Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gorączka w LPR

Treść

Jeśli Zarząd LPR uważa, że plany odejścia posłów z klubu parlamentarnego Ligi Polskich Rodzin i rokosz w co najmniej czterech strukturach wojewódzkich jest wymysłem "Naszego Dziennika" i polityków Prawa i Sprawiedliwości, to skąd trwająca od kilku dni akcja dowiadywania się, kto jest naszym informatorem w LPR? Jedynym wytłumaczeniem może być fakt, że władze tej partii wiedzą, że "coś jest na rzeczy".
Jeszcze w czwartek wiceszef LPR Wojciech Wierzejski zapewniał nas, że wszyscy posłowie (no, może poza poseł Anną Sobecką) podpiszą tekst oświadczenia, w którym pojawiały się zapewnienia, że "nikt nie zamierza opuścić" klubu, a żaden zarząd wojewódzki nic nie wie o jakimkolwiek rozłamie. Ostatecznie zabrakło podpisów jeszcze dwójki posłów - wicemarszałka Marka Kotlinowskiego i Gabrieli Masłowskiej.
- Trzy osoby nie podpisały ze względu na to, że nie było z nimi kontaktu - mówił w piątek w Radiu Zet Roman Giertych. Tylko że to jest wytłumaczenie jedynie nieobecności Kotlinowskiego. Masłowska i Sobecka odmówiły podpisania oświadczenia. Co więcej, kilkanaście godzin później swoje podpisy wycofali posłowie Robert Strąk i Andrzej Mańka.
- W tym piśmie nie było praktycznie nic o "Naszym Dzienniku" - twierdził Giertych. Tymczasem nazwa dziennika pada w nim trzykrotnie. Co więcej, wbrew prawdzie oświadczenie głosi, że insynuacje o rozpadzie LPR pochodzą od posłów PiS. Mówią o nim, i to coraz rzadziej anonimowo, politycy LPR, a jeszcze odważniej ci, których w LPR już nie ma, jak eurodeputowany Bogusław Rogalski. W sobotę na antenie Radia Maryja ujawnił on, że Marian Brudzyński - inicjator samozwańczego komitetu SOS dla Rodziny Radia Maryja, to nie byle jaka postać w szeregach Ligi. Przypomnijmy, że na łamach "Rzeczpospolitej" Brudzyński zarzucił Radiu Maryja "fanatyzm i szowinizm", nazwał je "fatalną ikoną polskiego katolicyzmu" i zapowiedział walkę o rzekomą "naprawę" rozgłośni.
- To zaufana osoba Romana Giertycha, budowniczy jego domu, który w krótkim czasie awansował na pierwsze miejsce na liście wyborczej, ale nie dostał się do Sejmu - mówił Rogalski. Dodał, że nie wierzy, by taka akcja została przedstawiona bez wiedzy władz partii.
Z "Naszym Dziennikiem" kontaktują się politycy i terenowi działacze Ligi, którzy opowiadają o sposobach wywierania na nich nacisku i zmuszania do deklaracji "lojalności" wobec "wodza". Jednym z nich są weksle, jakie kandydujący w wyborach parlamentarnych kandydaci Ligi musieli podpisać. Teraz wykorzystuje się je do utrzymania władzy w partii.
- To, że w klubie wrze, gdyż część posłów i senatorów opowiada się za współpracą z PiS, nie było dla Giertycha zaskoczeniem, ale informacja, że może powstać koło poselskie Stronnictwa Narodowego, doprowadziła go do furii - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z parlamentarzystów Ligi Polskich Rodzin.
Poseł skontaktował się z nami krótko po tym, jak liderzy partii: Roman Giertych i Wojciech Wierzejski, rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę akcję zbierania dowodów lojalności od posłów i działaczy terenowych. Zdaniem parlamentarzysty, który prosi o zachowanie anonimowości, bardziej niż odejścia kilku posłów i senatorów Giertych obawia się utraty etykietki ugrupowania endeckiego, narodowego, jakim szermuje od dawna.
Od kilku dni część działaczy Ligi Polskich Rodzin związana ze ścisłym kierownictwem tej partii prowadzi systematyczną akcję mobilizowania i zarazem zastraszania działaczy terenowych. Informowani są o rzekomych "insynuacjach" "Naszego Dziennika" i "wykrytym przez liderów LPR planie zniszczenia partii". Kontaktujący się z działaczami terenowymi LPR politycy centrali tej partii domagają się oświadczeń lojalnościowych i potwierdzenia swojej pełnej "wierności" wobec Romana Giertycha.
Dostałem telefon z Warszawy, żebym zgodził się na podpisanie pod oświadczeniem zarządów regionów o naszej "homogeniczności". Zgodziłem się, nie miałem wyjścia - poinformował nas jeden z polityków tego ugrupowania.
Jak tłumaczy inny z działaczy LPR, oświadczenia o "jedności" podpisują również ci politycy partii, którzy od dawna prowadzą zaawansowane rozmowy z PiS bądź są gotowi do utworzenia nowego ugrupowania. Powodem są weksle, które kandydaci LPR w wyborach parlamentarnych musieli podpisywać, a które miały być gwarantem pozostania danego polityka w partii. Jak mówi nasz informator, część z nich nigdy nie została zwrócona. Choć w trakcie kampanii wyborczej Giertych zaprzeczał istnieniu weksli, terenowi działacze LPR podkreślają, że taka praktyka miała miejsce.
- Na razie nie mogę nic powiedzieć. Ale niebawem ważność weksla wygasa. A wtedy... - powiedział nam jeden z naszych rozmówców.
Starsi politycy LPR, którzy brali udział w tworzeniu tego ugrupowania i jeszcze niedawno blisko współpracowali z Giertychem i Wierzejskim, nie mają żadnych wątpliwości - weksle, lojalki i "teoria spisku", jaką w ostatnich dniach lansują ci politycy, przyspieszają tylko kompromitację LPR i rozpad tego ugrupowania.
Rozżalenia działaniami liderów partii nie ukrywa też prof. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz, poseł LPR poprzedniej kadencji, autorytet, wokół którego skupiają się sympatyzujące z Ligą środowiska naukowe Wielkopolski.
- Miarą skuteczności lidera są wyniki wyborcze jego partii. Tymczasem we wszystkich sondażach idziemy w dół, gubimy się w sporach i kłótniach - mówi profesor Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz.
Mikołaj Wójcik, Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-04-03

Autor: ab