Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gdzie są księgi rachunkowe?

Treść

Choć Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i poznańska prokuratura prowadzą śledztwo dotyczące nieprawidłowości finansowych w TBS "Nasz Dom" w latach 2000-2001, gdy funkcję przewodniczącego rady nadzorczej pełnił dzisiejszy poseł PiS Jan Filip Libicki - władze tego ugrupowania nie zamierzają przed wyborami wyjaśniać sprawy. Ewentualnymi sankcjami za "zbyt długi język" grożą natomiast wielkopolskim działaczom PiS, którzy od miesięcy dążyli do wyjaśnienia całej sprawy. Obok ABW i prokuratury interesami "Naszego Domu" zainteresował się również Urząd Skarbowy Poznań Nowe Miasto.

W księgowości TBS "Nasz Dom" w latach 2000-2001, a więc w okresie, gdy na czele rady nadzorczej tego przedsiębiorstwa zasiadał dzisiejszy poseł PiS Jan Filip Libicki, brakuje ksiąg rachunkowych za ten okres, zastrzeżenia budzą dokumenty dotyczące przelewów i wypłat, niekompletna jest dokumentacja podatkowa - twierdzą informatorzy "Naszego Dziennika". Od czerwca 2007 r. postępowanie w sprawie podejrzenia wyrządzenia szkody majątkowej w TBS "Nasz Dom" prowadzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Poznaniu oraz prokuratura okręgowa. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, swoje postępowanie wszczął również Urząd Skarbowy Poznań Nowe Miasto.
- Badana jest sprawa brakujących, niekompletnych dokumentów podatkowych - mówi jeden z naszych informatorów.
O sprawie nieprawidłowości finansowych w Towarzystwie Budownictwa Społecznego "Nasz Dom" w Poznaniu było głośno od wielu miesięcy. O sprawie pisał lokalny "Głos Wielkopolski" oraz na początku września "Nasz Dziennik". To właśnie publikacje "Naszego Dziennika", w których ujawniliśmy, iż kandydat PiS do Sejmu poseł Jan Filip Libicki objęty jest śledztwem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wywołały prawdziwą burzę w partii. On sam nie chciał rozmawiać z "Naszym Dziennikiem". Rozmowę, w której próbowaliśmy zapytać go o prokuratorskie śledztwo, przerwał, rzucając słuchawkę.
- No tak, najłatwiej atakować bezbronnego inwalidę - tak z kolei "argumentował" współpracownik Jana Filipa Libickiego, poseł Jacek Tomczak (PiS). Tomczak był udziałowcem spółki "Poznań 3D", personalnie powiązanej z TBS "Nasz Dom" w okresie, gdy Radą Nadzorczą zarządzał Libicki.
Zaczęto natomiast gorączkowo sprawdzać "przecieki" i sposób, w jaki "Nasz Dziennik" dotarł do informacji. Zdaniem jednego z naszych informatorów, blisko związanego z warszawskim kierownictwem PiS, wielkopolskich kandydatów do Sejmu, którzy już kilkanaście miesięcy wcześniej publicznie prosili o sprawdzenie nieprawidłowości w TBS - straszono wykreśleniem z list wyborczych. Efekt? Posłanka Małgorzata Stryjska, która w 2004 r. zwróciła się do Najwyższej Izby Kontroli z prośbą o sprawdzenie podejrzeń nieprawidłowości w "Naszym Domu", a później o podejrzeniach w tej sprawie wraz z grupą ponad 120 działaczy wielkopolskiego PiS w specjalnym piśmie informowała o tym Jarosława Kaczyńskiego, prosząc o stosowną reakcję - teraz boi się z nami rozmawiać.
- Prosiłam, żeby sprawdzono wszystko, co dano radę sprawdzić. Panie redaktorze, ale to są sprawy wewnętrzne, partyjne. To, czy ktoś pisał do władz swojej partii, już nie powinno pana interesować. Wewnętrzne, partyjne to inna sprawa. Czy pan redaktor uzyskał już ode mnie wszystko co chciał? To dziękuję bardzo - mówi poseł Małgorzata Stryjska i przerywa połączenie.
Z sekretarzem PiS Joachimem Brudzińskim nie udało nam się na ten temat, mimo wielu prób, porozmawiać.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-09-19

Autor: wa