Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Francja zapłaci za deportacje

Treść

Państwo francuskie i publiczne koleje SNCF zapłacą odszkodowanie za deportację w 1944 r. do obozu przejściowego ojca i wujka jednego z czołowych obecnie polityków Partii Zielonych i członka Rady Regionalnej Ile-de-France Alaina Lipietza. Sąd administracyjny w Tuluzie orzekł we wtorek, że dokonując deportacji członków żydowskiej rodziny Lipietzów z Tuluzy do obozu w Drancy, państwo francuskie i SNCF były "współwinne zbrodni przeciw ludzkości".
Po orzeczeniu winy przez sąd przedstawiciel rządu Jean-Christophe Truilhé przedstawił specjalny raport dotyczący deportacji, w którym zaproponował m.in. odszkodowanie dla żyjącego wujka lewicowego polityka i małżeństwa Lipietzów w wysokości 60 tys. euro. Dwie trzecie sumy zapłaci budżet państwa, a jedną trzecią SNCF.
Komentując przebieg posiedzenia sądu, Alain Lipietz stwierdził, że rządowy raport dotyczący deportacji francuskich Żydów jest wydarzeniem o historycznym znaczeniu. Adwokat Lipietza, oskarżając francuskie państwo, przypomniał, że w organizację łapanek zaangażowane było nie gestapo, tylko władze francuskie.
Z kolei adwokat SNCF argumentował, że publiczne francuskie koleje nigdy nie podejmowały się dobrowolnie transportu skazanych na zagładę Żydów do obozów, ale "musiały to robić z racji narzuconego im obowiązku". Jednocześnie stwierdził, że decyzja sądu nie ma podstaw prawnych ze względu na przedawnienie orzeczone w czerwcu 2004 r. przez sąd apelacyjny w Paryżu w podobnej sprawie założonej przez synów byłych deportowanych. Obrońca SNCF jest przekonany, że w związku z obowiązującym we Francji orzecznictwem sąd w Tuluzie powinien oprzeć się na wyroku sądu paryskiego.
Sąd w Tuluzie był jednak odmiennego zdania i mimo że obecna V Republika nie ma nic wspólnego z rządem Vichy, będzie musiała zapłacić odszkodowanie. Sprawa rodziny Lipietzów może być precedensowa. Zdaniem wielu jurystów, obecnie można się liczyć z lawiną podobnych spraw, które trafią do francuskich sądów.
Franciszek L. Ćwik, Caen

żródło: "Nasz Dziennik" 2006-05-18

Autor: mj