Hańba XXI wieku
Treść
Walka na pierwszej linii frontu, wykorzystywanie jako żywe tarcze, szpiegostwo, tortury i narkomania - taki los spotyka ponad 300 tys. dzieci na świecie, które uczestniczą w wojnach i konfliktach zbrojnych jako żołnierze. Ponad 120 tys. to dzieci afrykańskie.
Takie dane opublikowała agenda ONZ mająca pomagać dzieciom - UNICEF - w przedstawionym z okazji przypadającego dziś Międzynarodowego Dnia Dziecka raporcie. Wynika z niego, że na skutek wojen zginęło w ostatniej dekadzie 2 mln dzieci, 6 mln zostało rannych i okaleczonych, a 17 mln migrowało ze swojego miejsca zamieszkania.
W Liberii podczas ostatniej wojny Narodowy Front Patriotyczny miał jednostki złożone z dzieci w wieku 9-10 lat. Według danych Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w walkach uczestniczyli nawet 7-letni żołnierze.
W Sierra Leone, w jednej z najkrwawszych wojen domowych, walczyło ponad 7 tys. dzieci. Największa grupa - ok. 30 tys. - małych żołnierzy walczy w Demokratycznej Republice Konga. Pracują tam także jako tragarze i służący. Dziewczynki, oprócz tego, że muszą walczyć tak jak chłopcy, są wykorzystywane seksualnie przez dorosłych oficerów.
UNICEF i inne organizacje jako wykorzystywanie dzieci ujmują także dobrowolne wstępowanie do armii nastolatków poniżej 18. roku życia. Według raportu Human Rights Watch (HRW) z listopada 2004 r. na przyjmowanie do armii nieletnich zgadza się przynajmniej 60 rządów, w tym kilka państw europejskich (Austria, Niemcy, Holandia i Wielka Brytania), Australia i USA, gdzie żołnierzem może zostać 16-17-latek.
Wcielane siłą i szukając e zemsty
Według HRW, niektóre rządy (Burundi, Indonezji i Federacji Rosyjskiej) zabijały, torturowały i zatrzymywały dzieci podejrzane o współpracę z opozycją zbrojną. Zaś nieletni Palestyńczycy zatrzymani przez wojsko Izraela byli torturowani.
Raport UNICEF stwierdza, że w większości przypadków dzieci są werbowane do walki przez oddziały nieregularne, rebelianckie czy milicję organizowaną w celu samoobrony. Do armii wcielane są siłą, ale bywa też, że same - osierocone i pozbawione opieki - zgłaszają się w poszukiwaniu lepszego życia. Bandyci i rebelianci chętnie wykorzystują małych żołnierzy, ponieważ łatwo nimi manipulować i zmusić ich do posłuszeństwa. Na terenach, gdzie walki trwają od lat, bywa, że dzieci same zgłaszają się do oddziałów, chcąc zemścić się za śmierć bliskich. Jeśli nie chcą walczyć, poddawane są torturom, szantażom i działaniu narkotyków.
Nieletni są też porywani ze szkół, ulic, a nawet domów czy kościołów. W Sri Lance Tamilskie Tygrysy, walczące przeciwko wojskom rządowym, werbowały nawet 12-latków, chodząc od domu do domu. Zmuszały rodziny do "oddania jednego dziecka", opornych strasząc śmiercią.
Pozbawiane tożsamości
Wykorzystywaniu dzieci do walki sprzyja nowoczesne uzbrojenie, które jest coraz lżejsze i proste w obsłudze. Według raportu życie dziecka żołnierza jest cenione niżej niż dorosłego. Zdarza się, że zmuszane jest do sprawdzania terenu, przez który mają przejechać wozy wojskowe: idąc przed pojazdami, "wykrywa" miny.
Dzieci szkolone są w specjalnych obozach i poddawane okrutnym treningom. Nieposłuszeństwo, próby ucieczki, a nawet fizyczna słabość karana jest biciem lub torturami. Dzieci często nie wytrzymują, umierają lub popełniają samobójstwa. Te, które przetrwają szkolenie, uzależniane od narkotyków i indoktrynowane, zatracają poczucie rzeczywistości i umiejętność rozróżniania dobra i zła. Stają się okrutnymi zabójcami, którzy wywołują strach i nienawiść, nawet u krewnych. Tracą zdolność do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie i poczucie więzi rodzinnych. Udział w walkach i stały kontakt z okrucieństwem wojny wywołuje u nich nadpobudliwość i niestabilność emocjonalną, przedwczesne starzenie się, brak zdolności do okazywania uczuć.
W Liberii oddziały nazywane "bushkids" (dzieciaki z buszu) dziesiątkowały całe wioski. W odwecie rolnicy organizowali własne oddziały, które poszukiwały i zabijały nieletnich rebeliantów. Ta wyniszczająca walka trwa nawet po oficjalnym zakończeniu wojny.
Proces rehabilitacji tych dzieci jest niezwykle trudny i długi. Często uciekają one z obozów rehabilitacyjnych, głównie dlatego, że są uzależnione od narkotyków. Młode rwandyjskie dziewczęta nie chcą wychodzić za mąż i mieć dzieci. Boją się, by nie spotkał ich taki sam los. Okaleczone psychicznie dzieci żołnierze nie potrafią założyć własnej rodziny, nie wyobrażają sobie, by ktoś mógł je pokochać.
Trudna rehabilitacja
Po zakończeniu walk organizacje humanitarne oraz misje katolickie i protestanckie starają się pomóc byłym nieletnim żołnierzom w powrocie do życia w społeczeństwie. W Sierra Leone rehabilitacja polega na pracy w zakładach wytwarzających protezy kończyn. Podczas wojen nieletni żołnierze okaleczali swoje ofiary. Po wojnie mali oprawcy pracują na rzecz swoich ofiar.
Wiele organizacji stara się zapobiegać werbowaniu dzieci do wojska.
Kościół katolicki, oprócz doraźnej pomocy udzielanej dzieciom przez misjonarzy, stara się też wspierać pokrzywdzonych duchowo i materialnie. Duże zasługi ma w tym Papieskie Dzieło Misyjne Dzieci. Mali misjonarze na całym świecie kwestują m.in. na rzecz swoich rówieśników cierpiących na skutek wojny.
Prawo wciąż na papierze
Ochronę praw nieletnich w świetle prawa międzynarodowego stanowi Konwencja Praw Dziecka uchwalona przez ONZ i przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne w 1989 r. W 2000 r. ZO NZ przyjęło Protokół Fakultatywny do Konwencji w sprawie udziału dzieci w konfliktach zbrojnych. Protokół zabrania rekrutacji do armii nieletnich do lat 17 oraz udziału w bezpośrednich działaniach zbrojnych poniżej 18. roku życia. Dokument ten podpisały 94 kraje, również Polska.
Na kontynencie afrykańskim ochronę praw człowieka, w tym także ochronę dzieci, podjęła Organizacja Jedności Afrykańskiej (dziś Unia Afrykańska), która w 1981 r. przyjęła w Nairobi Afrykańską Kartę Praw Człowieka i Ludów. Niestety, wciąż prawo to często pozostaje tylko na papierze.
BM, KAI
"Nasz Dziennik" 2005-06-01
Autor: ab