Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gaz już płynie do Europy

Treść

Rosyjski gaz dotarł wczoraj do krajów europejskich rurociągiem przez Ukrainę po dwóch tygodniach przerwy. Słowackie ministerstwo gospodarki poinformowało, że w gazociągach jest już prawidłowe ciśnienie, a stacja odbiorcza Wielkie Kapuszany, która znajduje się przy granicy z Ukrainą, została otwarta. Premier Robert Fico oświadczył, że wstrzymanie tranzytu gazu kosztowało gospodarkę Słowacji około 100 mln euro dziennie. Aby gazowe potrzeby Unii Europejskiej zostały zaspokojone, potrzebne są jednak jeszcze 3-4 dni regularnych dostaw "błękitnego paliwa".

Według informacji wiceprezesa Gazpromu Aleksandra Miedwiediewa, Ukraina będzie płacić średnio w 2009 roku około 220 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. - Będzie to mniej niż 250 dolarów, być może około 220 dolarów za 1000 metrów sześciennych - powiedział Miedwiediew podczas telekonferencji prasowej. Zupełnie inną cenę gazu podaje szef kancelarii prezydenta Ukrainy Wiktor Bałoha, który poinformował, że Kijów będzie płacić za paliwo 360 dolarów. Tłumaczył on, że cena podstawowa narzucona przez Moskwę to 450 dolarów za 1 tys. metrów sześciennych i po uwzględnieniu 20-procentowej zniżki cena końcowa wyniesie wspomniane wyżej 360 dolarów. Gazprom twierdzi jednak, że stopniowo cena będzie spadać, tak aby średnio na koniec 2009 roku wynieść mniej niż 250 dolarów.
To jednak i tak zbyt drogo dla przedsiębiorstw i odbiorców indywidualnych i dlatego, aby przetrwać pierwszy kwartał i uniknąć drastycznych podwyżek cen na Ukrainie, Naftohaz chce do końca marca wykorzystać także zmagazynowane w ubiegłym roku zapasy gazu i dostarczać je do domów i zakładów przemysłowych. Wszystko po to, aby przeciętna cena gazu była jak najniższa.
Ale ukraińscy ekonomiści przestrzegają, że nawet 250 USD to za dużo i tak wysoka cena spowoduje upadek wielu przedsiębiorstw, bo ich produkcja nie będzie konkurencyjna. Dobrym wyjściem dla gospodarki Ukrainy byłoby przejście ze starych, jeszcze posowieckich, technologii na mniej energochłonne. Ale bronią się przed tym zwłaszcza ukraińscy oligarchowie, skupiający w swoich rękach kontrolę nad największymi zakładami przemysłowymi.
Szeroki rezonans na Ukrainie wywołało oświadczenie prezesa Gazpromu, że kryzysowi gazowemu był winny pośrednik w dostawach gazu - zarejestrowana w Szwajcarii spółka RosUkrEnergo. Jest ona kontrolowana przez Gazprom i ukraińskiego oligarchę Dmytra Firtasza, jednego ze współpracowników prezydenta Wiktora Juszczenki. To RosUkrEnergo miała blokować negocjacje Gazpromu z Naftohazem. - Tak, rzeczywiście w końcu grudnia 2008 roku premierzy Rosji i Ukrainy doszli do porozumienia, że cena za 1 tysiąc metrów sześciennych gazu ma wynosić 235 USD. Ale RosUkrEnergo zaproponowała natychmiast cenę 285 USD. W taki sposób kompania chciała pozostać na rynku gazowym - powiedział Aleksiej Miller w wywiadzie dla rosyjskiej agencji informacyjnej Interfax. Gdy Rosjanie na te warunki nie przystali, to Juszczenko miał odwołać wyjazd delegacji Naftohazu do Moskwy na negocjacje. Prezydent Ukrainy odrzuca te oskarżenia, twierdząc, że ani on, ani nikt z jego rodziny nie miał nic wspólnego z RosUkrEnergo.
Tymczasem ukraińskie ministerstwo spraw zagranicznych skrytykowało Rosję za nieprzyjazną postawę, "podburzanie" partnerów europejskich przeciwko Ukrainie i naciski wobec Kijowa za jego "niezależną politykę wewnętrzną i zagraniczną".
- Dowodem tego jest zaplanowany charakter gazowego ataku Rosji, którego celem była destabilizacja sytuacji na Ukrainie i zniszczenie jej systemu gazowego. Nawet w sytuacji, gdy plany wobec strategicznego partnera legły w gruzach, a podburzanie przeciw Ukrainie partnerów europejskich zakończyło się fiaskiem, rosyjscy politycy nadal nie mają siły, by zakończyć informacyjną ofensywę wobec Ukrainy - podało ukraińskie MSZ.
Ostrej krytyce poddano ambasadora rosyjskiego w Kijowie Wiktora Czernomyrdina, który w obraźliwy sposób komentował konflikt gazowy pomiędzy Naftohazem a Gazpromem. - Jeśli problem tranzytu będzie się powtarzał, możemy całkowicie ominąć Ukrainę. Jeśli tego chcą, to dostaną. Już dziś są zresztą blisko sytuacji, w której zostaną sami ze swoimi gazociągami, z zakopanym w ziemi złomem - ostrzegał jeszcze kilka dni temu Ukrainę Czernomyrdin.
Kiedy ukraińscy eksperci twierdzili, że Rosja nie ma dla siebie gazu i dlatego wstrzymała jego dostawy do Europy, ambasador skrytykował to jednoznacznie, stwierdzając: "I kto to mówi? Mózgów nie mają, żeby wygadywać takie rzeczy! Patrzcie na siebie. Nie należy zaglądać do cudzej kieszeni, nie trzeba pchać się tam, gdzie się niczego nie rozumie. Wszystko, co mamy, jest nasze. Mamy gazu na sto najbliższych lat".
Wojciech Kobryń
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów

Autor: wa