Francja wraca do Sojuszu
Treść
Francja zajmuje swoje pełne miejsce w Sojuszu Północnoatlantyckim - oświadczył Nicolas Sarkozy na szczycie NATO w Strasburgu. Przeciw powrotowi Francji w wojskowe struktury Paktu wypowiadało się wielu ważnych polityków rządzącej UMP. Jest wśród nich były premier Dominique de Villepin zarzucający Sarkozy'emu podporządkowanie się dyktatowi USA, ograniczenie francuskiej niezależności dyplomatycznej i wojskowej oraz utratę przez Paryż możliwości funkcjonowania jako niezależna siła w tworzeniu polityki światowej.
- Jesteśmy w rodzinie, jesteśmy sojusznikami, jesteśmy przyjaciółmi - stwierdził Nicolas Sarkozy, podkreślając jednocześnie, że Francja nie rezygnuje ze swoich przekonań. - Chcemy być przede wszystkim równymi przyjaciółmi i sojusznikami - deklarował prezydent Francji. Tłumaczył on, że kiedy Francja opuściła dowództwo NATO w 1966 r., generał de Gaulle uzasadniał to faktem, iż Francja wyposażyła się w "siłę ataku nuklearnego", odpowiedzialnością za który nie chce się dzielić z kimkolwiek, a zwłaszcza z amerykańskimi i angielskimi sojusznikami. Odmawiając zaangażowania się z USA w dalekie, nie swoje konflikty, Paryż liczył na odgrywanie niezależnej roli na scenie międzynarodowej. Po czterdziestu latach Nicolas Sarkozy uważa, że Francja może wzmocnić swoją pozycję bez zdradzenia zasad. Tym bardziej że francuski arsenał odstraszenia nuklearnego nie podlega dyskusji, a reguły Sojuszu dają krajom członkowskim wolną rękę do decydowania o uczestniczeniu w jego operacjach wojskowych. Dla prezydenta Francji pełne wejście w struktury NATO oznacza położenie kresu paradoksowi: Francja była głównym uczestnikiem operacji NATO od 1995 r. w Bośni, Kosowie i Afganistanie, nie będąc oficjalnie stowarzyszona. W końcowym komunikacie szczytu w Strasburgu 27 członków NATO wyraziło "gorące uznanie" dla francuskiej decyzji. Czytamy w nim, że NATO "uznaje wagę obrony europejskiej, bardziej silnej i skutecznej", co było warunkiem powrotu Francji do wojskowych struktur Sojuszu. Deklaracja ta nie przekonała lewackich działaczy, którzy starli się ze służbami porządkowymi i policją. Zamaskowani chuligani niszczyli na swojej drodze wszystko, co popadło. Rozbijali witryny sklepów, podpalali posterunki policji. Niszczono wszystko - od aptek, po biura państwowe i prywatne. Na jednej z kaplic napisano: "Religia nie jest niczym innym, jak tylko zaciemnieniem narzuconym inteligencji człowieka". Policja atakowana kamieniami, żelaznymi prętami i butelkami z benzyną użyła gazów łzawiących. 20 osób zostało rannych.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-04-06
Autor: wa