstaw do wdrożenia procedury szacowania zysków danej firmy przez służby skarbowe.
W Polsce funkcjonuje obecnie ok. 1,8 tys. supermarketów, tj. obiektów o powierzchni od 400 do 2499 metrów kwadratowych. Sklepy, których powierzchnia sprzedaży wynosi 2,5 tys. m kw. lub więcej, zyskały miano hipermarketów. Tych mamy w kraju ok. 200. Finansowa analiza ich działalności sugeruje, iż większość działa w Polsce na zasadach "non profit", a więc bez zysku. Mimo to wciąż powstają kolejne handlowe giganty.
Małgorzata Goss



Jak długo można to tolerować?
Od lat mówi się o mechanizmie transferowania zysków za granicę przez wielkie sieci handlowe i inne firmy kontrolowane przez zagraniczny kapitał. Jest na to kilka prostych sposobów, np. opłacanie wysokiego czynszu na rzecz spółki powiązanej, stosowanie we wzajemnych rozliczeniach "cen transferowych" zawyżonych w imporcie i zaniżonych w eksporcie, wzajemne kredytowanie, zawieranie fikcyjnych umów konsultingowych, opłacanie zbędnych szkoleń i innych usług. Proceder ten jest trudny do udowodnienia wobec powszechnie przyjętej zasady swobody umów, toteż jak dotąd żaden minister finansów, na czele z "oszczędnym" Leszkiem Balcerowiczem, nie potrafił temu zaradzić. Ukrócenie tych praktyk obiecał także w swoim exposé Leszek Miller, ale i w tym wypadku efektów jak nie było, tak nie ma. W rezultacie cała Europa robi interesy na polskim rynku, a Polska nic z tego nie ma.
Może trzeba dla celów podatkowych wprowadzić na pewne dobra i usługi taryfikatory do celów podatkowych, tak jak np. przy naliczaniu podatku od kupna samochodu? Może powrócić w jakiejś formie do podatku obrotowego lub też wprowadzić audyt na koszt podatnika w spółkach, które od lat działają na rynku, nie płacąc podatków?
W każdym razie problem musi być rozwiązany systemowo.
Nie chodzi przecież o to, aby podczas doraźnej kontroli odzyskać dla budżetu kilka milionów złotych, lecz o to, aby ukrócić proceder wyprowadzania z kraju miliardów.
Budżet pod kreską, urzędy skarbowe wyciskają podatki z drobnych przedsiębiorców, pracowników najemnych i emerytów, a beneficjenci globalnej gospodarki pozostają nietykalni. Jak długo można to tolerować? A może korupcja wniknęła już tak głęboko w sfery władzy, że na polityków nie ma co liczyć?
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 23-07-2003

Autor: DW