Przejdź do treści
Przejdź do stopki

G-20 bezsilne wobec kryzysu

Treść

Po sobotnim szczycie grupy G20 w Waszyngtonie jedno jest jasne: państwom brakuje pomysłu na przezwyciężenie kryzysu gospodarczego. Wprawdzie przedstawicielom 20 narodów, reprezentujących 85 proc. światowej gospodarki udało się wydać pod koniec wspólne oświadczenie, jednakże znalazł się w nim zaledwie ogólny zarys kierunku, jaki należałoby obrać w tej kwestii. Tymczasem skuteczne działanie wymaga drobiazgowych i przemyślanych decyzji. Te ostatnie zaś mają zostać sformułowane do 31 marca 2009 r., a więc przed zaplanowanym na kwiecień kolejnym szczytem w Genewie.

Przywódcy 20 największych potęg gospodarczych świata zgodnie uznali, że należy stworzyć system wczesnego ostrzegania przed kryzysem analogicznym do tego, w jakim obecnie pogrąża się globalna gospodarka. Problem polega jednak na tym, czy będąca w przyszłości u władzy ekipa polityczna w stosowny sposób zareaguje na te ostrzeżenia. Należy bowiem pamiętać, że co światlejsi ekonomiści ostrzegali przed obecnym krachem, tyle że żaden z decydentów nie wziął sobie tych przestróg do serca. A forsowane przez Demokratów w amerykańskim Kongresie ustawy budowały równię pochyłą dla gospodarki.
Jak poinformował po zakończeniu rozmów ustępujący prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush, przywódcy "dwudziestki" uzgodnili, że należy poprawić transparentność rynków finansowych i ulepszyć reguły rachunkowości, aby "inwestorzy lepiej rozumieli wartość nabywanych przez siebie aktywów". - Cokolwiek zrobimy, musi nami kierować zasada, że głównym celem jest wzrost gospodarczy, a ten może gwarantować jedynie wolnorynkowy kapitalizm - podkreślił, przestrzegając jednocześnie przed protekcjonizmem. Poinformował również, że zgromadzeni na szczycie przywódcy postanowili dokonać reformy Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, tak aby lepiej odzwierciedlały one większy obecnie wkład krajów rozwijających się do światowej gospodarki. Nie sprecyzowano jednak, na czym dokładnie polegać będzie ta reforma.
Uczestnicy spotkania, wśród których, co należy podkreślić, zabrakło prezydenta elekta Baracka Husseina Obamy, zaproponowali powołanie "rad nadzorczych", złożonych z pochodzących z wielu krajów kontrolerów finansowych. Do ich zadań będzie należało wykrywanie ryzyka zawiązanego ze spekulacjami finansowymi. To właśnie te ostatnie - zdaniem zgromadzonych - doprowadziły do obecnej sytuacji na rynku. "Decydenci polityczni i kontrolerzy finansowi w niektórych krajach wysoko rozwiniętych nie docenili ryzyka powstającego na rynkach finansowych, nie dotrzymali kroku finansowym innowacjom i nie wzięli pod uwagę konsekwencji krajowych posunięć regulacyjnych" - czytamy w wydanym na zakończenie szczytu oświadczeniu. Autorzy dokumentu końcowego zwrócili uwagę, iż narodowe i regionalne władze poszczególnych państw powinny bardziej współpracować na poziomie międzynarodowym, zwiększając przepływ informacji na temat sytuacji na rynkach.
Zapewnili przy tym, iż podjęli znaczące działania w celu dokonania stymulacji gospodarki, zapewnienia płynności finansowej oraz wzmocnienia kapitałowego instytucji finansowych. Jednocześnie zapowiedzieli podejmowanie dalszych niezbędnych kroków w celu ustabilizowania systemu finansowego. Zgodzili się także co do tego, że trzeba "ponownie rozruszać" światową gospodarkę, nie byli jednak w stanie podać żadnych konkretnych przykładów rozwiązań. Te ostatnie mają zostać wypracowane do 31 marca 2009 r., tak aby mogły zostać przedstawione na zaplanowanym na kwiecień kolejnym szczycie.
Wprawdzie niektórzy politycznie poprawni gorliwcy nazwali waszyngtońskie spotkanie "drugim Bretton Woods", jednakże w rzeczywistości złożone przez polityków deklaracje były ogólnikowe i w zasadzie stanowiły powtórzenie dotychczasowych. Trudno zatem oczekiwać po tej konferencji jakichkolwiek znaczących zmian systemowych. Wydaje się, iż najtrafniej oceniła spotkanie kanclerz Niemiec Angela Merkel, która stwierdziła, że na szczycie G20 widać było wspólną wolę niedopuszczenia do tego, żeby powtórzył się taki kryzys jak obecny.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2008-11-17

Autor: wa