Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Grad kompromituje rząd

Treść

Minister skarbu Aleksander Grad kompromituje rząd, brnąc w mistyfikacje w sprawie katarskiego inwestora w Polskich Stoczniach. A jego wczorajszy wyczyn pobił wszelkie rekordy absurdu. O północy z wtorku na środę upłynął termin wpłacenia pieniędzy przez katarski fundusz QInvest, rzekomego inwestora w Polskich Stoczniach. Termin upłynął, a pieniędzy nie ma. Na zwołanej wczoraj po południu konferencji prasowej minister Skarbu Państwa Aleksander Grad z nietęgą miną mówił dziennikarzom, że wyznaczono nową datę przelewu - 17 sierpnia. Szef resortu, przekraczając wszelkie granice śmieszności, odpowiedzialnością za brak pieniędzy oskarżył... Stowarzyszenie Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego. Powód - wysłało ono list do inwestora, by nie kupował Stoczni Szczecińskiej Nowa, bo została przekształcona w sposób bezprawny. Ten - jak całkiem poważnie usiłował przekonywać Grad - przestraszył się konsekwencji takiego stanu rzeczy i dał drapaka. Dlatego nie wpłacił pieniędzy. Czy minister sądzi, że ktokolwiek uwierzy w ten absurd?

Komisja Europejska zatwierdziła wczoraj pomoc przyznaną Stoczni Gdańsk od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej, tym samym akceptując plan restrukturyzacji zakładu. Wynika z tego, że nie będziemy musieli zwracać 251 mln euro, a zakładom nie grozi upadłość. Decyzja nie wywołała entuzjazmu wśród stoczniowców, którzy złożyli pozew sądowy przeciwko rządowi. Niezadowoleni są również pracownicy zakładów w Gdyni i Szczecinie. Wciąż nie wiedzą, "na czym stoją", gdyż czas zapłaty pieniędzy, który upłynął we wtorkową noc, minister Grad przesunął do 17 sierpnia.
- Była to jedna z najdłuższych i najtrudniejszych spraw, z jakimi przyszło mi się zetknąć, ale jestem bardzo zadowolona, że udało nam się znaleźć konstruktywne rozwiązanie dla tego wyjątkowego miejsca i ludzi, którzy tam pracują. Włożyliśmy wiele pracy, aby zagwarantować rentowność stoczni na długie lata. Rzeczywista restrukturyzacja jest jedynym sposobem na zapewnienie stoczniowcom stabilnych miejsc pracy - oświadczyła unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes, która zajmowała się tą sprawą. Zadowolenie wyraził również wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik, którego zdaniem "decyzja KE kończy długotrwałe wątpliwości, które towarzyszyły projektowi restrukturyzacji Stoczni Gdańsk." - Decyzja kończy wszelkie zawirowania zapoczątkowane wtedy, gdy dokonano prywatyzacji stoczni bez uprzedniego uzgodnienia planu restrukturyzacji. To niewątpliwie nie ułatwiło, a skomplikowało proces dochodzenia do pozytywnej decyzji Komisji Europejskiej - powiedział Gawlik. Z wiceministrem nie zgadza się były prezes Stoczni Gdańsk Andrzej Jaworski, którego zdaniem decyzja - choć dobrze, że zatwierdzona - została podjęta na podstawie nieprawdziwych danych i bez konsultacji z pracownikami, co jest prawnie wymagane. - Jednoznaczne przepisy Komisji Europejskiej wskazują, że w momencie, kiedy następuje restrukturyzacja jakiegokolwiek zakładu pracy, muszą się odbywać konsultacje z pracownikami - Nie informowanie pracowników, a konsultacje - powiedział Jaworski. Podkreślił, że w przypadku powstawania planu restrukturyzacyjnego dla Stoczni Gdańsk nikt nie prowadził rozmów z pracownikami, a to nic innego jak złamanie dyrektywy KE. W programie restrukturyzacji uzgodnionym z KE przez właściciela zakładu, czyli ukraińską spółkę ISD oraz Ministerstwo Skarbu Państwa zapisano plany inwestycyjne stoczni na poziomie 600 mln złotych. Tymczasem Jaworski zaznaczył, że tylko wtedy, gdy te informacje niekwestionowane i potwierdzone przez wszystkie zainteresowane strony są znane, można doprowadzić do sytuacji, w której następuje podjęcie decyzji o redukcjach pracowniczych i redukcjach mocy produkcyjnej. Jak podkreślił wiceprzewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdańsk Karol Guzikiewicz, pomoc publiczna powinna być afirmowana dokumentami księgowymi. - Kwota, którą myśmy otrzymali, wynosiła 80 mln złotych, w tym sporą część spłaciliśmy. Tymczasem premier Donald Tusk mówił o 600 mln złotych - zarzucił Guzikiewicz. Do końca czerwca miał ukazać się raport NIK, jednak jeszcze nie został przedstawiony. Zdaniem wiceprzewodniczącego, "decyzja pokazuje, że warto jest walczyć o swoje, nawet jeśli jest się ośmieszanym. - Choćby palenie opon się komuś nie podobało, to widać, że było skuteczne - powiedział. Tymczasem firma ISD zapewniła, że rozszerzona działalność przedsiębiorstwa będzie oparta na trzech rodzajach produkcji: stoczniowej, budowie dużych konstrukcji stalowych oraz wież dla elektrowni wiatrowych, na które ma rosnąć popyt w związku z unijnymi planami redukcji emisji CO2 i przechodzenia na odnawialne źródła energii. KE zgodziła się na ten plan, ponieważ uznała, że zapewnia on stoczni długoterminową rentowność i jest finansowany w znacznym stopniu ze środków własnych stoczni i zasobów firmy ISD, która przejęła stocznię w 2007 roku.
W komunikacie dotyczącym restrukturyzacji spółka podkreśliła, że "plan zakłada zrównoważoną strategię działalności opartą na dywersyfikacji działalności stoczni oraz zapewnieniu efektu synergii z innymi przedsiębiorstwami należącymi do tej samej grupy". W ramach rekompensaty przyznanej pomocy stocznia będzie musiała ograniczyć moce produkcyjne, do końca roku zamykając drugą z trzech pochylni (jedna już jest wyłączona). Ponadto maksymalna wielkość rocznej produkcji nie może przekroczyć 100 tys. skompensowanego tonażu brutto. Komisja Europejska zaznacza, że "regularne i trwające od 2002 r. dotowanie produkcji stoczni poważnie zakłóciło konkurencję na rynku budownictwa okrętowego". Tymczasem zdaniem Guzikiewicza, przychody faktycznie mogą wzrosnąć, ale pod warunkiem, że stocznia będzie nowoczesna. Natomiast "przystosowanie zakładu do produkcji wież i konstrukcji potrwa do 2012-2013 roku." Plan restrukturyzacji gwarantuje również zatrudnienie na poziomie co najmniej 1,9 tys. osób, podczas gdy obecnie w stoczni pracuje ponad 2,1 tys. osób. Jak tłumaczy Guzikiewicz, jest to główny powód, dlaczego decyzja Kroes nie wywołała entuzjazmu wśród stoczniowców. Zarzucił, że rząd wycofuje się ze wcześniejszych zobowiązań, a "w trakcie wizyty komisarz Kroes w stoczni zapewniał, że pracownicy z Gdańska, a także z Poznania dostaną dodatkowe środki na odprawy przeznaczone z pieniędzy unijnych. Do tego zobowiązywała również Kroes". Ponieważ zobowiązania nie są realizowane, wraz z decyzją unijnej komisarz po raz kolejny Komitet Obrony Stoczni i "Solidarność" Stoczni Gdańsk złożyły doniesienie do prokuratury na podstawie art. 231 par. 1, który mówi, że: funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności.
Tymczasem minister Grad do 17 sierpnia przesunął termin przelewu pieniędzy na konto Skarbu Państwa, jakie katarski fundusz QInvest, który nabył stocznie w Gdyni i Szczecinie, powinien uiścić do wtorku do północy. Jak poinformował minister, do katarskiego funduszu trafił list odradzający wpłatę należności i dlatego ten rząd potrzebuje dodatkowego czasu na ponowną analizę umów, o co prosił inwestor. - Mamy do czynienia z jawnym sabotażem - mówił Grad całkiem poważnie, brnąc w absurd. Jakby tego było mało, zapowiedział złożenie doniesienia do prokuratury i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Być może Gradowi zaszkodziło zbyt intensywne oglądanie TVN 24, który non stop przez kilka godzin, poprzedzających konferencję ministra, eksploatował tezę, że list wysłany do katarskiego inwestora przekreślił transakcję. Ale nikt przy zdrowych zmysłach w to nie uwierzy.
Wojciech Kobryń
"Nasz Dziennik" 2009-07-23

Autor: wa