Geremek i Wałęsa szkalują Polskę w niemieckich gazetach
Treść
W prasie niemieckiej nie tylko tutejsi komentatorzy bez pardonu atakują polski rząd i prezydenta. Dołączyli do nich Bronisław Geremek i Lech Wałęsa.
Dla Wałęsy, z którym rozmawia dzisiejszy "Der Spiegel", jest śmieszne, że polski rząd domaga się przeprosin od niemieckiego rządu za "satyrę" umieszczoną w dzienniku "Taz". "U nas też - stwierdza Wałęsa - obowiązuje wolność prasy. Mogą o tej sprawie rozmawiać dyplomaci i dziennikarze, ale rząd niemiecki w żadnym wypadku nie powinien reagować". Dla byłego polskiego prezydenta bracia Kaczyńscy to ludzie bez poczucia humoru i z wieloma kompleksami.
"Jest mi głupio to przyznać, ale obecnie rządzą ludzie bez formatu. Niestety, demokracja nie jest reprezentatywna: za mało Polaków poszło do wyborów i teraz mamy taki bigos. To powinna być dla nas nauczka na przyszłość, aby mądrzej wybierać (...)" - stwierdził Wałęsa. W dalszej części wywiadu polityk dodaje, że na szczęście Kaczyński nie jest w stanie w dużym stopniu popsuć stosunków polsko-niemieckich, gdyż wzajemne powiązania gospodarcze są zbyt silne.
Przedstawiciel hamburskiego tygodnika zapytał: dlaczego Polacy są tak bardzo nadwrażliwi i dlaczego nie mogą i nie chcą zrozumieć, że Republika Federalna Niemiec już odpokutowała za swoją historię?
Lech Wałęsa odrzekł: "Nadwrażliwość jest związana z polskimi kompleksami. Ponadto Polacy jeszcze ciągle uczą się demokracji. A z kolei Niemcy oceniają Polaków zbyt szybko. Wy powinniście najpierw dwa razy głęboko odetchnąć i trzy razy przejść wokół domu przed każdą reakcją, a wtedy z czasem okazałoby się, że straty wynikające z takich problemów są dużo mniejsze, niż przewidywano".
Czy Polska potrzebuje czwartej RP? - pyta "Der Spiegel".
Zdaniem Wałęsy, "To tylko taki zwrot, gdyż tak naprawdę obaj [Kaczyńscy - red.] nie mają żadnej recepty na Polskę. Nikt nie wie tak naprawdę, jak czwarta Rzeczpospolita powinna wyglądać. Podczas zdobywania władzy w 1989 r. Kaczyńscy nie odgrywali większej roli. Dzisiaj jedynie udaje im się łatwo mówić, że zrobiliby to lepiej (...)".
Wałęsa w rozmowie z tygodnikiem "Der Spiegel" tłumaczy, że w 1989 r. nie można było dokonać dekomunizacji, gdyż komuniści wtedy byli zbyt mocni.
Pod adresem LPR i Samoobrony padają oskarżenia o demagogię i populizm.
"My, elity polityczne - zaznaczył Wałęsa - nie potrafiliśmy wytłumaczyć społeczeństwu trudności związanych z reformami po 1989 r. i teraz do głosu dochodzą populiści i demagodzy (...)". Zdaniem byłego polskiego prezydenta, obecna koalicja zachowuje się okropnie i bez taktu, ale to na szczęście nie wpływa na gospodarkę.
Czy Kaczyńscy długo pozostaną przy sterze? - pyta niemiecki tygodnik.
"Nie, już wcześniej wyrzuciłem ich ze swojej kancelarii, ponieważ zawsze więcej popsuli, niż doprowadzili do konstruktywnego porządku. Nie doczekają do końca kadencji" - zawyrokował na koniec pan Wałęsa.
Nie tylko "Der Spiegel"
Na Lecha Wałęsę również powołuje się Konrad Schuller we wczorajszym specjalnym wydaniu "Frankfurter Algemeine Sonntagszeitung", który pisze m.in., że Jarosław Kaczyński jest bardziej nastawiony wojowniczo od swojego brata. "Z Lechem można było jeszcze rozmawiać - cytuje dziennik słowa Lecha Wałęsy
- natomiast z Jarosławem nie". "FAS" pisze o wojnie pomiędzy Kaczyńskimi a Wałęsą, po tym jak ich drogi całkowicie się rozeszły.
Do grona atakujących polski rząd i wszystkich Polaków dołączył były szef polskiej dyplomacji Bronisław Geremek, który w sobotnim "Die Welt", w napisanym przez siebie artykule pt. "Polska sama sobie szkodzi" stwierdził, że Polska może stać się krajem nietolerancyjnym i lekceważącym prawa mniejszości. Jego zdaniem, na dotychczasowym wizerunku naszego kraju pojawiły się "głębokie widoczne rysy".
"Następstwem tego - pisze Geremek - była rezolucja PE. Jej autorzy uznali Polskę za kraj, w którym nastąpił wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, ksenofobią, antysemityzmem i homofobią. Pomimo że jest to dla mnie bolesne, muszę stwierdzić, że Parlament Europejski miał jednak prawo do tak krytycznej reakcji na wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu (...)" - stwierdził były polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek.
Jego zdaniem, niektóre wypowiedzi przedstawicieli rządu koalicyjnego są sprzeczne ze standardami europejskimi i mogą spowodować, że Polska znajdzie się na peryferiach Europy. Geremek wyjaśnił, że autorami krytykowanych wypowiedzi są przedstawiciele jednej z partii koalicyjnych, wywodzący się ze skrajnie ksenofobicznej i antysemickiej organizacji młodzieżowej. Były szef polskiej dyplomacji w dalszej części pisze o potrzebie respektowania w Europie mniejszości, w tym homoseksualnych.
Geremek wspomina też, że już w XVII i XVIII w. mówiło się w Europie o polskiej anarchii, i dlatego często po rozbiorach było słychać, że Polska zasłużyła na taki los. "Teraz - stwierdza Geremek - nie możemy zezwolić, aby nasz kraj stał się przykładem nietolerancji i łamania praw mniejszości".
Bronisław Geremek skrytykował wypowiedź "czołowego polityka obozu rządzącego o odzyskaniu" Ministerstwa Spraw Zagranicznych. "Co to oznacza? - pyta Geremek - Być może oznacza to, że MY odzyskaliśmy kawałek władzy. Czy też oznacza to, że odzyskaliśmy stanowiska dla naszych kumpli? Te słowa brzmią jak chęć przekreślenia osiągnięć ostatnich 16 lat polityki zagranicznej niepodległej Polski, kiedy to osiągnięto strategiczne cele - wejście do NATO i UE. Dlaczego padają takie słowa? Szkodzą one naszemu krajowi. Co teraz Polsce potrzeba - to mądrej polityki kontynuacji".
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2006-07-17
Autor: wa