Francuska EDF na granicy bankructwa
Treść
Francuski państwowy koncern energetyczny EDF (Électricité de France) znalazł się w poważnych kłopotach finansowych. Przez lata prezentowany jako sztandarowa firma francuskiej gospodarki, zarządzająca centralami nuklearnymi, które miały być bezkonkurencyjne w produkcji energii elektrycznej w porównaniu z innymi metodami jej wytwarzania, apeluje do rządu o jak najszybszą podwyżkę o 20 proc. cen prądu, by ratować się przed bankructwem.
EDF reklamowała siebie jako koncern dysponujący najlepszą i pewną technologią. Jej sztandarowym produktem miała być nowa, trzecia generacja reaktorów atomowych EPR (technologia opracowana przez AREVA). EDF wygrała szereg przetargów na budowę elektrowni atomowych, wierząc w swoją technologię i sukces finansowy. W 2008 r. za sumę 15 mld euro kupiła angielski British Energy z myślą o budowie i eksploatacji 4 reaktorów EPR. Okazuje się, że inwestycja się opóźnia, bo reklamowana jako najbezpieczniejsza technologia boryka się z wieloma problemami. Ostatnio angielska inspekcja instalacji nuklearnych (NII) przesłała do AREVA i EDF raport wytykający, że technologia EPR zawiera szereg niedociągnięć, zwłaszcza w różnych podsystemach traktowanych jako niezależne, a w rzeczywistości połączonych, co stwarza ryzyko wywołania łańcuchowej reakcji w razie wypadku. "Mamy poważne obawy w stosunku do waszego projektu dotyczące bezpieczeństwa" - stwierdziła NII, grożąc zakazem konstrukcji EPR w Wielkiej Brytanii, jeżeli problemy te nie zostaną usunięte. AREVA i EDF pracują nad ich rozwiązaniem, co podwyższa koszta całej inwestycji.
Najgorzej dla EDF sytuacja przedstawia się w Finlandii, gdzie budowa gigantycznego reaktora nuklearnego miała być wizytówką francuskiej firmy, by udowodnić jej przewagę nad konsorcjami Toshiba-Westinghouse i GE-Hitachi. W 2005 r. AREVA-Siemens rozpoczęły w Olkiluoto na południowym zachodzie Finlandii gigantyczną inwestycję, pod którą przeznaczono prawie 900 hektarów terenu. Kontrakt opiewał na sumę 3 mld euro. Po czterech latach robót AREVA zapowiada, że oddanie do użytku reaktora OL3 nastąpi z trzyletnim opóźnieniem. Początkowe koszty wzrosły już o 1,5 mld euro, czyli o 50 proc. kosztów całej inwestycji. Na tym nie koniec, bo opóźnienie ciągle rośnie. Każdy następny dzień zwłoki to dodatkowy wydatek rzędu 1 miliona euro. To, co dzieje się w Olkiluoto, zadaje kłam upowszechnianej przez AREVA tezie o długoterminowej ekonomiczności jej reaktorów nuklearnych. Zdaniem Riku Huttunena, odpowiedzialnego za sektor energetyczny w fińskim ministerstwie gospodarki, "było za dużo entuzjazmu, a oddanie OL3 w planowanym 2009 r. jest nierealne". Inwestycja nie zostanie ukończona przed czerwcem 2012 roku. Wszystkie koszty wynikające z opóźnienia poniesie strona francuska, czyli EDF i konsorcjum AREVA-Siemens.
Fiaskiem okazały się plany EDF w USA. W kwietniu br. amerykański producent elektryczności AmerentUE, który opowiedział się za technologią EPR, stwierdził, że rezygnuje z projektu budowy reaktora ze względów finansowych. AmerentUE powołuje się na tekst ustawy uchwalonej przez parlament stanu Missouri zabraniającej obciążania konsumentów prądu kosztami budowy centrali nuklearnej. - Tego typu wielka inwestycja byłaby trudna do sfinansowania nawet w najlepszych warunkach, a co mówić teraz, kiedy rynek kredytowy się kurczy i nie ma wsparcia ze strony państwa. Oceniamy, że obecnie otrzymanie takiego wsparcia jest niemożliwe - wyjaśnia dyrektor generalny AmerentUE Thomas Voss.
Nie mniejsze trudności ma EDF we Francji. Rozpoczęta w 2005 r. budowa reaktora nuklearnego we Flamanville (departament Manche), szacowana na 3,3 mld euro, będzie kosztować ponad 4 miliardy. Zwiększenie kosztów nie wynika jedynie, jak twierdzi EDF, ze wzrostu cen materiałów. Problemem są kłopoty z jakością spawów i znacznie wyższe niż zakładano koszty tunelu, którym mają być wypuszczane w morze odpady. Większe koszty budowy nowych reaktorów, zarówno we Francji, jak i poza jej granicami, oznaczają wzrost cen wytwarzanej przez nie energii elektrycznej. Według szacunków EDF nowa generacja reaktorów EPR miała produkować prąd w cenie 43 euro za jeden megawat. Obecnie koszt ten wyniesie 55 euro, czyli tyle, ile kosztuje prąd produkowany przez elektrownie pracujące na węglu i gazie. EDF broni się, mówiąc, że jej elektrownie nie wydzielają szkodliwego CO2, ale zapomina dodać, że reaktory wytwarzają tony niebezpiecznych odpadów radioaktywnych, które będą znacznie szkodliwsze dla przyszłych pokoleń niż dwutlenek węgla z elektrowni węglowych lub gazowych.
EDF musi również masowo inwestować, by przedłużyć funkcjonowanie swoich 58 francuskich central nuklearnych. Tylko w tym roku planuje wydać na ten cel 7,5 mld euro, czyli 2,8 mld więcej niż w roku 2008. A wydać nie ma z czego. Nieudane inwestycje krajowe i zagraniczne sprawiły, że francuski gigant nuklearny jest zadłużony na sumę 46 mld euro. W tej sytuacji prezes EDF Pierre Gadonneix zaapelował do państwa, które posiada 85 proc. akcji firmy, o zgodę na podwyżkę cen prądu. Jednak jego apel nie spotkał się z przychylnym przyjęciem. W obliczu obecnego kryzysu, postępującego ubożenia Francuzów i systematycznego spadku siły nabywczej przeciętnego Francuza rząd w Paryżu nie chce słyszeć o nakładaniu nowych ciężarów na obywateli. Mówi się więc, że być może dojdzie do zmiany prezesa EDF. Ewentualne odejście ze stanowiska Pierre'a Gadonneix nie poprawi sytuacji finansowej przedsiębiorstwa, bo trzeba będzie jednak znaleźć jakieś rozwiązanie. Ponieważ EDF jest firmą, w której większość udziałów posiada państwo, koszty pokryje francuski podatnik lub, jak chce prezes, konsumenci, którzy korzystają podobno z "najtańszego", nuklearnego prądu.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-07-23
Autor: wa