Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Heretyk... czyli kto?

Treść

… Prawdziwie mądrym jest ten, kto wie gdzie znajdzie to czego nie wie… (G. Sommel)

Nikt z nas nie lubi popełniać błędów, nawet tych najmniejszych. Podświadomie dążymy do doskonałości i perfekcjonizmu. Jednak jestem przekonany, że najwięcej uczymy się niestety na błędach i to najczęściej własnych. Nie inaczej było w historii rozwijającego się kościoła.

Kiedy ustała era prześladowań i chrześcijaństwo mogło się swobodnie rozwijać, narodziła się potrzeba „zrozumienia” wiary, niejako określenia najważniejszych jej aspektów. Mógłbym nazwać to erą poszukiwania odpowiedzi. Ile razy zdarzyło się nam usłyszeć niewygodne czy wręcz niestosowne pytania? Zapewne bardzo często. Mimo to pytanie zawsze wymaga „jakiejś” odpowiedzi, rzadko pozostawiamy je otwarte…

Kiedy chrzest przyjmowali ludzie oświeceni i wychowani na wzorcach starożytnej filozofii kwestia zadawania pytań, na które nie znajdowano dosłownych odpowiedzi w ewangeliach stała się niezwykle popularna: Jaką naturę miał Chrystus? Jak jedna natura miała się do drugiej? Jakie miejsce w tym wszystkim zajmuje Duch Święty a jakie Maryja? I tak bez końca… Właśnie to pragnienie poszukiwania odpowiedzi sprawiło, że wykrystalizowała się doktryna naszej wiary, jednak miało to swoją cenę…

Sobory powszechne zwane również ekumenicznymi które stoją u progu wszystkich wyznań chrześcijańskich zawsze zbierały się aby jednoznacznie odpowiedzieć na konkretne pytania i przywrócić tym samym ład i porządek. Wszyscy którzy nie podporządkowali się orzeczeniom soborowym zostawali uznani za heretyków. Sprawa zamknięta. Czy gdyby nie pojawiały się grupy ludzi, zadających niezręczne pytania i prowokując tym samym wielkie herezje chrześcijaństwa, mielibyśmy tak precyzyjnie określoną doktrynę, pozostaje otwarta. Nie mniej jednak czas ten miał ogromny wpływ na pojmowanie naszej wiary i religijności a co za tym idzie również na liturgię i to nad tym wątkiem chciałbym się szczególnie pochylić.

W miarę rozprzestrzeniania się religii chrześcijańskiej poza kręgi wyłącznie żydowskie nasilił się problem synkretyzmu religijnego, czyli przenikania się wierzeń pogańskich z praktykami religijnymi pierwszych wspólnot apostolskich.

Ujawniało się coraz więcej kwestii, które często były różnie rozstrzygane w konkretnych miastach czy regionach. Tak początek wzięła mnogość praktyk liturgicznych. Każda wspólnota kierując się dobra wiarą w jakiś sposób „udoskonalała” celebrację liturgiczną. W krótkim czasie pojawił się więc problem braku jednolitej liturgii w kościele, chociaż pojęcie którego my używamy obecnie w odniesieniu do całego kościoła również jest owocem jednego z takich „sporów o zadawanie pytań”…

Podzielę się pewna historią, która w pewien sposób wiąże się z powyższym tematem. Otóż jakiś czas temu rozmawiałem z pewnym wykładowcą historii kościelnej i nasza konwersacja zeszła właśnie na herezje pierwszych wieków chrześcijaństwa. Profesor z uśmiechem, który zawsze towarzyszył mu gdy temat szczególnie go interesował odpowiedział: „Jak Ci się wydaje, czy sobór jest miarodajnym narzędziem tworzenia liturgii i nazywania wszystkiego innego herezją?” Odpowiedziałem, że raczej tak. Znów z lekkim uśmiechem odpowiedział: „To spójrzmy na to z punktu historyka, trochę przewrotnie. Gdybym tak na miejscu cesarza posiadającego władzę, armię i wpływy zgromadził tych biskupów w jednym miejscu, którzy podzielali by moje poglądy i zgodzili się ze mną w kwestiach dla mnie ważnych, następnie zamknął szczelnie kordonem salę obrad i z oczywistym wynikiem wyszedł i powiedział: Oto dogmaty naszej wiary, oto liturgia którą uznajemy za jedyną i obowiązującą a wszystko inne jest herezją?” To trochę przerażająca wizja, odpowiedziałem. Profesor zamyślił się i odparł: „Masz rację, ale mniej więcej tak to wyglądało, spory które u swych podstaw miały szlachetne cele i na pewno były natchnione zdrową pobożnością, niestety zostały uwikłane w całe machinacje polityczne swoich czasów. Im mocniej coś udowadniamy i podkreślamy tym trudniej następnie dojść do porozumienia. Dzięki temu wyłoniły się stronnictwa, które zwalczały się przez całe wieki, wszystkie oczywiście w obronie „czystości wiary, liturgii i religii”. Brzmi to zapewne znajomo”.

Ma profesor rację ale jak w takim razie ustaliła by się doktryna wiary i jedna liturgia?

Cóż to już zupełnie inna kwestia i można tutaj jedynie stawiać hipotezy. Prawda jest taka, że kościół i to każdej epoki jest uwikłany w świat polityki i ludzkich wpływów. Walka z nimi to przysłowiowa walka z wiatrakami. Sęk w tym aby nie zagubić po drodze sensu i nie zrobić z religii jedynie zimnej dyscypliny naukowej poddanej skomplikowanemu aparatowi, ciasno zamkniętego myślenia. Już próbowano to uczynić wielokrotnie z opłakanym skutkiem.

Łatwo etykietujemy historię, religię, liturgię, społeczeństwo, drugiego człowieka. Zatem mówiąc „heretyk” kogo tak naprawdę mamy na myśli. Kim on właściwie jest?

Tutaj oczywiście możemy pomóc sobie słownikowymi definicjami. Podoba mi się grecka geneza, która w herezji doszukuje się wyboru (gr. α

Autor: mj

Tagi: Heretyk czyli kto