Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hazard i gry komputerowe

Treść

Rozważając VII przykazanie Boże "Nie kradnij!", musimy jeszcze wspomnieć o niebezpośrednich formach kradzieży, jakimi są na przykład gry hazardowe lub zakłady pieniężne. Coraz więcej osób uzależnia się od nich, kradnąc czas i pieniądze swoim najbliższym. Gry hazardowe oraz zakłady, jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego, "nie są same w sobie sprzeczne ze sprawiedliwością" (KKK nr 2413). Oznacza to, że można dla rozrywki grać w karty lub inne gry. Dużą popularnością cieszą się kasyna oraz gry komputerowe. Kiedy zbierają się znajomi, aby pograć w karty lub bierki, trudno podnosić larum. Nie ma w tym nic nagannego. Jednak karty stają się poważnym problemem wtedy, gdy ktoś nie umie zapanować nad skłonnością do gry, gdy pochłania mu ona zbyt wiele czasu albo gdy gra na pieniądze. Grzechem jest trwonienie pieniędzy. Jest to szkodzenie samemu sobie - jeszcze częściej własnej rodzinie. Niestety, namiętni gracze bardzo często tracą poczucie zdrowego rozsądku i nie umieją wycofać się w porę, to znaczy wtedy, gdy gra przestaje być tylko zwyczajną zabawą. Hazard wciąga i łatwo uzależnia. W pewnym momencie to, co miało być rozrywką, staje się udręką, zniewoleniem i obsesją. Stąd też Kościół z właściwą mu roztropnością przestrzega przed zaangażowaniem się w gry hazardowe; zwłaszcza gdy w grę wchodzą pieniądze. Niebezpieczeństwo uzależnienia niosą ze sobą również gry komputerowe. Pochłaniają one bardzo dużo czasu, absorbują uwagę, prowokują silne emocje. Bardzo często, zwłaszcza u ludzi młodych, powodują izolację społeczną i zubożenie realnych więzi z innymi. Jeśli człowiek, zwłaszcza młody, całymi godzinami przesiaduje przed monitorem komputera, z pewnością trzeba zapytać się, czy to nie zagraża jego zdrowiu. Rodzice, szczególnie małych dzieci, powinni czuwać, aby uchronić swe pociechy przed zbytnim związaniem emocjonalnym z ekranem. Niestety, bywa i tak, że rodzice sami zachęcają dziecko do grania. Kupują komputer, coraz to nowsze gry po to, aby dziecko nie wychodziło z domu i miało ciekawe zajęcie. Często nową grą lub szybszym procesorem okupują swój brak zainteresowania dzieckiem i to, że spędzają z nim mało czasu. Trzeba strzec się sytuacji, w której najlepszym i najwierniejszym przyjacielem dziecka jest komputer. To prawda, że dzieci lubią otrzymywać coraz to ciekawsze zabawki. Nie zastąpią im jednak one rodziców. Do pluszowego misia można się przytulić. Ale czy nie lepiej do mamy i taty? Dziecko może spokojnie żyć bez nowej wersji jednej czy drugiej gry komputerowej. A czy bez rodziców? Nieobecności rodziców - fizycznej lub emocjonalnej - nie wypełni ten czy inny bohater gry komputerowej. Warto też zainteresować się, jakiego typu gry pobudzają wyobraźnię naszych dzieci. Jeśli przejrzymy to, co jest dostępne na rynku; jeśli zainteresujemy się tym, co reklamują media - czasem możemy zwyczajnie się przerazić. Możemy w nich znaleźć przemoc, podteksty satanistyczne, bluźniercze, zwycięskie i przekonywające do siebie zło, zdeformowane twarze bohaterów... Nie twierdzę, że wszystkie gry są satanistyczne, pełne przemocy, budzące złe uczucia, z którymi młody człowiek nie będzie umiał sobie poradzić. Twierdzę tylko, że rodzice mają obowiązek poznać to, co rozbudza fantazję ich dzieci i kształtuje ich uczucia. Że mają prawo wybierać gry dla swoich dzieci, a nie zdawać się jedynie na ich "mamo, ja chcę". Odpowiedzialni rodzice na pewno nie zostawią swych dzieci na pastwę pazernego rynku gier i tych, którzy na nich zarabiają. W ten sposób skradliby swoim dzieciom coś bardzo ważnego - szczęśliwe dzieciństwo. Starajmy się mądrze gospodarować czasem wolnym. Starannie dobierajmy rozrywki. Pamiętajmy o tym, że nasza psychika jest bardzo delikatna i wymaga troski. Tym bardziej niedojrzała psychika dzieci. Nie po każdą grę warto sięgnąć. Podobnie jak nie każdy film obejrzeć lub książkę przeczytać. Szukajmy tego, co wartościowe dla nas i dla naszych dzieci. Postarajmy się, aby przebywanie z nami było dla dziecka przyjemniejsze niż ślęczenie przed komputerem. ks. Zbigniew Sobolewski "Nasz Dziennik" 2008-07-11

Autor: wa