Gdzie warianty trzy
Treść
Rząd jeszcze bez budżetu. Na posiedzeniu 1 grudnia Sejm zajmie się rządową ustawą okołobudżetową. W połowie przyszłego miesiąca posłowie pochylą się natomiast nad ustawą budżetową. Do tego czasu rząd będzie musiał zdecydować, jak ma ten projekt wyglądać. Projekt budżetu, który skierował do Sejmu pod koniec września, aktualny okazał się bowiem tylko do dnia wyborów parlamentarnych.
Jeszcze niespełna dwa miesiące temu minister finansów Jacek Rostowski firmował projekt budżetu państwa z 4-procentowym wzrostem gospodarczym. Uwagi, że jest to zbyt optymistyczna prognoza, zbywał stwierdzeniami, iż "najbardziej pesymistyczna prognoza wzrostu gospodarczego dla Polski, jaką zna, to 2,9 proc. wzrostu PKB", wystawiona przez Citibank, a ponadto, że "jest kilka prognoz, iż będzie 4 proc., tak jak przewiduje rząd". Zapewniał ponadto, że nawet przy 3-procentowym wzroście PKB założone w pierwotnym projekcie budżetu dochody nie są zagrożone oraz że nie grozi nam przekroczenie 55-procentowego progu ostrożnościowego. Minęło zaledwie kilka tygodni, a sytuacja zdała się zmienić radykalnie. "Znakomity" projekt budżetu skierowany do Sejmu pod koniec września znalazł się w koszu ze względu na nierealne założenia, a nowego jeszcze nie ma. Minister finansów tłumaczył, iż to dlatego, że w ostatnich tygodniach wyraźnie pogorszyła się sytuacja gospodarcza w Europie.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jedyną okolicznością, która wpłynęła na skierowanie do Sejmu nierealnego, bardziej optymistycznego projektu, były wybory parlamentarne, w obliczu których - na potrzeby wyborczej propagandy - rząd zdecydował się co najwyżej oszczędnie gospodarować prawdą o stanie państwowej kasy. Jeśli byłoby inaczej i okazałoby się, że plany budżetowe szefa resortu finansów legły w gruzach w wyniku gwałtownego w ostatnich tygodniach pogorszenia się sytuacji w Europie, to świadczyłoby o tym, iż Rostowski ministrem finansów jest najwyżej marnym. Na nierealność założeń budżetowych już przed wyborami wskazywali nie tylko eksperci gospodarczy, lecz także liderzy politycznej opozycji, którzy w przeciwieństwie do ministra finansów nie mają wygodnego dostępu do wielu szczegółowych danych gospodarczych i prognoz. Z 4-procentowego wzrostu PKB będą w przyszłym roku nici. Jaki więc wzrost gospodarczy założy rząd? Minister Rostowski chyba jeszcze się do końca nie zdecydował, który wariant wybierze. Ogłaszając po wyborach trzy możliwe warianty założeń do budżetu, skrzętnie na pewno zaplanował, iż nie zostanie wybrany ten najgorszy, a być może przygotowuje sobie pole, aby ogłosić społeczeństwu, iż wybrał ten "najbardziej optymistyczny". Rząd do tej pory oficjalnie nie ogłosił, który z trzech wariantów projektu budżetu zostanie do Sejmu skierowany. Różnią się one przede wszystkim zakładanym wzrostem PKB. Pierwszy - jak wynika z zapowiedzi ministra finansów - zakłada wzrost gospodarczy na poziomie 3,2 proc., drugi - wzrost PKB o 2,5 proc., a trzeci - spadek PKB o 1 procent. Minister Rostowski tłumaczył, iż w przypadku realizacji pierwszej wersji warianty działania rządu będą się opierały na zwiększaniu dochodów niepodatkowych, w kontekście realizacji drugiego była mowa o konieczności znalezienia dodatkowych 9 miliardów dochodów do budżetu państwa, a w przypadku wariantu recesyjnego stwierdził, iż nie wyobraża sobie uniknięcia podwyżek podatków. Tak jak przed wyborami, tak też po nich szef resortu finansów zdawał się bardzo oszczędnie gospodarować prawdą. Niezależnie bowiem, który wariant budżetu zostanie wybrany i tak podatki zapłacimy wyższe.
Kwestia podwyższenia podatków stała się nawet głównym przedmiotem pierwszego posiedzenia Rady Ministrów w nowym składzie. W ustawie okołobudżetowej, nad którą Sejm będzie debatował 1 grudnia, zapisano m.in. 2,2 mld dodatkowych dochodów ze wzrostu akcyzy na olej napędowy. To z kolei niechybnie przełoży się na koszty transportu, a tym samym na wzrost cen podstawowych artykułów żywnościowych dowożonych codziennie do sklepów. Rząd zatwierdził także m.in. przepisy mające uniemożliwić oszczędzającym na lokatach omijanie podatku Belki naliczanego od zysku z lokat. Od lipca przyszłego roku wzrosnąć ma - co zapowiedział premier Donald Tusk w exposé - składka rentowa o 2 punkty procentowe. Na tym ruchu rząd w przyszłym roku zamierza zyskać 6,5 mld złotych. Biorąc pod uwagę, iż w ostatnich tygodniach poświęcono wiele czasu na dyskusję w sprawie likwidacji tzw. umów śmieciowych - zatrudniania pracowników po najniższych stawkach, można stwierdzić, iż rząd - podwyższając jeszcze koszty pracy - robi bardzo wiele, aby zniechęcać przedsiębiorców do zatrudniania. Krytyczne uwagi do planów rządu Donalda Tuska wyraził wczoraj lider opozycji Jarosław Kaczyński. Podczas konferencji "Kryzys można pokonać" ocenił, iż zapowiedzi premiera Tuska z exposé wskazują na "klasyczną próbę obciążenia kosztami kryzysu części społeczeństwa, i to tej wcale nie najsilniejszej i nie najbogatszej". Prezes PiS skrytykował koncepcję wydłużenia wieku emerytalnego, zwłaszcza kobiet do 67 lat. Stwierdził także, że nie powinniśmy teraz wchodzić do strefy euro ani też wybierać się do unii walutowej.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Piątek, 25 listopada 2011, Nr 274 (4205)
Autor: au