Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gazprom wie, gdzie zapukać

Treść

Z Przemysławem Wiplerem, byłym szefem Zespołu ds. Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w Ministerstwie Gospodarki, rozmawia Łukasz Sianożęcki
Słyszał Pan o czarnej kampanii PR Gazpromu wobec technologii eksploatacji gazu z łupków?
- Wbrew pozorom Gazprom podchodzi do tego problemu bardzo poważnie. Jest to bowiem kwestia wydobycia gazu z łupków bitumicznych na dużą skalę nie tylko w samej Polsce, lecz także w innych krajach europejskich. Jest to więc jeden z dwóch najpoważniejszych problemów tej spółki i całej Federacji Rosyjskiej oprócz budowania światowego rynku gazu ziemnego. Jego stworzenie jest możliwe w sytuacji, gdy pojawi się duża liczba innych nowych dostawców lub gdy na szeroką skalę rozwinie się technologia skraplania i rozprężania gazu ziemnego. Kreml zaś nie chce dopuścić do takiej sytuacji. Od wielu lat Rosja, w tym głównie Gazprom, pracuje zatem nad tym, aby powołać "gazowy OPEC", czyli kartel państw producentów gazu ziemnego, który mógłby dyktować ceny w formule zmowy kartelowej odbiorcom na całym świecie. Zatem wszelkie zabiegi prowadzące do powstania "ceny rynkowej" gazu i odbierające Rosji monopol na dyktowanie warunków cenowych są dla niej nie na rękę. Wówczas gaz przestaje być narzędziem politycznym, przestaje wpływać na faworyzowanie niektórych państw czy danych gospodarek względem innych. Nie jest już narzędziem do wybierania sobie przyjaciół czy wrogów. I oprócz tego zagrożenia dla bezpośrednich interesów Rosji, które ma dłuższą historię, czyli tego związanego z rozwojem technologii LNG, pojawia się właśnie niebezpieczeństwo związane z gazem łupkowym. Dzięki jego złożom kraje znajdujące się w tradycyjnie pojętej rosyjskiej strefie wpływów i te, które zużywają szczególnie duże ilości tego nośnika i kupują go praktycznie tylko w Federacji Rosyjskiej, będą mogły nie tylko same zaspokoić swoje potrzeby, ale wręcz stać się nowymi eksporterami w regionie. Dlatego możemy stwierdzić, analizując prasę rosyjską, że bardzo, ale to bardzo poważnie Gazprom podchodzi do tego tematu. Świadczą o tym choćby deklaracje, że chcą kupić firmę posiadającą technologie wydobycia gazu łupkowego.
Sugeruje Pan, że to swoista obrona przez atak? Z jednej strony dyskredytujemy przeciwnika, a z drugiej - wchodzimy w ten sam interes...
- Dokładnie tak. Jest to dosyć klasyczne zachowanie Gazpromu. Argumenty przeciwko tej technologii będą takie same, jak przeciwko innym technologiom uniezależniającym Europę od rosyjskich dostaw. Można to przez analogię porównywać do "straszaka", jakim była histeria wokół elektrowni atomowych, w której wywołaniu i podsycaniu niemałą rolę odegrali Rosjanie. Europa, która nie rozwija u siebie silnej energetyki jądrowej, do której paliwo można sprowadzać z niezliczonej liczby miejsc poza Federacją Rosyjską, to Europa zależna od gazu ziemnego. Europa, która narzuca sobie bardzo ambitne - jak to się elegancko mówi, a w rzeczywistości niemożliwe do zrealizowania - normy ekologiczne, to Europa, która nie może spalać węgla, a zatem znów to Europa, która używa gazu. A dziś jest to przede wszystkim surowiec rosyjski.
Ale złoża łupkowe to nie tylko Europa, ale chociażby Chiny wyrażające gotowość inwestycji we własny gaz łupkowy.
- Chiny a dostawy energii to dziś chyba najpoważniejszy problem na świecie. Chińczycy mówią, że aby zaspokoić ich zapotrzebowanie na nośniki energii w dłuższym czasie, potrzeba by ośmiu Arabii Saudyjskich. Jest to ich oficjalne stanowisko i muszą te "osiem Arabii" gdzieś znaleźć albo tę samą energię wygenerować z innych źródeł. I tu mówimy np. o gazie łupkowym czy - ogólnie rzecz ujmując - o gazie niekonwencjonalnym.
Polska nie ma aż takiego apetytu jak Chiny, a zasadność wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest podważana. Argumenty o niszczeniu środowiska podczas wydobywania tego surowca podnoszą te same środowiska...
- Zdecydowanie możemy przecież wskazać gdzie: czy w Stanach Zjednoczonych, czy w Rosji, przywiązuje się większą wagę do ochrony środowiska. Jest to więc argument absurdalny. Tylko w zeszłym roku w USA wydobyto 60 miliardów metrów sześciennych gazu łupkowego, a to jest ponad 4-krotnie więcej niż, zużywa cała Polska! Gdyby dochodziło tam do dewastacji przyrody, nikomu by się to nie opłacało. Stany Zjednoczone są krajem, w którym nie ma nic za darmo, za wszystko się płaci. Jeśli koncern, który wydobywa taki nośnik energii, jednocześnie oddziaływałby w jakiś negatywny sposób na obywateli, ich własność czy środowisko, musiałby za to słono płacić. Obecnie mamy przykład BP, które według najnowszych analiz ekonomicznych najprawdopodobniej za miesiąc ogłosi bankructwo w wyniku szkód ekologicznych, jakie wyrządził w Zatoce Meksykańskiej. Stany Zjednoczone to państwo, gdzie bardzo poważnie podchodzi się do zarządzania ryzykiem w zakresie ochrony przyrody. Wobec tego, trudno mi sobie wyobrazić, że technologie, które są dopuszczone do użytku na taką skalę jak w USA, mogły być w jakiś sposób dyskryminowane czy zabronione na w Unii Europejskiej.
Ten argument być może zostanie odesłany do lamusa. Ale będą inne...
- Drugim podstawowym argumentem może być stwierdzenie, że są potrzebne ogromne ilości wody do wydobycia łupków bitumicznych, a Polska jest krajem, w którym jest coraz gorzej, jeśli chodzi o gospodarkę wodną. Słodka woda pitna nie jest jeszcze obecnie problemem, ale na dłuższą metę może się nim stać.
Wspomniał Pan o amerykańskich firmach, które Gazprom chce kupić w celu wykorzystania do poszukiwania gazu z łupków. Czy nie jest już trochę za późno na wchodzenie na ten rynek? Moskwa zainwestowała przecież ogromne pieniądze w Nord Stream i South Stream.
- Takie wielkie koncerny muszą rozważać wszystkie warianty, w tym także kupno firmy posiadającej technologię poszukiwania gazu w łupkach. Jest to tylko niewielki ułamek tego, co zapłacą za budowę Nord Streamu. Ale Rosjanie doskonale wiedzą, "gdzie zapukać". Dużą część działań w tej branży wykonuje się przez pośredników albo wręcz pośredników tych pośredników. Ktoś np. zagospodarowuje złoże, aby ktoś inny mógł je eksploatować. I tak spółki w rzeczywistości nienależące do samego Gazpromu mogą pracować na jego korzyść.
A jak Pan ocenia dzisiejsze słowa prezesa Gazpromu Aleksieja Millera, który zapowiedział państwom europejskim podniesienie w niedalekiej przyszłości cen gazu nawet o 100 dolarów za 1000 metrów sześciennych?
- Takie słowa nazwałbym porykiwaniem zranionego tygrysa. Ostatni rok był czasem, kiedy praktycznie wszyscy europejscy odbiorcy Gazpromu, oprócz Polski, wynegocjowali sobie podwyżki. Eurostat oficjalnie informował, że ceny tego surowca w zeszłym roku spadły we wszystkich krajach oprócz Polski i Chorwacji. W naszym państwie ceny gazu wzrosły średnio o ponad 20 procent. Jednak był to wyjątek i zeszły rok pokazał, w którą stronę zmierza cała sytuacja, i nie była to strona podwyżek gazu dla całej Europy. Podniesienie cen surowca mogłoby być możliwe, jeśli nastąpiłoby "odbicie" gospodarki na całym Starym Kontynencie. W chwili obecnej wygląda więc to trochę tak, jak w czasach stalinizmu, kiedy ogłaszało się nowe etapy walki z kryzysem.
Gazprom przewiduje, że takie znaczne odbicie nastąpi już w 2012 roku.
- De facto będzie to powrót do sytuacji sprzed ok. półtora roku temu. Wygląda więc to tak, jakby Miller ogłosił, że jeśli Europejczycy będą potrzebowali więcej gazu, wówczas zabierze się im wszystkie upusty, rabaty, które obecnie zostały im przyznane.
Mamy do czynienia ze straszeniem monopolisty? Jeśli ktoś będzie chciał za wiele, wówczas podyktujemy warunki?
- Oni i tak by je dyktowali, gdyby mogli. Teraz chwilowo nie mogą tego robić ze względu na kryzys. Tak więc mamy sytuację, że w zeszłym roku średnia cena gazu dla całej UE spadła o ok. 16 proc. dla gospodarstw i 25 proc. dla przemysłu. A dla Polski wzrosła blisko 6 proc. dla gospodarstw domowych i o ponad 6 proc. dla przemysłu. Jak jasno widzimy, w ostatnich dwóch latach cała Europa skutecznie renegocjowała swoje kontrakty z Gazpromem i innymi tego typu podmiotami.
Odbieramy coraz więcej sygnałów, i to od ekspertów, którzy nie mają żadnego interesu w pomaganiu czy szkodzeniu Polsce. Jak choćby słowa członka Międzynarodowej Agencji Energetycznej, który w jednym z wywiadów radzi nam jak najszybsze renegocjowanie umów gazowych z Gazpromem zawieranych na dotychczasowych warunkach, które w obecnej sytuacji byłyby niekorzystne dla każdego odbiorcy. Nawet takie osoby jasno podkreślają, że nasze władze popełniają w tej materii duże błędy.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-06-16

Autor: jc