Haitańskie dzieci porzucane przez rodziców
Treść
"Ranne dzieci wołają swoich zaginionych rodziców" - brzmi tytuł reportażu portalu informacyjnego CNN na temat pracy lekarzy na Haiti. Autor przedstawia w artykule, w jak ciężkich warunkach przychodzi pracować medykom w polowych szpitalach rozsianych po całym kraju.
"Tak wiele dzieci musiało mieć amputowane kończyny. Wiele spośród nich było porzucanych przez rodziców, którzy zwyczajnie opuszczali szpital" - mówi lekarz pediatra Elizabeth Bellino. Relacjonuje, że tylko w ciągu jednego dnia była świadkiem trzech przypadków, kiedy rodzice opuszczali placówkę, pozostawiając swoje ranne dzieci. Jak dodaje, fakt, że rodzice postępują w ten sposób, tylko pogłębia ciężką sytuację, w której znajdują się obecnie wszystkie szpitale. Bellino podkreśla, że aby dzieci mogły wrócić do zdrowia, potrzeba nie tylko antybiotyków i środków, których w pierwszym rzędzie brakuje, ale przede wszystkim ciepła, obecności i miłości rodziców. Jak zaznacza, mimo że dopiero przybyła na wyspę, to widziała już zbyt dużo. "Widzieliśmy wiele dzieci, które wołały swoje mamy i swoich tatusiów, a nie wiemy, gdzie oni mogą teraz być. Serce się kraje" - zauważa ze smutkiem Bellino.
Innym wielkim problemem jest fakt, iż do szpitali trafiają kobiety z noworodkami lub tuż przed porodem, a teraz wiele spośród tych matek umiera. Największe trudności pojawiają się, gdy trzeba zdobyć odpowiedni pokarm dla niemowląt, a także butelki do karmienia. Bohaterka reportażu mówi, że nie wie, dlaczego brakuje tych podstawowych rzeczy, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że jej szpital jest usytuowany przy samym lotnisku.
Jak podkreśla sama Bellino, nie tak sobie wyobrażała mijający właśnie tydzień. W ubiegły poniedziałek miała wylecieć do szpitala Mutolere w Ugandzie, gdzie odbyłaby półroczny staż na oddziale pediatrycznym. Jednak właśnie niemal w tym samym czasie dostała telefon od lekarzy z Uniwersytetu Miami, którzy zapytali, czy nie chciałaby dołączyć do ich zespołu, który leci do Port-au-Prince nieść pomoc poszkodowanym w wyniku trzęsienia ziemi. "Powiedziałam sobie wtedy: 'Afryka chyba może poczekać jeszcze jeden tydzień'" - cytuje lekarkę portal.
Lekarze pracują w wielkich, przypominających namioty konstrukcjach. W każdej z nich rozłożone jest co najmniej po 200 składanych łóżek. Pacjenci stłoczeni są na naprawdę niewielkiej przestrzeni. Odległości między łóżkami nie przekraczają 30 centymetrów. Diagnozy oraz przebieg leczenia i zalecane leki doktorzy zapisują na kartkach wyrwanych z zeszytów. Co zrozumiałe, niemal wszyscy pacjenci to ofiary zeszłotygodniowego trzęsienia ziemi. Do placówek trafiają jednak także poszkodowani w ostatnim, środowym wstrząsie wtórnym o sile 5,9 stopnia w skali Richtera.
33-letnia Elizabeth Bellino już raz mogła doświadczyć pracy w tak trudnych warunkach, kiedy pomagała ofiarom huraganu Katrina w Nowym Orleanie. "Mam wrażenie, że tego typu sprawy same na mnie spadają".
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-01-22 nr 18
Autor: jc