Gra Funduszem
Treść
Rząd nie załata dziury budżetowej, likwidując Fundusz  Kościelny. To zaledwie 0,03 procent wszystkich wydatków. Sprawa ma za to  wymiar polityczny. Rozbudzając nastroje antyklerykalne, PO liczy na  podreperowanie notowań wśród lewicowego elektoratu. W dodatku rząd  powinien zdawać sobie sprawę, że do jakichkolwiek zmian związanych z  Funduszem Kościelnym potrzebna jest zgoda Kościoła. Gwarantują to  konkordat i Konstytucja RP. 
Po likwidacji Komisji  Majątkowej rząd robi kolejny ukłon w stronę lewicowego elektoratu, mając  chyba nadzieję, że rozpętanie antykościelnej histerii zatrzyma  spadające słupki sondaży PO. Teraz za cel postawił sobie likwidację  Funduszu Kościelnego, uznając, że do tego niepotrzebna jest żadna  dwustronna umowa z Episkopatem. Kanonista z UKSW ks. prof. Wojciech  Góralski w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" zaznacza, że do jakichkolwiek  zmian związanych z Funduszem Kościelnym potrzebna jest zgoda Kościoła.  Gwarantują to konkordat (art. 22 i 27) i Konstytucja RP (art. 25 ust. 4,  5). - To wynika z prawa. Nie wyobrażam sobie nawet, żeby jakiekolwiek  decyzje zostały podjęte jednostronnie. To wbrew wszelkim zasadom -  podkreśla. - Nie może być tak, że zabierze się to, co jest pewną  rekompensatą za utracone dobra, i nie da się w zamian nic albo coś, co  nijak będzie się miało do rzeczywistości - wyjaśnia.
Wspólny znaczy rządowy?
Strona  kościelna wskazuje na potrzebę powołania specjalnego zespołu ekspertów,  zarówno ze strony Kościoła, jak i rządu. Ten zespół powinien wypracować  wspólny projekt, który stanowiłby załącznik do umowy, jaka zostałaby  podpisana przez ministra administracji i cyfryzacji oraz przedstawicieli  Episkopatu Polski, upoważnionych przez Stolicę Apostolską. Tylko takie  rozstrzygnięcie tej kwestii, a nie jakieś bliżej nieokreślone  konsultacje, wydaje się rozsądne i jest zgodne z obowiązującym w Polsce  prawem. Chociaż rzecznik rządu Paweł Graś zapewniał wczoraj, że  likwidacja Funduszu Kościelnego będzie się odbywać w porozumieniu z  Kościołem, to jednak Piotr Kołodziejczyk, wiceminister administracji i  cyfryzacji, twierdzi, że do tego nie jest potrzebna umowa ze stroną  kościelną. Na takie jednostronne działanie rządu nie może być zgody,  podkreśla Episkopat. Przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej ks.  abp Stanisław Budzik wprost stwierdza, że Kościół w ogóle nie jest za  likwidacją, ale przekształceniem, reformą Funduszu Kościelnego.  Natomiast sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski ks. bp  Wojciech Polak zwraca uwagę, że "w ostatnich latach ów Fundusz został  zredukowany do kwestii ubezpieczeń, ale właściwe cele wykraczają poza  niego". - Przecież wszyscy wiemy, że w wielu dziedzinach, choćby w  prowadzeniu szkół i przedszkoli oraz domów opieki społecznej, Kościół  wyręcza państwo. Czy zatem ono nie powinno go wspierać? Pomagać mu? -  pyta ks. bp Polak.
Fundusz Kościelny jest formą rekompensaty za  zagrabioną przez komunistów własność Kościoła, która służyła wszystkim  Polakom. - Żaden rząd po wojnie nie spieszył się, by całkiem niemały  majątek zwrócić Kościołowi. Pewną formą zadośćuczynienia, jaką  przygotowały władze komunistyczne, jest właśnie Fundusz Kościelny -  podkreśla ks. bp Dydycz, dodając, że od 1989 roku rządzący w Polsce  postanowili wzmocnić Fundusz i tak co roku parlament ustala wielkość  puli przyznanej Kościołowi za zagrabione niegdyś mienie. - Z tych  pieniędzy ubezpieczani są duchowni, wspomagani są misjonarze oraz zakony  kontemplacyjne, które utraciły ogromny majątek - dodaje ordynariusz  drohiczyński.
Bez Funduszu wyższe sondaże
Zdaniem  politologów i socjologów, sprawa ma drugie polityczne dno. - Jest  możliwe, że spadek zaufania do rządu wymaga nowej narracji, nowego  wizerunku, nowego PR. W ramach tej zmiany być może jest już przygotowany  nowy rząd, koalicja z partią Leszka Millera i ruchem tego pana, którego  nazwiska publicznie nigdy nie wymieniam. Wówczas oznaczałoby to, że  poprawienie notowań rządu mogłoby się odbywać poprzez wzbudzanie  entuzjazmu u antykatolickiego elektoratu - zauważa w rozmowie z "Naszym  Dziennikiem" dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog PAN. -  Powinniśmy mieć w pamięci nakład tygodnika "NIE" w latach  dziewięćdziesiątych. Oznacza to, że potencjał antyklerykalizmu w Polsce  był ogromy i jest realny, a to domaga się walki z Kościołem - dodaje.
-  Nie można bezmyślnie zlikwidować instytucji, która jest wprawdzie  anachroniczna i źle funkcjonuje, ale służy finansowaniu poważnych i  pożytecznych zadań - zwraca z kolei uwagę prof. Zyta Gilowska, członek  Rady Polityki Pieniężnej. - Przede wszystkim nie można zrobić niczego  bez starannych uzgodnień z podmiotem najbardziej zainteresowanym, czyli z  Kościołem katolickim. Jeśli zatem jakiś wiceminister stwierdza, że stan  rzeczy można jednostronnie zmienić, to próbuje bawić się w bolszewika -  stwierdza. - Moim zdaniem, cała dyskusja w tym temacie jest faktem  medialnym, który nie łączy, lecz dzieli Polaków, i - co więcej -  podkopuje zaufanie naszych rodaków do Kościoła, ale także rządu. Ktoś tu  bawi się nie w politykę, ale - powiedziałbym - w politykierstwo. Tworzy  pewną rzeczywistość poza prawem, poza konkordatem. Można wręcz  powiedzieć, że żyjemy w czasach rewolucyjnych, gdzie tworzy się nową  rzeczywistość - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Aleksander Zioło,  socjolog.
Małgorzata Pabis
Agnieszka Gracz
Nasz Dziennik Czwartek, 16 lutego 2012, Nr 39 (4274)
Autor: au
 
                    