Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gross unika polskiego sądu

Treść

Jan Tomasz Gross, autor nierzetelnej, a nagłaśnianej przez liberalne media, publikacji "Sąsiedzi", nie chce zeznawać przed polskim sądem w sprawie naruszenia przez niego dóbr osobistych Czesława Laudańskiego, mieszkańca Jedwabnego. Sąd postanowił o przesłuchaniu go przed amerykańskim sądem, co wydłuży proces - trwający już cztery lata - o pół roku.
Na wczorajszej rozprawie przed warszawskim sądem okręgowym Ryszard Trzciński, obrońca Jana Grossa oskarżonego o naruszenie dóbr osobistych Czesława Laudańskiego, poinformował, że Gross chce zeznawać jako świadek, ale przed amerykańskim sądem. Uzasadniał to tym, że Gross stale mieszka w Stanach Zjednoczonych. Zaoponował przeciwko temu adwokat Jerzy Naumann reprezentujący Kazimierza Laudańskiego, syna Czesława. Jego zdaniem, taka postawa może zmierzać do wydłużenia toczącego się od 2001 r. procesu. Naumann powiedział, że wie o wielu, okresowo dosyć licznych, pobytach autora "Sąsiadów" w Polsce. Sąd stwierdził jednak, że nie ma możliwości przymusowego doprowadzenia Grossa przed swoje oblicze i postanowił zwrócić się o przesłuchanie przed sądem w Nowym Jorku oraz zobowiązał strony do przedstawienia pytań na piśmie. Cała procedura pomocy prawnej potrwa mniej więcej pół roku.
Zeznająca wczoraj przed sądem Anna Bikont, redaktorka "Gazety Wyborczej", podtrzymała prezentowaną wcześniej negatywną ocenę osoby Czesława Laudańskiego i jego synów. Przyznała jednak, że świadkowie tamtych wydarzeń, z którymi rozmawiała, nie wymieniali go jako uczestnika zajść w Jedwabnem w lipcu 1941 r.
Kazimierz Laudański walczy o dobre imię swego ojca Czesława od chwili ukazania się książki J.T. Grossa pt. "Sąsiedzi" o mordzie Żydów w Jedwabnem, będącej pozycją o wątpliwej wartości historycznej. Przypisano tam jego ojcu słowa, których nigdy nie wypowiedział. Brak ich w aktach, na które powołuje się w przypisach do książki Gross. Ponadto zdaniem badaczy i Kazimierza Laudańskiego, jego ojciec nie brał udziału w wydarzeniach z początku lipca 1941 r., do których doszło w Jedwabnem. Był wówczas chory i wycieńczony po zwolnieniu z dwuletniego pobytu w więzieniu, do którego trafił przez donos osoby kolaborującej z Sowietami.
W związku z tym Laudański żąda obecnie publikacji - na łamach prasy krajowej i zagranicznej - oświadczenia prostującego zniesławiające jego ojca informacje. Z kolei amerykański historyk nieustannie twierdzi, że popełnił zwykłą pomyłkę, którą potem sprostował. Swój sprzeciw wobec takich stwierdzeń wyraził wczoraj mecenas Naumann, ponieważ w zagranicznych wydaniach książki Gross nadal popełnia pomyłki. Zdaniem adwokata, taki lekceważący stosunek do źródeł historycznych świadczy, że autor "Sąsiadów" nie ma żadnego warsztatu historyka. Ponadto Gross w kolejnych pismach nadal podtrzymuje, nieco zmodyfikowane, zarzuty wobec Czesława Laudańskiego.
Naumann już wcześniej zwracał uwagę na to, że amerykański pisarz "nie tylko nie cofa oskarżeń pod adresem ojca powoda, ale je rozbudowuje, inaczej uzasadnia, idzie w nich dalej, podnosząc nowe zarzuty dopuszczenia się morderstw oraz kolaboracji z nazistami, Sowietami oraz okupantem wewnętrznym". Co więcej, Gross - zdaniem Naumanna - "eskaluje pomówienia" pod adresem Laudańskiego, "wkraczając na drogę pospolitego oszczerstwa", szermując zarzutami bez pokrycia.
Książka Jana Grossa "Sąsiedzi" od chwili wydania wywołuje oburzenie z powodu licznych błędów, przekłamań, nadinterpretacji.
Zenon Baranowski

'Nasz Dziennik" 2005-04-27

Autor: ab