Gazociąg zagraża suwerenności Polski
Treść
Nie jest tajemnicą, że Gazociąg Północny postawi nas w sytuacji rosyjsko-niemieckiego wasala, jeżeli nie uda się nam w szybkim czasie zrealizować planów budowy terminalu do przyjmowania transportu gazu ziemnego w celu zdywersyfikowania dostaw tego surowca. Rosja, przy biernej postawie polskich elit politycznych, ewidentnie tworzy własne imperium energetyczne. Dotychczas jednak nie udało się nawet zgromadzić niezbędnych do wydania zezwolenia na budowę dokumentów. Tymczasem projekt rosyjsko-niemieckiej spółki Nord Stream zagraża nie tylko Polsce i krajom Europy Środkowej, lecz również amerykańskim planom w tym regionie.
Z punktu widzenia krajów Europy Zachodniej projekt rurociągu bałtyckiego jest rozsądny. - Jednym z powodów, dla których Rosja forsuje koncepcję Nord Stream, jest ominięcie Polski, Białorusi i Ukrainy jako krajów tranzytowych dla rosyjskiego gazu. Gazprom mówi o "dywersyfikacji" kanałów dostaw gazu do Europy Zachodniej i zwiększeniu tym samym bezpieczeństwa dostaw. Z punktu widzenia czystej logistyki transportowej jest to racjonalne i dlatego "racjonalnie myślące" państwa zachodnie popierają ten projekt - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Mirosław Grelik, były prezes PGNiG. Dodał, że Nord Stream stworzy techniczne warunki do czasowego wstrzymania lub zmniejszenia dostaw gazu tranzytem Rurociągiem Jamalskim bez narażania Zachodu na katastrofę braku rosyjskiego gazu. - Ta techniczna możliwość wstrzymania dostaw gazu "Jamałem" bez dotkliwych konsekwencji dla Zachodu, a więc i dla Rosji, stwarza polityczny potencjał gospodarczo-politycznego nacisku na Polskę poprzez groźbę wstrzymania przez Gazprom dostaw "Jamałem" do Polski - wyjaśnił.
Zdaniem Witolda Michałowskiego, Polska powinna postarać się o zapewniający kontrolę nad inwestycją pakiet udziałów. Innego zdania jest Mirosław Grelik. - Doświadczenia ze wspólnego z Gazpromem zarządzania tranzytowym, polskim odcinkiem "Jamału" przy pomocy firmy EuroPolGaz są zdecydowanie negatywne. To jedno wielkie pasmo konfliktów, długotrwałych "patów decyzyjnych", wzajemnych oskarżeń, nieufności, spraw sądowych i braku uczciwych, biznesowych rozliczeń - twierdzi. Zdaniem eksperta, należałoby zatem zdecydowanie unikać wchodzenia do organizacji, gdzie większościowy pakiet ma nasz "szorstki partner" z EuroPolGazu i gdzie na pewno nie bylibyśmy partnerem. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy zgodzić się na istnienie tego izolującego nasz kraj projektu.
Idea "gazowej solidarności" Europy wyrażona w ostatniej Białej Księdze Energetycznej UE (z listopada 2007 r.) zostałaby, zdaniem Grelika, urzeczywistniona z udziałem firm gazowych Niemiec, Polski, Białorusi, Litwy, ewentualnie Łotwy i Estonii oraz Gazpromu, ale nie jako udziałowca dominującego, lecz partnera o poważnym statusie. - Jamał II International nie ma być alternatywą dla Nord Stream, ale projektem niezależnym, gdyż dostawy samym Nord Streamem będą niewystarczające w 15-20-letniej perspektywie zapotrzebowania UE na rosyjski gaz - uważa ekspert. Jego zdaniem, udziałowcami w takim przedsięwzięciu mogłyby być europejskie instytucje finansowe, takie jak Europejski Bank Inwestycyjny i EBOiR. Ale, jak podkreśla, w takim projekcie, projekcie partnerskim, bez "hegemona", Gazprom nie chce uczestniczyć.
Niejednoznaczne stanowisko polskiego rządu
Premier Rosji Wiktor Zubkow na konferencji prasowej w trakcie wizyty w Moskwie polskiego szefa rządu Donalda Tuska stwierdził: "Projekt ten nie będzie zagrażał interesom kogokolwiek. Może tylko polepszyć sytuację Polski. Dzisiaj rozmawialiśmy o tym z panem premierem i jesteśmy przekonani, że to jest korzystne dla wszystkich krajów Europy". Donald Tusk potwierdził te słowa. Z kolei Ministerstwo Gospodarki zapewnia, że Polska nadal sprzeciwia się budowie rurociągu.
Jedno jest pewne - polski rząd nie prowadzi w zasadzie żadnej kampanii, która poruszyłaby na forum ogólnoeuropejskim kwestię zagrożenia płynącego z budowy niemieckiego rurociągu na obecnie obowiązujących zasadach. Warto podkreślić, że sam projekt pozostaje w sprzeczności z dyrektywami unijnymi. Ponadto w traktacie akcesyjnym do UE nie ma słowa o zobowiązaniu wszystkich stron do solidaryzmu energetycznego. Pierwszy raz sformułowanie o solidarności energetycznej pojawia się dopiero w traktacie lizbońskim, w bardzo enigmatycznej formie. - Zapisy o solidaryzmie energetycznym są w tym dokumencie bardzo nieprecyzyjne. W tej kwestii sprawdzianem będzie praktyka - ocenił w rozmowie z nami prawnik Konrad Szymański, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS. - Na razie polityka energetyczna Unii spełnia oczekiwania ekologów, natomiast pomija oczekiwania dotyczące dywersyfikacji czy też polityki handlowej wobec Rosji. Mamy dużą dysproporcję między celami ekologicznymi a tymi, które dla nas są pierwszorzędne, czyli dywersyfikacja i polityka handlowa wobec Rosji - podkreślił, dodając, iż w interesie Polski jest podniesienie tego problemu na forum międzynarodowym. - Projekt Nord Stream stoi w sprzeczności z zamierzeniami unijnymi w zakresie wspólnej polityki energetycznej - skonstatował. Zwrócił też uwagę, że co prawda gazociąg stanowi krok w kierunku dywersyfikacji dostaw do niektórych krajów, ale kraje Europy Środkowej są pozostawione same sobie w związku z tym projektem, więc z całą pewnością polski rząd powinien zrobić wszystko, aby kwestia ta znalazła się na unijnym forum. Momentem krytycznym będzie ewentualne złożenie wniosku przez konsorcjum Nord Stream o dofinansowanie ze środków Europejskiego Banku Inwestycyjnego, a z tym należy się liczyć, ponieważ koszty tej inwestycji, od czasu przedstawienia propozycji tego projektu, stale wzrastają.
Mirosław Grelik uważa, że jest bardzo prawdopodobne, iż Unia Europejska, wydając zgodę na ten projekt czy nawet go popierając, pozwoli Europejskiemu Bankowi Inwestycyjnemu na udzielenie kredytów. Polska jest udziałowcem Europejskiego Banku Inwestycyjnego i może tutaj zgłosić swoje weto.
Wicedyrektor Departamentu Ropy i Gazu Rafał Miland uspokaja, że w sytuacji wystąpienia przez powiązaną z Gazpromem spółkę Nord Stream o dofinansowanie rząd w stosowny sposób zareaguje. Może się jednak okazać, iż wtedy na protesty będzie już za późno, natomiast decydującym okaże się głos Niemiec, bezpośrednio kontrolujących unijne fundusze. Miland przekonuje również, że spółkę stać jest na samodzielne sfinansowanie projektu. Nawet jeśli tak, to z naszej perspektywy nie umniejsza to zagrożenia - część kosztów inwestycji pokryjemy z własnych kieszeni. - Z rosyjskiego i niemieckiego punktu widzenia Gazociąg Północny mógłby być nawet zrobiony ze złota, ponieważ i tak zapłaci za to odbiorca, czyli członkowie Unii Europejskiej - zauważa prof. Zbigniew Wrzesiński. - Jeżeli jest on wykonywany w tak trudnych warunkach, to będzie bardzo drogi, i to wejdzie w cenę gazu, a jeżeli nie będzie alternatywy, to trzeba będzie korzystać z tego, co jest - konstatuje. Gazprom i niemieckie firmy-córki, co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości, zaczną wprowadzać dumpingowe ceny gazu, ponieważ będą posiadały monopol na rynku europejskim. Będą też mogły wywierać polityczne naciski na kraje uzależnione od dostaw surowców. W przyszłości, przy pewnych uwarunkowaniach wzięte w kleszcze energetyczne (South i North Stream) Polska, Ukraina czy Białoruś mogą w tej sytuacji nie mieć żadnego pola do manewru.
Ekologiczna bomba tyka
Poważne zagrożenie związane z budową "dziecka Gazpromu" stanowi ewentualna katastrofa ekologiczna. - Na Morzu Bałtyckim Niemcy zatopili iperyt, i ta bomba ekologiczna tyka. Jeżeli oni tam zaczną grzebać na dnie, to może dojść do katastrofy, która dotknie naszych obywateli, nie tylko naszych - przypomina Wrzesiński. W jego ocenie, działania naszego rządu są dosyć nieporadne, dlatego nie posiadamy alternatywy, która zabezpieczyłaby nas przed brakiem środków takich jak gaz czy ropa naftowa. - Przecież mamy ogromne zasoby węgla. Jako szef Agencji Technologii w 2000 r. zorganizowałem konferencję na temat gazyfikacji i upłynniania węgla, co m.in. złożyło się na zamknięcie tej Agencji - mówi, dodając, że wielu wybitnych naukowców straciło wtedy posady. - Obecnie są nowe metody pozyskiwania energii z węgla. Jest tzw. metoda synergii węglowo-jądrowej, polegająca na gazyfikacji węgla i upłynnianiu go za pomocą reaktora atomowego. Chodzi o to, żeby uzyskać wodór - potem można z węgla uzyskać inne produkty. Jeszcze jest tzw. wychwyt węgla. Wszystkie nasze elektrownie są na węgiel, zatem emitujemy ogromne ilości dwutlenku węgla, za co będziemy niedługo płacili ogromne kary, dlatego że przekraczamy normy. Tymczasem możemy robić wychwyt tego dwutlenku węgla, wprowadzać go do obiegu, dodawać wodór i robić nową energię, czyli metanole, etanole, oleje napędowe itd. - tłumaczy ekspert. - Zakładam, że nasz rząd nie ma wiedzy na ten temat, bo gdyby założyć złą wolę, to już jest bardzo groźne - zaznacza.
- Wpływ na rządzenie mają ci, w których rękach znajdują się pulpity sterownicze stacji pomp, oraz kraje, przez które przebiegają linie przesyłowe - pisał w książce "Służby w rurach" Witold Michałowski, ekspert w dziedzinie budowy rurociągów. - Polska miała dla krajów Unii Europejskiej tylko dwa atuty: blisko czterdziestomilionowy rynek zbytu i tranzytowe położenie geograficzne. Tymczasem oba te atuty zostały przez rządzących zaprzepaszczone.
- Nie wiadomo, czy beneficjenci prowizji w kontaktach gazowych uiścili należne podatki - powiedział Michałowski w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Jego zdaniem, powinny one wynieść łącznie ok. 160 mln dolarów. - Wystosowałem do Kancelarii Prezydenta zapytanie na ten temat, na które dotychczas nie udzielono mi żadnej odpowiedzi. Na drugie pytanie: dlaczego w dalszym ciągu nie jest uruchamiany program produkcji paliw płynnych z węgla? - reakcja była identyczna - dodał. Przypomniał, że pismo wpłynęło do Kancelarii Prezydenta 30 listopada 2007 roku.
Jedyną szansą na dywersyfikację dostaw gazu, a jednocześnie stworzenie konkurencji Gazociągowi Bałtyckiemu jest, zdaniem Michałowskiego, wybudowanie terminalu LNG, czyli naturalnego gazu płynnego (ang. liquid natural gas). Taki terminal, jak poinformował nas zastępca dyrektora Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki Rafał Miland, ma powstać w Świnoujściu. Dotychczas jednak nie zebrano nawet kompletu dokumentów niezbędnych do wydania pozwolenia na jego budowę.
Zdaniem Michałowskiego, rząd uzależnia nas od rosyjskiego gazu, jednocześnie stwarzając pozory działań dywersyfikacyjnych, gdyż takie zadanie miało spełnić zakupienie drogich działek w Norwegii, których zasoby - zdaniem eksperta - nie wystarczą do pokrycia kosztów budowy linii przesyłowej. Ministerstwo Gospodarki zaprzeczyło tym zarzutom.
Przypadek czy misterny plan?
Można jedynie domniemywać, że jedną z przyczyn, dla której Niemcy starają się o włączenie amerykańskiego projektu tarczy antyrakietowej do struktur obronnych NATO, stanowi projekt budowy Gazociągu Północnego. Wprawdzie, jak zauważył Andrzej Maciejewski, ekspert w dziedzinie polityki i energetyki z Instytutu Sobieskiego, tarcza jest tworem bardziej rzeczywistym niż Gazociąg Północny, ale obie inwestycje, jeżeli nie będą miały żadnej wspólnej płaszczyzny, będą stanowiły zagrożenie jedna dla drugiej. Może się bowiem okazać, iż Amerykanie wydadzą miliony na system, który w praktyce okaże się bezużyteczny. Bałtycka inwestycja spółki Nord Stream, a konkretnie stanowiące jej element kable światłowodowe, mogą się bowiem okazać się czynnikiem skutecznie zakłócającym działanie tarczy antyrakietowej. Rozwiązaniem mogłoby być wprzęgnięcie amerykańskiego projektu w struktury Paktu Północnoatlantyckiego. Wtedy wspólną płaszczyznę stanowiłaby obecność Niemiec. Scenariusza takiego nie wyklucza także Andrzej Maciejewski, ekspert w dziedzinie polityki i energetyki z Instytutu Sobieskiego. - Gazociąg to jest cały kompleks. To nie tylko rura, to też przepompownie, które trzeba będzie zainstalować na Morzu Bałtyckim. To także instalacje światłowodowe, które znajdą się w okolicach tej rury jako element telekomunikacyjny i przesyłu informacji i danych, a jednocześnie jest to technicznie możliwe jako element nasłuchowy albo zakłócający. Można go także wykorzystywać w działaniach militarnych, jeżeli nie szpiegowskich - przypomniał ekspert. Obecnie w kwaterze NATO trwają zakulisowe rozmowy, jak rozwiązać ten problem.
Rosyjskie imperium się rozrasta
Rosja, przy biernej postawie polskich elit politycznych, ewidentnie tworzy własne imperium energetyczne. "Jeśli się jej to uda, to na wschód od Unii Europejskiej powstanie region energio-tranzytowy pozbawiony jakiejkolwiek samodzielności, z ośrodkiem decyzyjnym w Moskwie" - napisał kilka lat temu na łamach pisma "Rurociągi" Aleksander Todijczuk, ówczesny szef UkrTransNafta, wskazując jednocześnie na zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego wszystkich państw Europy Środkowowschodniej. Do zagrożenia rosyjskiego doszło jeszcze niemieckie. Przewidziany przez eksperta "scenariusz" jest właśnie w trakcie realizacji. Wszystko wskazuje na to, że rząd Donalda Tuska postanowił - jeżeli nie doprowadzić do finalizacji uzależnienia naszego kraju od Rosji i Niemiec, to przynajmniej nadmiernie temu nie przeszkadzać.
Przypieczętowaniem rosyjsko-niemieckich interesów geopolitycznych, na co wielokrotnie zwracał uwagę specjalista w dziedzinie budowy rurociągów Witold Michałowski, była już budowa gazociągu Jamał - Europa. Wprawdzie dr Mirosław Grelik jest zdania, że nie należy tego projektu demonizować, ponieważ Polska odbiera ok. 2,8 mld m3 gazu rocznie z tłoczonych tam ok. 28 mld m3 rocznie, a ryzyko "zastopowania" dostaw gazu "Jamałem" przez Gazprom z przyczyn inne niż techniczne jest niewielkie. Trzeba jednak pamiętać, iż Polska, a konkretnie polscy podatnicy zainwestowali w ten projekt miliardy dolarów, podczas gdy - jak przypomina Michałowski - rządzący krajem politycy na długi czas zrezygnowali w imieniu swoich wyborców z należnych budżetowi państwa opłat w postaci podatków, w tym również podatku VAT oraz innych należności, jakie powinien ponieść inwestor. Warto podkreślić, że odszkodowania, jakie wypłacono właścicielom gruntów przewidzianych pod budowę linii przesyłowej, były ewidentnie zaniżone.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2008-05-16
Autor: wa