Fundusz wpędzi nas w nowe długi
Treść
Z Piotrem Pobrotynem, dyrektorem Akademickiego Szpitala Klinicznego im. J. Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu, rozmawia Anna Ambroziak Narodowy Fundusz Zdrowia zaproponował szpitalom klinicznym wycenę świadczeń medycznych 51 zł za punkt. Państwo uważają, że to za mało... - Ta stawka, która miałaby zaistnieć od stycznia 2009 roku, w ogóle nas nie satysfakcjonuje. Szpitale kliniczne i instytuty medyczne podnoszą te argumenty medyczne, które stoją w sprzeczności z takim rozwiązaniem. Po pierwsze my w tej chwili mamy średnią cenę 56 zł, przyjmując ofertę NFZ, musiałbym zadziałać na szkodę własnego zakładu pracy i na szkodę pacjentów, obniżając jakość udzielanych świadczeń i dokonując ewentualnych zwolnień kadry, co jest po prostu niemożliwe. Chcę tu podkreślić, że ZOZ-y czeka wzrost kosztów: rosną ceny na krew i preparaty krwiopochodne, mamy przewidywany wzrost na energię elektryczną, mamy niekorzystny kurs euro przy zakupie leków i preparatów jednorazowego użytku. Składaliśmy zobowiązana wobec własnych pracowników i pacjentów, kierując się według planu NFZ zakładającego stawkę na rok przyszły, czyli dotychczasowe 56 złotych. Dlatego nie odstąpimy od naszych postulatów zwiększenia stawki do 63 złotych. Fundusz jest zdecydowany jednak nie podnosić stawki. Co wobec tego Państwo zrobią? Nie podpiszą kontraktów na przyszły rok? - W służbie zdrowia obowiązuje zasada, by nie oszczędzać na pacjentach, ale racjonalnie wydatkować środki na leczenie i szukać takiego finansowania, które by ten wydatek pokrywała. Szpitale są w długach właśnie przez to, że tej racjonalności ze strony NFZ nie ma. Moja placówka dysponuje 1,5 tys. łóżek, mamy pacjentów z całego województwa. Logistycznie jest to jeden z największych szpitali w Polsce. By wyjść z długów, dokonaliśmy restrukturyzacji placówki, z bardzo wielkim trudem i wysiłkiem wielu pracowników. A teraz z niepokojem patrzymy, że zmiana ceny jednostkowej wprowadzi nas w gigantyczne spirale nowych zobowiązań, i to nie z przyczyn zaniedbania osób zarządzających czy pracowników szpitala, tylko z powodu braku dobrej woli władz Funduszu. Co do kontraktu.... na pewno będę zmuszony jakiś kontrakt z Funduszem zawrzeć z uwagi na zapewnienie ciągłości świadczeń. Na pewno będziemy przyjmowali pacjentów w stanie zagrożenia zdrowia i życia. Ale nie zrezygnuję z postulatów, jakie podnoszą moi koledzy. Bo to nie chodzi o moje dobro, tylko o dobro moich pacjentów. Jeżeli zaprzestalibyśmy przyjmowania planowych pacjentów, oni musieliby być zabezpieczeni gdzie indziej. Gdyby mieli się leczyć za granicą, to generowałoby to nowe wydatki dla Funduszu do ponad 1,5 mld zł miesięcznie. Żeby szpitale kliniczne, które stanowią kręgosłup bezpieczeństwa zdrowotnego państwa polskiego, mogły normalnie funkcjonować i spełniać swoją misję, potrzebujemy dodatkowo 800 tys. złotych. Niech Fundusz to sobie przemyśli. Wiceminister zdrowia Jakub Szulc zapewniał w Sejmie, że oferta NFZ nie wpłynie zasadniczo na liczbę wykonywanych świadczeń. - To prawda. Na dany dzień mamy plan finansowy NFZ i można rozdać to, co jest w planie finansowym. Ilość świadczeń, tak jak tego chce NFZ, się nie zmieni, będzie ich przynajmniej tyle samo, ile w roku ubiegłym. Natomiast zmieni się ich jakość i wzrośnie zadłużenie placówki. I o tym warto pamiętać. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-12-08
Autor: wa