Gdańsk przejmuje śledztwo
Treść
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku przeprowadzi śledztwo w sprawie szantażu lustracyjnego, którego wszczęcia domagała się Zyta Gilowska. Współpracę służb specjalnych z RIP i IPN zbada na najbliższym posiedzeniu sejmowa speckomisja.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro polecił Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku wszczęcie postępowania w sprawie szantażu lustracyjnego wobec byłej wicepremier Zyty Gilowskiej. Sama Gilowska wcześniej złożyła doniesienie do Prokuratury Rejonowej w Warszawie, w którym zarzuciła Rzecznikowi Interesu Publicznego Włodzimierzowi Olszewskiemu rażące naruszenie prawa.
Premier zdymisjonował w piątek Gilowską, której oświadczenie lustracyjne podważył RIP. Rzecznik uznał, że czynność, którą wykonał "w ramach i w granicach prawa", została nazwana przez Gilowską szantażem w sposób "niedopuszczalny i brutalny".
- Ja jedynie, jeśli pani profesor potraktowała to jako szantaż, podczas przesłuchania uprzedziłem ją o treści stosownego przepisu, który jest zawarty w ustawie lustracyjnej, mówiącego o tym, jakie są uprawnienia rzecznika w przypadku rezygnacji osoby publicznej z pełnionej funkcji - tłumaczył wczoraj Jerzy Rydzik, zastępca RIP.
Zemsta układu?
- Afera wokół rzekomej współpracy wicepremier Zyty Gilowskiej z SB to być może zemsta likwidowanych przez prezydenta Kaczyńskiego i ten parlament służb specjalnych WSI, w których dużą rolę odgrywają ludzie związani z dawnym, komunistycznym układem, czy też byłych esbeków obawiających się odtajnienia akt - powiedział "Naszemu Dziennikowi" poseł Zbigniew Girzyński, sekretarz klubu parlamentarnego PiS, jeden z członków nadzwyczajnej sejmowej komisji pracującej nad ustawą o udostępnianiu informacji organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego.
Na potwierdzenie tezy o prowokacji WSI wskazywać może, zdaniem posła, osoba byłego esbeka Witolda W., który przygotowywał raporty dotyczące Gilowskiej. Witold W. został pozytywnie zweryfikowany, nie stracił jednak kontaktów z dawnymi funkcjonariuszami SB pozostającymi w czynnej służbie w "nowych, demokratycznych służbach". Tymczasem ujawnione w ostatnich latach fakty jednoznacznie potwierdzają istnienie wewnątrz samego WSI układu tworzonego przez ludzi z komunistycznego układu. Witold W. ze Świdnika został w 2005 r. skazany w tajnym procesie przez Sąd Rejonowy w Lublinie za wynoszenie tajnych akt z tamtejszego Urzędu Ochrony Państwa, gdzie służył w latach 90. Nie można wykluczyć, że dokumenty trafiały również do byłych kolegów Witolda W. związanych z WSI.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że również obecny Rzecznik Interesu Publicznego Włodzimierz Olszewski chciał na stanowisko szefa swojego biura nominować pułkownika SB Waldemara Mroziewicza, twierdząc przy tym, że wybrał "dobrego fachowca". Olszewski z tej nominacji ustąpił niechętnie, dopiero pod naciskiem mediów, całkowicie zdając się ignorować fakt, że Mroziewicz zamieszany był w palenie esbeckich akt.
- Proszę zobaczyć, ile wniosków o lustrację polityków złożył podczas swojej kadencji pan Olszewski, ile takich spraw wygrał. A tu nagle, tuż przed wejściem w życie ustaw rozwiązujących WSI i ustawy lustracyjnej, a więc przepisów będących gwoździem do trumny dla starej, komunistycznej nomenklatury, pojawiają się, i to szeptane gdzieś po kątach, informacje, że będzie chciał lustrować Gilowską. Przypadek? Nie sadzę - powiedział nam jeden z parlamentarzystów PiS.
Zdaniem ministra koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna, teza o ewentualnej prowokacji lub zemście likwidowanych WSI jest dość "odważna", choć nie można jej wykluczyć. - To dość daleko idący wniosek, ale podkreślam - nie da się przecenić działań i skutków działań WSI. Choć taka teoria jest raczej luźna - powiedział nam Wassermann.
Wassermann: termin jeszcze nie minął
Minister koordynator ds. służb specjalnych ma wątpliwości, czy w przypadku wicepremier Zyty Gilowskiej zachowano standardy przysługującego każdemu obywatelowi prawa do obrony. Wniosek o lustrację wicepremier Gilowskiej, jaki złożył w sądzie Włodzimierz Olszewski, jest bowiem "ściśle tajny". - Dana osoba ma prawo wiedzieć, co się jej zarzuca - komentuje Wassermann. Minister powiedział, że postępowanie przed RIP jest w pewnym sensie odpowiednikiem postępowania przed prokuratorem mającym obowiązek zapoznania osoby oskarżonej z aktami sprawy. Według Wassermanna, rzecznik mógł podjąć decyzję co do Gilowskiej w innym terminie. Minister odwołał się do ustawy lustracyjnej, według której rzecznik ma pół roku - od dnia powiadomienia danej osoby o wątpliwościach co do jej oświadczenia - na to, by albo złożyć wniosek do sądu, albo powiadomić daną osobę o braku podstaw do tego. - W sprawie pani Gilowskiej termin ten jeszcze nie minął - podkreślił Wassermann. Odmówienie wicepremier Zycie Gilowskiej podstawowego prawa - wglądu do akt, niepokoi również Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego, który polecił zbadanie tej sprawy.
Z kolei premier Kazimierz Marcinkiewicz uważa, że termin złożenia wniosku o lustrację wicepremier jego rządu jest co najmniej "bardzo dziwny" i mówi wprost: "Może ta sytuacja to przypadek, a może nie".
- Czas wystąpienia jest bardzo dziwny. To jest naprawdę sytuacja może przypadkowa, a może nie, dlatego że my właśnie przyjęliśmy siedem ustaw podatkowych, właśnie kończymy pracę nad ustawą o finansach publicznych i jednocześnie szybkimi krokami zmierzamy do nowego budżetu na 2007 rok - powiedział dziennikarzom premier. Szef rządu jednoznacznie opowiedział się za całkowitą i jak najszybszą lustracją polegającą na ujawnieniu i udostępnieniu teczek zawierających materiały gromadzone przez funkcjonariuszy SB. - Trzeba ujawnić wszystkie teczki. Pełna jawność wszystkich dokumentów, pełna otwartość tego, co znajduje się w tych teczkach. Gdyby to było wykonane dawno temu, na początku lat 90., nie mielibyśmy dziś takich problemów - podkreślał Marcinkiewicz. Zaskoczony zachowaniem swojego następcy Włodzimierza Olszewskiego jest też sędzia Bogusław Nizieński, były Rzecznik Interesu Publicznego. Nizieńskiego bulwersuje fakt, iż jeszcze przed rozpoczęciem postępowania lustracyjnego wicepremier Gilowskiej o fakcie złożenia takiego wniosku przez Olszewskiego wiedziało już, jak mówi Nizieński, "pół Polski".
- Nigdy nie informowałem nikogo z kręgów władzy, że mam wątpliwości co do czyjegoś oświadczenia lustracyjnego. Nic takiego bowiem nie wynika z ustawy lustracyjnej. Nigdy nie było tak, że pół Polski wiedziało, iż będzie wniosek wobec jakiejś osoby - stwierdził wczoraj Nizieński. Były Rzecznik Interesu Publicznego odniósł się w ten sposób do działań Włodzimierza Olszewskiego, który o swoich wątpliwościach co do oświadczenia lustracyjnego wicepremier Gilowskiej powiadomił i ministra Wassermanna, i premiera. Sama Gilowska zarzuciła Olszewskiemu, że informuje "osoby trzecie" o jej sprawie, o której ona nic nie wie. Uznała też, że jest to "forma wywierania presji na działalność organu konstytucyjnego, jakim jest minister finansów".
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-06-27
Autor: ab