Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Francuskie OUI, niemieckie NEIN

Treść

W Unii Europejskiej rośnie presja na emisję euroobligacji w celu walki z kryzysem zadłużenia.

Na jutrzejszym nieformalnym szczycie euro w Brukseli Niemcy będą musiały stawić czoła ofensywie francuskiego prezydenta Fran÷ois Hollande´a, który chce zmusić Berlin do solidarnego ponoszenia kosztów wychodzenia eurostrefy z kryzysu zadłużenia. Punktem spornym będą euroobligacje.
- Wspólne obligacje strefy euro nie są metodą na pokonanie aktualnego kryzysu - powiedział rzecznik niemieckiego rządu Georg Streiter. - Euroobligacje to błędna recepta na obecne czasy, ponieważ osłabiłyby presję na reformy europejskich gospodarek - wyłożył rządowe stanowisko niemiecki wiceminister finansów Steffen Kampeter. - Dopóki nie będzie wspólnej polityki fiskalnej w Europie, Niemcy odrzucają możliwość wspólnego finansowania za pośrednictwem euroobligacji - podkreślił. Eurostrefa potrzebuje, jego zdaniem, paktu fiskalnego, dyscypliny budżetowej i... inwestycji w przyszłość, przy czym Kampeter nie wyjaśnił, skąd miałyby pochodzić środki na owe inwestycje, skoro ani rządy, ani sektor prywatny nie ma na to pieniędzy. Także sekretarz generalny współrządzącej liberalnej FDP Patrick Doering uznał, że wspólne zaciąganie długów przez emisję euroobligacji i wspólny poziom oprocentowania długu dla krajów eurostrefy byłyby "szkodliwe". Nie sprecyzował jednak, czy szkodliwe dla eurostrefy, czy raczej dla Niemiec.
Gorącym zwolennikiem emisji euroobligacji jest nowy prezydent Francji Fran÷ois Hollande, a także premier Włoch Mario Monti. Również rząd brytyjski namawia eurostrefę do tego rozwiązania, widząc w nim jedyny sposób na zatrzymanie fali kryzysu. Podczas szczytu G8 w Camp David prezydent Hollande zapowiedział, że zaproponuje w Brukseli euroobligacje. - I propozycji tej nie przedstawię sam - podkreślił. Zgromadzeni tam przedstawiciele ośmiu najbogatszych krajów świata: USA, Kanady, Rosji, Francji, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Japonii, a także szefowie Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej przyjęli wspólne oświadczenie, w którym wezwali do walki z kryzysem zadłużenia poprzez łączenie programów oszczędnościowych ze wsparciem ożywienia gospodarczego. W oświadczeniu zaznaczono jednak, że "metody prowadzące do tego celu mogą być różne", co jest wyraźną koncesją na rzecz kanclerz Angeli Merkel i jej restrykcyjnych recept na kryzys. G8 opowiedziało się też za pozostaniem Grecji w strefie euro.
Niemcy uważają, że jedyną metodą na osiągnięcie w przyszłości wzrostu gospodarczego jest redukcja deficytów budżetowych. W Europie i na świecie są jednak w tym poglądzie coraz bardziej osamotnieni. Adwersarze zarzucają im, że politykę europejską postrzegają przez pryzmat interesów Berlina. Jako najbardziej konkurencyjny kraj strefy euro Niemcy są bezapelacyjnym beneficjentem wspólnej waluty. Euro pozwala im łatwo pokonywać sąsiadów w gospodarczej konkurencji. Kraje słabsze gospodarczo, których eksport jest niekonkurencyjny z uwagi na zbyt silne euro, stają się de facto importerami niemieckiej produkcji, którą kupują na kredyt zaciągany w niemieckich bankach, generując nierównowagę w swoich bilansach płatniczych. Koszty ich zadłużania rosną, czyli rośnie rentowność emitowanych przez nie obligacji, podczas gdy po stronie Niemiec rentowność obligacji spada, bo inwestorzy gotowi są pożyczać Niemcom nawet na ujemny procent.
Dlatego dzięki wspólnej walucie Niemcy notują wzrost gospodarczy, przybywa miejsc pracy, podczas gdy kraje peryferyjne przeżywają recesję i notują bezrobocie na skalę wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku.

Małgorzata Goss

Nasz Dziennik Wtorek, 22 maja 2012, Nr 118 (4353)

Autor: au