Gotowość strajkowa
Treść
Załoga Polskich Zakładów Lotniczych w Mielcu opowiedziała się w referendum za strajkiem. Pracownicy nie zgadzają się z propozycją zarządu firmy m.in. co do obniżki wynagrodzeń o jedną piątą i naprawy złej sytuacji w Zakładach ich kosztem.
W ogłoszonym w zakładzie referendum udział wzięło 75 proc. załogi i wszyscy opowiedzieli się za strajkiem. Zdaniem Mariana Kokoszki, wiceprzewodniczącego zakładowej "Solidarności", wynik ten potwierdza determinację załogi, która ma już dość wyrzeczeń. - Od stołu negocjacyjnego nie odejdziemy, dopóki istnieje szansa na porozumienie. Nie wykluczamy jednak bardziej radykalnych posunięć. Taka jest wola załogi potwierdzona w referendum. Teraz wszystko zależy od efektów rozmów - wyjaśnia Kokoszka.
W ostatnim czasie PZL Mielec, zatrudniające ok. 1,5 tys. pracowników, znalazły się w trudnej sytuacji finansowej. Zdaniem załogi, jest to wynik złego zarządzania firmą przez kolejne kierownictwa piastujące swe urzędy z rekomendacji SLD. Pracownicy są przekonani, że przy obsadzie najważniejszych stanowisk w PZL brano pod uwagę koneksje polityczne, pomijając przy tym kompetencje ekonomiczne. Pojawiają się opinie, że zakład w ciągu kilku ostatnich lat, zamiast normalnie pracować, stał się łupem politycznym. Kołem zamachowym w rozwoju firmy miał być podział "offsetowego tortu" towarzyszący zakupowi przez polską armię myśliwca F-16. W ramach umowy offsetowej, w ciągu 10 lat PZL Mielec miały wyprodukować i sprzedać na rynki amerykańskie 100 sztuk samolotów m-28 skytruck i tyleż samo samolotów m-18 dromader. Tymczasem do chwili obecnej udało się sprzedać za Ocean zaledwie jednego skytrucka, a dalszych zamówień jak na razie brak. Zgodnie z planem naprawczym, opracowanym przez kierownictwo firmy i organizacje związkowe, działania przewidywały kolejno: analizę przyczyn trudnej sytuacji i wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do odpowiedzialnych za taki stan rzeczy, weryfikację zatrudnienia kadry kierowniczej, osób zatrudnionych po zwolnieniach grupowych, opracowanie nowej struktury firmy, a dopiero w dalszej kolejności ewentualne ograniczenia czasu pracy i cięcia w sferze płac. Tymczasem zarząd firmy zamierzał rozpocząć swe działania od ograniczenia czasu pracy o jedną piątą, na co nie zgodziły się związki zawodowe. - Próba łatania dziury budżetowej kosztem załogi jest nieporozumieniem i trudno na to przystać. Chcemy, by wcześniej zarząd przeprowadził analizę struktury zatrudnienia i weryfikację, zwłaszcza kadry kierowniczej, do której kompetencji można mieć wiele zastrzeżeń - uważa związkowiec.
Pracownicy są zdania, że żaden program naprawczy nie zda egzaminu, dopóki firmą zarządzać będą osoby niekompetentne.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2005-06-01
Autor: ab