Google cenzuruje
Treść
Amerykańska firma Google odmówiła zamieszczenia na stronach swojej wyszukiwarki internetowej reklamy Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi zachęcającej do protestu przeciwko przyjęciu w Polsce Karty Praw Podstawowych. Zdaniem medioznawców, świadczy to m.in. o braku utożsamiania się Google z wartościami chrześcijańskimi.
- Mamy tu do czynienia z ewidentnym ograniczeniem wolności słowa, dlatego że reklama, o ile nie narusza dobrych obyczajów, powinna być przyjęta i zamieszczona na łamach każdego takiego środka medialnego, jak portale internetowe, gazety czy telewizja. Mamy tu do czynienia z przedkładaniem interesów ideologicznych nad poszanowaniem prawa i kolejny przykład ograniczenia wolności słowa oraz opinii katolickiej w Polsce - mówi Marian Piłka z Prawicy Rzeczypospolitej. Według niego, sytuacja ta pokazuje, jak groźnym dla Polski jest formalne zaakceptowanie Karty Praw Podstawowych, dlatego że byłby to instrument ograniczenia wolności słowa. - W obecnej chwili decyzja tego portalu jest ewidentnym łamaniem wolności słowa, natomiast gdyby Karta Praw Podstawowych została zaakceptowana, stałaby się częścią porządku prawnego w Polsce. Wówczas takie działanie byłoby zgodne z formalnym prawem. Myślę, iż należy tutaj oczekiwać, zwłaszcza od parlamentu, zdecydowanych działań, które staną w obronie wolności słowa - dodaje Piłka.
Również Paweł Kowal, poseł PiS, były wiceminister spraw zagranicznych, wskazuje na niebezpieczeństwo związane z przyjęciem u nas Karty Praw Podstawowych. - Zagrożeń, które z tym się wiążą, jest bardzo dużo. Po pierwsze, jak pokazuje historia powstania Karty Praw Podstawowych, ten postmodernistyczny dokument stał się aktem prawnym. Zmieniło to zupełnie postać rzeczy, ponieważ od strony formalnej nie spełnia on kryteriów dokumentu prawnego. Dotyczy to nie tylko jego przepisów temporalnych, mówiących o tym kiedy wchodzi on w życie, kiedy obowiązuje i przepisów przejściowych, ale także definiowania pojęć, którymi operuje, np.: małżeństwa, rodziny itd. Te elementy formalne przekładają się na zagrożenia dotyczące takiej sytuacji, kiedy sądy na podstawie tego dokumentu zaczęłyby wydawać wyroki - ostrzega.
Zdaniem Kowala, okazałoby się wówczas, że te braki formalne, takie jak brak definicji rodziny czy małżeństwa, mogłyby być przedmiotem bardzo poważnych kłopotów etycznych, gdy sądy stosowałyby wykładnię inną w tych kwestiach niż obowiązującą w naszym kraju. - Podobnie trudno się ostatecznie wypowiedzieć, czy nie byłoby możliwe stosowanie tego dokumentu jako wsparcia w pozwach indywidualnych dotyczących własności na polskich ziemiach zachodnich, kierowanych do Trybunału w Strasburgu i Luksemburgu - podkreśla.
W opinii dr Joanny Taczkowskiej-Olszewskiej, specjalistki od prawa prasowego, decyzja portalu Google mówi nam tylko o światopoglądzie tej firmy. - Religia katolicka, chrześcijaństwo są wartościami, z którymi prawdopodobnie ona się nie utożsamia - oznajmia. Jak informuje Taczkowska-Olszewska, generalnie jednak portal mógł odmówić zamieszczenia tej reklamy. - Nikt nie może w Polsce być zmuszony do zawierania danego kontraktu, do którego nie jest zobowiązany bezpośrednio na podstawie przepisów ustawowych. Jeżeli nie ma obowiązku ustawowego zamieszczania takich materiałów, wtedy medium może zawsze odmówić publikacji danego materiału - konstatuje.
Jacek Dytkowski
"Nasz Dziennik" 2007-01-04
Autor: wa