Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Grecja! Grecja! Grecja!

Treść

Grecja mistrzem Europy! Brzmi to nieprawdopodobnie, nierealnie, ale jest prawdą. Wczoraj wieczorem, w finale wspaniałych i niepowtarzalnych mistrzostw Starego Kontynentu greccy wojownicy dowodzeni przez niemieckiego trenera Ottona Rehhagela pokonali faworyzowanych Portugalczyków 1:0. Jedyną, złotą bramkę na wagę zwycięstwa w 57. min strzelił Angelos Charisteas.
Na trybunach stadionu Da Luz w Lizbonie zasiadło ok. 65 tys. widzów. Przeważali oczywiście Portugalczycy, ale 12-tysięczna grupa fanów z Grecji była nie tylko bardzo widzialna, ale i bardzo głośna. Przez pierwsze 45 minut ani jedni, ani drudzy nie mieli zbyt wielu powodów do uniesień. Dominowała bowiem gra spokojna, rozważna, pełna wyczekiwania na ruch przeciwnika. O ile nie dziwiło to w przypadku Greków, którzy zgodnie z filozofią trenera Ottona Rehhagela wpierw zadbali o zabezpieczenie własnej bramki, a dopiero w dalszej kolejności o zdobycie gola (co udawało im się niemal perfekcyjnie), o tyle w przypadku gospodarzy zaskakiwało. Portugalczycy grali bowiem źle, ospale, próbowali indywidualnych zrywów, wszystko bez powodzenia. Rewelacyjni Grecy bronili się świetnie, nie popełniali błędów, byli konsekwentni.
Do przerwy czystych, klarownych sytuacji praktycznie nie było. Jeżeli już pod obiema (to za dużo powiedziane, bo aktywa Greków w ofensywie były praktycznie żadne) bramkami dochodziło do gorących sytuacji, to jedynie po strzałach z dystansu. W 14. min znakomicie uderzył Miguel Monteiro, ale piłkę na rzut rożny odbił Antonis Nikopolidis. Po chwili jedyną w pierwszej połowie szansę mieli podopieczni Rehhagela, ale jaką! - kilka szybkich podań i Angelos Charisteas znalazł się na wprost bramki. Na szczęście dla gospodarzy uprzedził go rozpaczliwie interweniujący Ricardo Pereira. Portugalczycy nadal próbowali uderzać zza pola karnego, ale ani Christiano Ronaldo, ani Maniche Ribeiro nie zdołali poważniej zagrozić Nikopolidisowi.
Prawdziwe emocje rozpoczęły się po przerwie. Grecy zaczęli grać odważniej i na efekty nie trzeba było długo czekać. W 56. min świetnie grający Yourkas Seitaridis wywalczył pierwszy rzut rożny dla swej reprezentacji, po chwili piłkę w narożniku boiska ustawił Angelos Basinas. Zagrał doskonale, na 5. metrze najwyżej wyskoczył Charisteas i świetnym strzałem głową pokonał Ricardo. Goooool dla Grecji, czyżby kolejna sensacja stała się faktem?
Gospodarze rzucili się do odrabiania strat. Strzelali Ronaldo, Figo, Maniche, ale albo świetnie bronił Nikopolidis, albo piłka mijała cel. Grecy bronili się mądrze, od czasu do czasu wyprowadzając groźne i zaskakujące kontrataki. Pod koniec meczu przewaga Portugalczyków była już wyraźna, ale z każdą upływającą minutą jakby tracili wiarę w to, że mogą odwrócić losy meczu. Co z tego, że atakowali, że przesiadywali na połowie rywala - efektów nie było. Owszem, Rui Costa był blisko (obronił Nikopolidis), o milimetry pomylił się Figo. Do końca meczu więcej bramek już nie było. Grecy zostali mistrzami Europy!
Nieprawdopodobne? Owszem. Ale w sporcie, tak jak w życiu - wiara może góry przenieść.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 5-07-2004

Autor: DW