Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gross może obrażać

Treść

Po ośmiu latach procesu warszawski sąd okręgowy uznał, iż Jan T. Gross nie musi przepraszać Kazimierza Laudańskiego m.in. za to, że w książce "Sąsiedzi" opisał jego ojca jako jednego z uczestników pogromu Żydów w 1941 r. w Jedwabnem. Co prawda sąd uznał, że Gross naruszył dobra osobiste powoda, ale, jak podkreślił, mógł to uczynić z uwagi na tzw. prawdę historyczną. Wyrok nie jest prawomocny. Wczoraj sąd okręgowy uznał, że Jan T. Gross w swojej książce "Sąsiedzi" naruszył dobra osobiste powoda, jednak zdecydował się na oddalenie pozwu Kazimierza Laudańskiego, syna nieżyjącego już Czesława, pomówionego w publikacji Grossa. Laudański pozwał Grossa za to, że opisał jego ojca jako jednego z uczestników pogromu. Powód dowodził, że w cytowanych przez Grossa aktach z późniejszego procesu nie ma takich wypowiedzi ojca. Czesław Laudański w 1949 roku został uniewinniony od udziału w mordzie. Gross przyznawał potem, że słowa synów przypisał ich ojcu, i wycofał kwestionowany fragment z kolejnego polskiego wydania książki. Jednak Laudański domagał się od niego dodatkowych sprostowań - na łamach gazet w Polsce, Wielkiej Brytanii i USA. Uzasadniał to także późniejszymi słowami Grossa, że Czesław Laudański "wychował synów na zacietrzewionych nacjonalistów, morderców, zdrajców i kolaborantów". Po ośmiu latach procesu sąd uznał, że wprawdzie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda i jego ojca, ale działanie Grossa nie było bezprawne - wobec czego powództwo podlega oddaleniu. Sędzia Jacek Tyszka stwierdził autorytatywnie, że "Sąsiedzi" to "prawda historyczna", a badaczowi wolno opisywać rzetelnie historię, "a co do tego, że pozwany działał rzetelnie, sąd jest przekonany w świetle materiału dowodowego". - Powód podnosił, że jego ojciec został uniewinniony w 1949 roku, ale strona pozwana słusznie podnosiła, że wyrok uniewinniający nie jest dowodem tego, że osoba nie popełniła danego czynu - mówił sędzia Tyszka. Powołał się na znajdujące się w wydawnictwie źródłowym IPN o mordzie w Jedwabnem zeznania świadków pogromu, którzy mówili m.in., że Czesław Laudański "stał wtedy z Niemcami" i że z innymi "pędził Żydów do stodoły". Dlatego sąd uznał, że Gross jako badacz miał prawo w ramach wolności badań napisać o Czesławie Laudańskim, iż uczestniczył w zbrodni. Sędzia dodał, że sąd nie badał, czy Czesław faktycznie brał w niej udział, czy nie, tylko czy Gross miał prawo napisać o tym. Według sędziego, omyłkowe przypisanie słów synów Czesława jemu samemu nie było przez Grossa zamierzone. Sąd ocenił także, że Gross miał prawo napisać, iż Czesław Laudański "wychował synów na zaciętych nacjonalistów, morderców, zdrajców i kolaborantów" - choć sędzia podkreślił, że nie ocenia, czy tak ostre sformułowania przystoją historykowi. Sędzia Tyszka powołał się na fakt, że dwaj inni synowie Czesława - Jerzy i Zygmunt - zostali skazani w 1949 r. za udział w zbrodni. Ponadto sędzia zwrócił uwagę, że Jerzy wstąpił podczas okupacji niemieckiej do hitlerowskiej żandarmerii, a Zygmunt podczas wcześniejszej okupacji sowieckiej był konfidentem NKWD. - Rozważymy zaskarżenie wyroku. Według nas, zniesławienie było oczywiste - powiedziała Joanna Kowalska reprezentująca przed sądem Laudańskiego. Książka "Sąsiedzi" stawiała tezę, że mordu 1600 Żydów w Jedwabnem dokonali ich polscy sąsiedzi. Tymczasem IPN umorzył śledztwo w 2003 roku, przyjmując, że mordu "nie mniej niż 340 Żydów" dokonała blisko 40-osobowa grupa polskiej ludności, ale inspiratorami byli Niemcy, choć ich roli do końca nie da się ustalić. Marcin Austyn, PAP "Nasz Dziennik" 2008-12-03

Autor: wa