Gdy odchodził...
Treść
Wystawę "Ostatnia droga księdza Jerzego Popiełuszki", prezentującą ponad 20 fotogramów Artura Radeckiego, otwarto wczoraj w budynku Regionu Podlaskiego NSZZ "Solidarność" przy ul. Suraskiej 1 w Białymstoku. Można ją oglądać od poniedziałku do piątku, do 9 maja br. Zdjęcia z wystawy dokumentują moment wyprowadzenia zwłok ks. Jerzego z Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku, w obecności tysięcy białostoczan i osób z całej Polski. - Pojechałem na ul. Podedwornego (obecnie Waszyngtona). Początkowo, ze względu na dużą obecność służb mundurowych, obawiałem się otwarcie fotografować. Wszedłem do bloku, który znajdował się naprzeciwko prosektorium, i zapukałem do przypadkowego mieszkania. Otworzyła mi starsza kobieta, która zgodziła się, bym fotografował z jej balkonu. Pierwsze zdjęcia wykonałem zza jej pleców - opowiedział nam Artur Radecki. Przeszło dwadzieścia trzy lata temu funkcjonariusze MSW zabili ks. Jerzego Popiełuszkę. Pod koniec października 1984 r. jego ciało przywieziono do Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku. Po sekcji miało zostać odwiezione do Warszawy. Informację tę władze usiłowały utrzymać w tajemnicy, jednak to się nie udało. 2 listopada, gdy ciało wywożono z miasta, księdzu Jerzemu towarzyszyły tysiące ludzi. Artur Radecki, autor fotografii, miał w tym czasie 21 lat i był studentem Politechniki Białostockiej. Gdy doszła do niego wieść, że ciało księdza Jerzego zostanie wywiezione, dotarł z aparatem w okolice ZMS. Zdjęcia tłumów żegnających księdza Popiełuszkę robił z okna pobliskiego wieżowca i z ulicy. - Ostatnie zdjęcie wykonałem, gdy kondukt pożegnalny wyłaniał się z mgły. Kątem oka zobaczyłem, iż pojawia mi się coś w kadrze. Okazało się, że to ręka mojej mamy wyciągnięta w kształcie litery V - opowiada Radecki o okolicznościach powstania słynnego zdjęcia, prezentowanego na wystawie, które nabrało rangi symbolu i obiegło cały świat. Radecki za PRL zdjęcia kolportował anonimowo, głównie na uroczystościach żałobnych w Suchowoli, do momentu, gdy osobnik w cywilu próbował go wylegitymować. Potem negatywy schował tak dobrze, że odnalazł je dopiero po 20 latach. Zdjęcia przekazał kurii biskupiej i prawdopodobnie kanałami kościelnymi wydostały się one wówczas poza żelazną kurtynę. Adam Białous, Białystok "Nasz Dziennik" 2008-04-24
Autor: wa