Groźba przemysłowej pustyni
Treść
Wszystko wskazuje na to, że francuski przemysł stanął w obliczu poważnego kryzysu, z którego może się już nie podnieść. Firmy niemalże bez przerwy ogłaszają kolejne redukcje zatrudnienia. Nie ma regionu, w którym właściciele nie zamykaliby zakładów i nie zwalniali pracowników.
Jest to trzecia od lat siedemdziesiątych fala masowej redukcji zatrudnienia w zakładach przemysłowych we Francji. Od 2002 r. francuscy przemysłowcy zlikwidowali 500 tys. miejsc pracy, podobnie zresztą jak w latach 1984-
-1987 i 1993-1995, ale sytuacja nigdy nie była tak zła, jak obecnie. Ekonomiści są zgodni, że winy za to nie ponosi jedynie globalizacja, wysoki kurs euro i proces ograniczania sektora przemysłowego na rzecz usług, ale przede wszystkim brak specjalizacji, zarówno geograficznej, jak i sektorowej. Wyjątek stanowi kilka silnych punktów w takich dziedzinach, jak aeronautyka, technologia nuklearna i biologiczna. - Francja w stosunku do swoich światowych konkurentów pod każdym względem jest przeciętna - uważa ekonomista Eric Heyer. W jego opinii, powodem tego stanu rzeczy jest niedostateczna ilość środków przeznaczanych na badania naukowe i rozwój przedsiębiorstw. Przyczyn upatruje także we wprowadzonym 20 lat temu ogromnym obciążeniu finansowym francuskich przedsiębiorstw. Koszty produkcji nad Sekwaną o 40 proc. przewyższają analogiczne koszty w Hiszpanii.
Trudności zwiększa płacona przez zakłady tzw. taksa zawodowa, automatycznie zawyżająca koszty pracy. Francuskie przedsiębiorstwa płacą rocznie aż o 100 mld euro więcej podatku niż ich niemieccy konkurenci. Do tego dochodzi brak w pewnych regionach odpowiedniej infrastruktury i znacznie mniejsza sieć małych i średnich firm.
O wiele lepiej wygląda sytuacja w Niemczech, gdzie przemysł znajduje się w dobrej kondycji i gdzie rośnie również eksport - tylko w roku ubiegłym zwiększył się on aż o 10 procent. Również we Włoszech można zaobserwować tendencję wzrostową. Kraj ten w roku 2007 zmniejszył trzykrotnie swój deficyt handlowy, podczas gdy w tym samym czasie Francja zwiększyła eksport zaledwie o 3 proc., zamykając ubiegły rok rekordowym deficytem handlowym w wysokości 40 mld euro. Obecnie udział pochodzących z Francji wyrobów w całości europejskiej produkcji wynosi zaledwie 11 proc., co stawia ten kraj daleko za Niemcami (25,5 proc.) i Wielką Brytanią (14,9 proc.). Co gorsza, udział francuskiego eksportu produktów najbardziej zaawansowanych technologii zmniejsza się rocznie (od 1995 r.) o 8 procent. Doszło przy tym do niebezpiecznego ograniczenia funkcjonowania francuskiego przemysłu i przyspieszonego rytmu zwalniania ludzi, nawet w rentownych firmach. Przewiduje się, że w latach 2000-2010 zniknie milion stanowisk pracy. Dla porównania na przestrzeni ostatnich 30 lat pracę w przemyśle straciło 2 mln osób.
Sytuacji nie są w stanie poprawić małe i średnie firmy, bo ich kondycja finansowa nie jest stabilna. Wiele z nich stoi przed groźbą zamknięcia z racji braku chętnych do ich przejęcia po odejściu właścicieli na emeryturę. W nadchodzących 10 latach aż 700 tys. małych firm będzie musiało zmienić właściciela. Wiele z nich na pewno nie przetrwa. Zdaniem Barnarda Bruna, przewodniczącego Stowarzyszenia Dokumentacji Przemysłowej, sytuacja jest poważna. - Kiedy kraj nie ma przemysłu, to znaczy, że nie ma gospodarki - podsumował Brun.
Gdzie szukać przyczyn francuskich problemów? Najczęściej obwinia się za to delokalizację fabryk do krajów o niskich kosztach produkcji. Tymczasem najwięcej fabryk poza granice kraju przeniosła nie Francja, ale Niemcy, które skoncentrowały się na sektorze rozwiniętych technologii. To sprawiło, że są one jedynym bogatym krajem, który stworzył miejsca pracy w przemyśle.
W opinii francuskich ekspertów i przemysłowców, jak najszybciej należy podjąć zdecydowane kroki, w przeciwnym bowiem razie Francja stanie się przemysłową pustynią. Świadomość tę mają również koła rządowe.
Francuski minister gospodarki Christine Lagarde przedstawiła uchwaloną przez parlament ustawę o modernizacji gospodarki, zawierającą liczne ważne udogodnienia dla małych i średnich przedsiębiorstw. Zostały one bardzo dobrze przyjęte przez organizacje patronackie. Ich efektów należy się jednak spodziewać dopiero za kilka lat. Rozbudowane wydatki budżetowe wciąż nie pozwalają jednak na zmniejszenie kosztów produkcji. Nie wydaje się też, by udało się odejść od kosztownego, 35-godzinnego tygodnia pracy.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2008-06-25
Autor: wa