Groźnie i zabawnie
Treść
Dwa diametralnie różne przedstawienia zaprezentował w Warszawie Teatr Swobodnoje Prostranstwo z Orła w Rosji. Przywiózł "Rzeźnię" Mrożka i trzy jednoaktówki Czechowa zebrane w jeden spektakl "Doktor Czechow". Występy w Teatrze Studio odbyły się w ramach Sezonu Kultury Rosyjskiej w Polsce, a koordynatorem prezentacji był Instytut Adama Mickiewicza.
Przedstawienia realizują tu też reżyserzy zagraniczni. Od 2005 roku Teatr Swobodnoje Prostranstwo (czyli Wolna Przestrzeń) realizuje projekt "Europejski sezon w Orle", w ramach którego w kolejnych sezonach teatralnych realizowane są sztuki krajów europejskich. I tak odbyły się już dwa takie sezony: włoski i francuski (który jeszcze trwa), a przyszły sezon będzie należał do dramatu polskiego. W związku z tym planowane są realizacje utworów Juliusza Słowackiego, Andrzeja Maleszki, a pokazana w Warszawie "Rzeźnia" Mrożka mieści się właśnie w tym projekcie.
Napisana 34 lata temu "Rzeźnia" wpisywała się wówczas w tamtą epokę tak pod względem kontekstów społecznych i politycznych, jak i stylistyki teatralnej. Dziś żyjemy już w zupełnie innej Polsce, zmieniły się więc konteksty oddziałujące na wymowę utworu, zmienił się też - niestety, na gorsze - język teatru, materia teatralna. Jednak przedstawienie "Rzeźni" w rosyjskim wydaniu, wyreżyserowane przez Polaka - Grzegorza Mrówczyńskiego, wybrzmiewa nadzwyczaj aktualnie. Najkrócej można by powiedzieć, że ta sceniczna rzeźnia to metafora policyjnej Rosji Putina. Tak zapewne odbierają ten spektakl Rosjanie. Przynajmniej niektórzy. A na pewno tak to wygląda z perspektywy polskiego widza wpisującego Mrożkową "Rzeźnię" w konteksty społeczno-polityczne aktualnej Rosji.
Przedstawienie Mrówczyńskiego pokazuje, że wieloakcentowość motywów sztuki Mrożka stwarza reżyserom możliwości indywidualnego odczytywania metafor zawartych w tekście, a także indywidualnego ich odczytywania przez widownię. Jeśli przyjrzymy się postaci głównego bohatera sztuki, Skrzypka (w tej roli Dymitr Zajcew), który zamienia skrzypce wydające jedne z najpiękniejszych i najsubtelniejszych dźwięków na inny "instrument", jakim jest rzeźniczy nóż, by "wygrywać" nim zupełnie inne dźwięki, czyli ryki zarzynanych zwierząt, to widzimy, jak dzisiaj ten okrutny, zły świat rzeźni rozprzestrzenia się globalnie. Widzimy, jak wszystko jest już na sprzedaż, nawet ubój bydła w rzeźni może być spektaklem, na który przyjdą widzowie - to takie współczesne reality show. Także śmierć nie ma już prawa do intymności, bo i ona jest na sprzedaż, co nie dziwi już nikogo w społeczeństwie konsumpcyjnym w dobie neoliberalizmu. Zabijanie indywidualności i wprowadzenie w to miejsce unifikacji życia poprzez narzucenie "wzorców" zachowań, gustów, upodobań jednakowych dla wszystkich. Wtedy każdy może być artystą.
W finale spektaklu Skrzypek popełnia samobójstwo, bo zamieniając skrzypce na nóż, a filharmonię (sztukę wysoką, wysublimowaną) na rzeźnię (sztukę brutalną, okrutną), w której został rzeźnikiem, nie potrafił jednak odnaleźć się w tym barbarzyńskim świecie, obcym przecież jego mentalności. Przegrywają więc kultura wysoka, subtelności cywilizacji, a wygrywa barbarzyństwo. To także metafora obrazu współczesnego teatru, niszczących go "modnych" nurtów, czy to realizujących politykę poprawności politycznej, czy wprowadzających do teatru barbarzyństwo w postaci przemocy, dewiacji, scen fekalicznych itp. Najlepsza rola w spektaklu należy do Nonny Isajewej, grającej matkę Skrzypka. Jest przekonywająca od pierwszej po ostatnią scenę. Aktorka znakomicie potrafiła wyartykułować całą grę emocji, jaka dokonuje się w jej bohaterce. I choć niektóre sceny buduje na kontrze, to nigdy nie przekracza granicy ekspresji w podawaniu tekstu. Natomiast całkowicie zbędna jest niemiłosiernie długa i nudna scena przemówienia Dyrektora filharmonii (Walery Łagosza). Podobnie jak zbędna jest ta nadekspresja mimiki i gestu w postaci Flecistki (Maria Diomina).
O ile takie mocno akcentowane, szerokie granie "od kulisy do kulisy" w niektórych scenach "Rzeźni" razi, o tyle może ono być usprawiedliwione w drugim spektaklu "Doktor Czechow".
Na wyreżyserowane przez Aleksandra Michajłowa (dyrektora tego teatru) przedstawienie składają się trzy żarty sceniczne - jak określa je sam Czechow - "Niedźwiedź", "Oświadczyny" i "Jubileusz". Elementem łączącym te trzy jednoaktówki jest postać doktora (żartobliwe porte parole samego autora) oraz miejsce, czyli klinika dla psychicznie chorych. Wchodzący do gabinetu doktora Czechowa pacjenci to postaci wymienionych sztuk. Spektakl został pomysłowo zinscenizowany i dobrze zagrany, pod warunkiem że godzimy się, by Czechowa grać metodą komedii dell'arte. Bo w takiej właśnie konwencji utrzymany jest ten spektakl. Aktorzy wyraźnie dobrze czują się w takiej formie wyrazu, rozśmieszają publiczność, ale i sami znakomicie bawią się tekstem Czechowa.
Każda z postaci ma tu swój indywidualny rys charakteru. A są to osobowości kłótliwe i nieustępliwe, co powoduje, że przy zderzeniu scen konfliktowych aż iskrzy od dynamiki zachowań. Umieszczenie zaś akcji w tym specyficznym miejscu daje reżyserowi możliwość wypowiedzenia się między wierszami, na przykład na tematy aktualne. Bo w szpitalu dla psychicznie chorych właściwie wszystkie chwyty są dozwolone. Można nawet krytykować władze, na przykład banku jak w "Jubileuszu". Spektakl dobrze zagrany i wprawdzie aktorsko wyrównany, ale szczególnie trzeba podkreślić tu co najmniej dwie role: Jelena Krajniaja jako Niania oraz natrętna "psychiczna" Starucha i Walery Łagosz w roli właściciela ziemskiego, Łomowa, zabiegającego o rękę córki sąsiada.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Rzeźnia" Sławomira Mrożka, reż. Grzegorz Mrówczyński, scen. Marian Iwanowicz, muz. Zbigniew Wiszniewski;
"Doktor Czechow" wg Antoniego Czechowa, reż. Aleksander Michajłow, scen. Władimir Korollow, kost. Żanna Wieriżnikowa.
Przedstawienia Teatru Swobodnoje Prostranstwo z Orła w Rosji gościnnie w Teatrze Studio w Warszawie.
"Nasz Dziennik" 2007-05-23
Autor: wa