Gazprom eliminuje pośredników
Treść
Piotr Falkowski
Gazprom podpisał umowę na budowę Gazociągu Południowego, który łącząc drogą morską Rosję i Bułgarię, pozwoli dostarczać gaz do Europy z pominięciem dotychczasowych państw tranzytowych, w tym Polski i Ukrainy
Podczas Międzynarodowego Forum Inwestycyjnego w Soczi w obecności premiera Rosji Władimira Putina podpisana została w piątek umowa o objęciu akcji konsorcjum budującego kontrowersyjny rurociąg przez dwa koncerny: niemiecki BASF (poprzez należący do niego Wintershall) i francuski EDF. Obie spółki będą posiadać po 15 proc. udziałów w morskiej części projektu - połączeniu Rosji dnem Morza Czarnego z Bułgarią. Połowa akcji należy do rosyjskiego Gazpromu, a pozostałe 20 proc. do włoskiego ENI.
Gazociąg Południowy (South Stream) ma w Bułgarii dzielić się na dwie nitki. Południowa będzie prowadzić przez Grecję i dnem Adriatyku do Włoch, a północna poprowadzi przez Serbię na Węgry i do Austrii. Wśród końcowych odbiorców przesyłanego tą drogą gazu ma znaleźć się także Francja. Pierwsze metry sześcienne błękitnego paliwa mają popłynąć pod Morzem Czarnym w 2014 lub 2015 roku.
- Przyłączenie się do projektu dwóch znaczących europejskich spółek energetycznych jest wyraźnym świadectwem, że krajom Unii Europejskiej jest on potrzebny i jest na czasie - mówił szef Gazpromu Aleksiej Miller. Według niego, budowa gazociągu będzie "impulsem rozwoju ekonomicznego państw środkowej i południowej Europy". Harald Schwager z BASF zwrócił uwagę na dopełniający charakter obu czołowych projektów europejskich Gazpromu: gazociągów Południowego i Północnego, łączącego drogą morską Rosję z Niemcami. Oba systemy eliminują jako pośredników dotychczasowe kraje tranzytowe, tj. Białoruś, Ukrainę i Polskę. Rolę tę mają przejąć małe państwa południowej Europy, tradycyjnie prawosławne i związane licznymi więziami z Rosją: Bułgaria, Serbia i Grecja.
W ostatnim czasie Gazprom spotkało kilka ciosów ze strony Komisji Europejskiej. W czerwcu zablokowała przejęcie przez Rosjan giełdy gazowej w Wiedniu (CEGH), będącej też operatorem jednej z sieci rurociągów gazowych w Europie oraz zespołu gigantycznych zbiorników gazu w Baumgarten pod Wiedniem. Natomiast w poprzedni poniedziałek podjęła decyzję o rozpoczęciu rozmów z Turkmenistanem i Azerbejdżanem w sprawie budowy gazociągu po dnie Morza Kaspijskiego. Jest to część konkurencyjnego dla South Stream projektu zwanego Gazociągiem Nabucco. Ma on prowadzić z Azerbejdżanu przez Gruzję i Turcję w stronę Bułgarii i Rumunii. Nabucco będzie mógł w perspektywie przesyłać także gaz z Iranu. Największą zaletą tego pomysłu jest oczywiście uniezależnienie Europy od źródeł rosyjskich. Nie dziwi więc ostra reakcja Moskwy. W oświadczeniu ministerstwa spraw zagranicznych mowa jest o żalu z powodu decyzji Brukseli. Zdaniem rosyjskiej dyplomacji nie "uwzględnia ona obecnej międzynarodowej, prawnej i geopolitycznej sytuacji w basenie Morza Kaspijskiego".
Moskwa potrzebuje ekologów
Ekspansja energetyczna Rosji wykorzystuje wzrost znaczenia ruchów ekologicznych w Europie i odchodzenie od energetyki jądrowej. W zamian Moskwa proponuje względnie tanią energię ze wschodu. Dla państw zachodnich, przede wszystkim Niemiec i Włoch, oferta wydaje się szczególnie atrakcyjna, a z powodu położenia nie obawiają się aż tak uzależnienia gospodarczego, a co za tym idzie - politycznego, od Rosji. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku środkowej i wschodniej części kontynentu. Ukraina i Białoruś stale doświadczają skutków monopolu energetycznego wschodniego sąsiada. Bułgaria wydaje się państwem szukającym wciąż korzystnego i bezpiecznego rozwiązania. Łukoil ma jeszcze w tym miesiącu podpisać kontrakt na budowę w Burgas rafinerii hydrokrakingu ropy naftowej. Ma to być największy tego typu zakład w Europie Wschodniej. Prezes Łukoila Wagit Alekpierow liczy na obecność premiera Bułgarii Bojko Borisowa. Ale jednocześnie opóźnia się znacznie większy projekt naftowy w tym rejonie. Z powodu problemów z finansowaniem ze strony bułgarskich udziałowców wstrzymana została budowa ropociągu Burgas-Aleksandropolis, łączącego morza Czarne i Egejskie. Połowę udziałów w tej inwestycji mają konsorcja rosyjskie, a jej celem jest przesył rosyjskiej ropy naftowej do basenu Morza Śródziemnego.
Niezależnie od uczestnictwa w przedsięwzięciach tranzytowych sama Bułgaria dąży do uniezależnienia się energetycznego od Rosji. Sofia ma wkrótce zmniejszyć ilość gazu importowanego z Rosji czterokrotnie (z dwóch do pół mld metrów sześc.), część kontaktów długoterminowych z Gazpromem ma zostać po prostu zerwana. Pomóc ma w tym eksploatacja złóż gazu łupkowego i uczestnictwo w projekcie Nabucco. Konsorcjum Direct Petroleum (z udziałem firm amerykańskich) już odkryło szacowane na 10 mld metrów sześc. złoża w środkowej części kraju, inny koncern z USA, Chevron, dostał koncesję na poszukiwania w części północno-wschodniej. Z usług Gazpromu pod koniec ubiegłego roku zrezygnowała także Chorwacja, która nie przedłużyła umowy długoterminowej i wybrała kontrakt z włoskim ENI.
Natomiast podkopywany wszelkimi sposobami przez Kreml opóźniający się projekt Nabucco wraz z Bułgarią wspiera Turcja. Ankara ma spore wpływy na Morzu Czarnym (należy do niej cały południowy brzeg zbiornika) i zdecydowanie sprzeciwia się Gazociągowi Południowemu. Jeżeli Ankara postawi na swoim, to Gazprom i jego zachodni partnerzy będą musieli z tej ścieżki tranzytu zrezygnować. Mówi się, że wówczas środki zostałyby przerzucone na budowę trzeciej nitki bałtyckiego Gazociągu Północnego.
Jeszcze inną propozycję złożył w piątek w Jałcie ukraiński prezydent Wiktor Janukowycz. Podczas posiedzenia Rady Fundacji YES (Yalta European Strategy), promującej integrację Ukrainy z Europą, powiedział on, że gazociąg zamiast podmorską instalacją mógłby przebiegać przez jego kraj. - Proponujemy elastyczne rozwiązanie, dzięki któremu budowa Gazociągu Południowego nie będzie potrzebna - stwierdził. Zwrócił przy tym uwagę na koszty. South Stream ma pochłonąć 25 mld euro, lądowy gazociąg przez Ukrainę pięć razy mniej. Jednak ta inicjatywa nie ma praktycznie żadnych szans na realizację. Celem zanurzenia rury z rosyjskim gazem w Morzu Czarnym jest właśnie ominięcie Ukrainy, z którą Rosja toczy od lat coroczne "wojny gazowe" i pomimo zawarcia w 2010 r. kontraktu obniżającego cenę błękitnego paliwa dla Ukrainy (w zamian za przedłużenie stacjonowania rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w portach wojennych na Krymie) obecnie zapowiada się kolejna batalia o ceny dostaw strategicznego surowca.
Nasz Dziennik - 19 września 2011
Autor: jc